Najpierw jest wielkie odliczanie - już popojutrze, już pojutrze, już jutro. Wreszcie - jest. Jeszcze rano dzieci dopytują się, czy na pewno. Na pewno. Tata ma wolny dzień.
- W ogóle nie idziesz do pracy? - upewnia się kilkakrotnie Jaś. - Wcale?
To oznacza dzień specjalny - dzień czarodziejski i zabawowy. W taki dzień budzimy się w Stumilowym Lesie - Julka - Prosiaczek, Tata - Puchatek i Jaś - Tygrysek. Potem: chatka dla Kłapouchego, pułapka na Hohonie, wyprawa na biegun północny.
Czasem od rana mieszkamy w szkole magii i czarodziejstwa w Hogwarcie: Julka - Hermiona, Jaś - Harry Potter i tata - Ron. Julka szyje czarodziejskie szaty, robią różdżki z patyków, karty z zaklęciami, pelerynę-niewidkę. Kiedy wszyscy latają po domu na miotłach, nasz pies Lucek chowa się pod stół.
Ja z przyjemnością lokuję się gdzieś na marginesie wydarzeń. Bywam Mamą Kangurzycą proszoną czasem o placuszki z jabłkami albo Jęczącą Martą - duchem zawodzącym w jednej z łazienek Hogwartu. Zawyję raz i drugi i już. Odpoczywam.
Ze zdziwieniem przyglądam się sobie samej - nie jestem niezbędna, nie jestem za wszystko odpowiedzialna, nie muszę nad wszystkim panować, organizować. O wszystkim pamiętać. Ostrożnie się wyłączam.
No i proszę - mąż czyta o Pippi, gra w farmera, bawi się w ciuciubabkę, słucha nowin z całego tygodnia. Jest w siódmym niebie. Potrafi być z dziećmi i bardzo to lubi.
Po takim dniu przychodzi codzienność.
Od magii jest tata. Od codzienności - ja.
Lubię codzienność. Jestem specjalistą od codzienności. Nie tej szaroburej i nudnej, o, nie. Lubię codzienność ciepłą, kolorową, pełną rytuałów, znaczeń i niespodzianek. Wiem, że najważniejszy jest spokój, dużo uwagi i dobre pomysły. Przewidywalny rytm dnia, ale też sporo szaleństwa. Codzienność z dziećmi to dla mnie przyjemność i przygoda. Kiedy czuję, że sama robię się szarobura i znużona, potrafię o siebie zadbać, a dzieci wiedzą, że w ciągu dnia mam trochę czasu tylko dla siebie.
Wolny dzień. Dzień domowy. Mąż ma dwa dni wolne w tygodniu. To nie są stałe dni, więc trudno coś zaplanować. Czasem jeden po drugim, czasem nie. Czasem weekend, a czasem poniedziałek i czwartek. Często nie wiadomo tego do ostatniej chwili albo nagle okazuje się, że z dwóch dni zrobił się jeden.
Mąż nie jest pracoholikiem, chociaż bardzo lubi swoją pracę. Wychodzi z domu ok. 10 rano i wraca zazwyczaj po 22, kiedy dzieci już śpią.
Często myślę, jak by to było, gdyby mąż pracował gdzieś blisko domu albo po prostu wracał z pracy o 17. Bardzo bym chciała, żeby tak było. Ale przyzwyczaiłam się i staram się szukać w tym jakichś dobrych stron. Nie mamy kiedy się sobą znudzić i bardzo cenimy wspólne chwile. Wyjścia we dwójkę, może dlatego, że dość rzadkie, mają coś z uroku pierwszych randek.
W zwykły dzień, rano, przed wyjściem do szkoły Julka przychodzi do taty na całuski i opowiada, co się wydarzyło poprzedniego dnia. Odwożę Julkę, a Jaś ma swoje dwie godziny z tatą. Razem jedzą śniadanie, bawią się, czytają, grają w "Grzybobranie", gadają. W ciągu dnia mamy telefony - Jaś dzwoni po powrocie ze spaceru, a Julka - po szkole, z opowieściami o szkolnych wydarzeniach, koleżankach i planach na popołudnie. Mąż dzwoni do domu kilka razy dziennie. Dla mnie to bardzo ważne. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym - co w pracy, a co w domu, że dzieci od godziny obserwują sikorki przylatujące do karmnika i że już pojutrze idziemy do kina.
Najtrudniej jest wieczorem. Przed siódmą dzieci dzwonią do taty:
- Kiedy wracasz?
Okazuje się, że późno. Więc smutna mina Julki. Płacz Jasia:
- Ja nie chcę, żeby tata tu nie był.
Czasem tata robi niespodzianki.
- Kiedy wracasz? - pyta Julka
- Niedługo.
- A gdzie jesteś?
- Pod bramą! - śmieje się mąż.
Czasem wychodzimy po tatę do rogu naszej ulicy. Czasem dzieci czekają przy bramie, pędzą do samochodu i "same" kierują aż do podjazdu.
Kiedy mąż wyjeżdża na kilka dni, każde z dzieci pakuje mu do torby jakąś zabawkę.
- Ale po co jedziesz? - dopytuje Julka.
- Ale musisz? - upewnia się Jaś.
Przed wyjazdem mąż pisze do nas kartki i zostawia ponumerowane na każdy dzień swojej nieobecności. Co rano wręczam dzieciom po jednej kartce. Jaś domaga się wielokrotnego odczytywania, aż w końcu zna treść na pamięć. Julka swoją kartkę nosi przy sobie przez cały dzień.
Czasem mąż zabiera Julkę albo Jasia do pracy. Wielkie przeżycie - planują, co będą robić, szykują się. To dla nich bardzo ważne - wiedzieć, gdzie tata spędza dzień, co robi i po co. Julka bierze swój aparat i jest asystentem taty na sesji fotograficznej, a Jaś starannie wybiera kilka zabawek, którym zrobi zdjęcia. Poza tym u taty w pracy są jeżdżące fotele, automaty z czekoladą, dużo miejsca do biegania... I tata jakiś taki inny.
- Pracowy, ale jednak własny - ocenia Julka.
Julka ma z tatą różne wspólne pasje - najważniejsze to robienie zdjęć i teatr. Chodzą we dwójkę na te przedstawienia, które dla Jasia są zbyt poważne, mają ulubionych aktorów i godzinami dyskutują o "Odysei" albo "Podróży do wnętrza Ziemi". Tata towarzyszy Julce na lekcjach gry na gitarze i na zajęciach plastycznych. Jaś najbardziej lubi zapasy z tatą, tarmoszenie, wspólne czytanie i różne męskie zajęcia domowe, w których tacie pomaga. Każde z dzieci lubi mieć tatę tylko dla siebie, ale też bardzo lubimy spędzać czas we czwórkę. Mamy takie ulubione miejsca - warsztaty dla dzieci w Muzeum Etnograficznym, teatr Lalka, basen. Chociaż tak naprawdę równie miło jest grabić liście w naszym ogródku, grać w chińczyka albo po prostu być razem i nie robić NIC.
Dzieci zostawiają dla taty ślady wszystkiego, co dzieje się w ciągu dnia. Rysunek konika, garaż z klocków, sprawdzian z polskiego, rzeźby w mydle, korzeń z lasu. Pół ciastka z cukierni zawinięte w serwetkę i schowane do kieszeni. Pluszowa foczka dla taty kupiona w zoo z własnych tygodniówek. Planują: jak tata będzie miał wolne, to zrobimy ten eksperyment z mąką kartoflaną. Zrobimy wielkie ognisko. Zbudujemy karmnik.
Wakacje i ferie spędzamy we czwórkę. Z każdego wyjazdu przywozimy grubą kronikę. Jeszcze w kilka miesięcy po powrocie dzieci siadają z kroniką na kolanach.
- A pamiętasz, jak byliśmy z tatą w kopalni soli?
- A pamiętasz, jak pojechaliśmy z tatą do bacówki na rowerach i była burza z piorunami?
- A jak tata zrobił nam łuki?
- Czy jutro tata ma wolne? - dopytuje się Jaś codziennie wieczorem.
- Jutro nie. Za trzy dni.
- To ile jeszcze nocy do przespania i dni do pobawienia? - pyta sennie.
I znowu odliczamy: popojutrze, pojutrze, jutro. Dziś. Tata ma wolne.