Dzieci nie są winne moim porażkom

Są wakacje, dzieci wyjechały z dziadkami, ja mam nareszcie czas dla siebie. Mądre książki, które miałam przeczytać kurzą się na półce, nie trenuję, a przecież sobie obiecywałam, że będę dużo ćwiczyć. I ani razu nie byłam w muzeum.

Piszę te słowa w ramach zadośćuczynienia moim córkom , bo zdaje się, że parę razy wspomniałam w rozmowach ze znajomymi coś w tym stylu: "wiesz, zanim ogarnę wieczorem to towarzystwo, jestem już tak padnięta, że nie mam siły przeczytać nic wymagającego skupienia". Albo: "chodziłabym na basen codziennie, gdyby nie to, że Młodych nie mam z kim zostawić".

Oczywiście tłumaczę sobie, że każdy czasem musi poleniuchować , pooglądać ulubiony serial w telewizji (akurat ten sezon widziałam tylko dwa razy), zwolnić tempo. Ale gdzieś w środku wiem, że leniuchuję, bo po prostu nie chce mi się zmobilizować do działania. I że nie ma to związku z dziećmi.

"Jak urodzisz dzieci, to sama się przekonasz, że odzyskać figury sprzed ciąży po prostu się nie da" - objaśniała mi przed laty pulchna znajoma. Pracowałam z nią biurko w biurko i wiem, że jadała kajzerki z kiełbasą, uwielbiała ciasta i mało się ruszała. Być może rzeczywiście przed urodzeniem dzieci przy takiej diecie była szczuplejsza. Ale to nie przez córkę i syna nabrała ciała. Sądzę, że "winne" były: rosnący apetyt, wolniejszy z wiekiem metabolizm, styl życia i być może też trochę geny. Nie ma nic złego w tym, że owa znajoma jest okrągła i bujna. Natomiast nieuczciwie głosi pogląd, że nadwaga to jedno z tych utrapień, które przydarzają się matkom.

"Po urodzeniu córki nie wróciłam już do pracy, nie zrobiłam kariery. Trochę szkoda, mówiono, że mam talent i wysoko zajdę" - słyszała moja przyjaciółka przez całe dzieciństwo. Słyszała to, choć słowa nie były do niej kierowane; mama zawsze jej mówiła, że bardzo ją kocha. Jednocześnie swoim koleżankom i znajomym opowiadała o tym, jak wiele wyrzeczeń poniosła dla dobra dziecka. Wiem, że to dziecko czuło się przeszkodą w realizacji marzeń, czuło się odpowiedzialne za mamine rozgoryczenie.

Wydaje mi się, że tak naprawdę jej utalentowana mama była szczęśliwa z dzieckiem w domu , tylko nie umiała przedstawić swojego życia w pozytywnym świetle. Zamiast: "wybrałam bliskość z dzieckiem" mówiła wciąż, że "tyle ją ominęło". Może czuła się winna, że zmarnowała talent? Może chciała pokazać, że stać ją na wiele? Nie wiem. Wiem tylko, że gdyby naprawdę tak zależało jej na karierze, dziecko nie byłoby przeszkodą. I założę się, że wcale by nie ucierpiało. Może widywałoby mamę nieco rzadziej, ale uśmiechniętą? Może nabrałoby przekonania, że warto realizować marzenia? Może nauczyłoby się, jak elastycznie łączyć różne życiowe aktywności?

Znam kobietę, która opiekując się samotnie dwójką małych dzieci (jedno niemowlę, drugie - dwulatek) nauczyła się obcego języka, by móc wziąć udział w szkoleniu , które rozwinęło ją zawodowo i pozwoliło otworzyć przewód doktorski. Znam kobietę, która będąc w ciąży z trzecim dzieckiem (starsze dzieci były wtedy w wieku przedszkolnym) nauczyła się grać na wymarzonym instrumencie. Znam rodziny, które po urodzeniu dziecka realizują dalej swoje życiowe pasje - uprawiają sporty, podróżują w egzotyczne rejony świata. Dzieci im w tym nie przeszkadzają.

Oczywiście - znam wielu mężczyzn, którzy prawie w ogóle nie zajmują się dziećmi , zwalając cały ciężar opieki na partnerki i wiele osiągają w życiu zawodowym czy realizują swoje pasje. Bardzo łatwo patrząc na nich sarknąć: "Dzieci ich nie powstrzymują, to mogą piąć się na szczyt!". Tak, na pewno człowiek nie obciążony licznymi obowiązkami ma łatwiej. Ale czy osoba zajmująca się dzieckiem automatycznie traci możliwość realizowania marzeń? I czy może mówić, że różne jej zamierzenia nie udają się "przez dzieci"?

Moje wakacyjne przemyślenia to nie tylko dzielenie włosa na czworo. Chciałabym, żeby żadne dziecko nie słyszało od kołyski, że popsuło rodzicom życiowe plany albo było przyczyną sporej niedogodności. Taki zarzut, nawet polany lukrowanym: "Ale oczywiście kocham Cię nad życie i cieszę się, że jesteś", to dla dziecka duży ciężar. Wpływa na samoocenę, na wybór życiowej drogi, na relacje z bliskimi ludźmi.

Druga kwestia jest taka: jeśli my, dorośli ludzie mający dzieci, będziemy kreślić obraz rodzicielstwa jako hamulca rozwoju, ograniczenia wolności, przyczyny złego wyglądu i wszelkich życiowych rozczarowań, to będziemy zwyczajnie straszyć tych, którzy dzieci jeszcze nie mają. To być może nie doczekamy się wnuków.

A podobno posiadanie wnuków to już czysta przyjemność.

Copyright © Agora SA