Ojciec dziecka zadał pytanie, którego żadna kobieta nie powinna słyszeć: czy to moje dziecko? Od jego rodziny usłyszałam: łapiesz go na dziecko, usuń ciążę i zostaw nas wszystkich w spokoju. Wtedy zrozumiałam, że będę samotną mamą i dam mojemu maluszkowi wszystko, czego będzie potrzebował, za siebie i za ojca.
Podjęłam wyzwanie bycia matką.
Mamo, wiem, że jesteś w trudnej sytuacji, wiem, że jesteś zdenerwowana. Pozwól mi żyć, a wszystko się ułoży. Jestem jeszcze maleńka, ale czuję i wiem wszystko. Nie mam ci za złe tego, że się denerwujesz, że płaczesz, że czasami nie chcesz mnie dotykać lub do mnie mówić. Wiem, że mnie kochasz.
Jest w ciąży. Nikt tego nie planował, nikt tego nie chciał. Skoro chce zachować dziecko, będę ją wspierał, aczkolwiek pozostanę z daleka. Przynajmniej na razie. Jestem między młotem a ko-wadłem. Nie ma jeszcze dziecka, więc na spokojnie wszystko przeanalizuję. Mamy czas, nie trzeba się spieszyć. To będzie decyzja życiowa, nie tylko na dziś lub jutro, ale na zawsze. Kocham ją, tęsknię za nią. Będzie miała nasze dziecko. Też będę je kochał. Może i działam powoli, ale działam i będę z nią, a na pewno dam dziecku wszystko, czego tylko będzie potrzebowało.
Nie było łatwo. Uwielbiałam być w ciąży, choć tak strasznie brakowało mi poczucia stabilizacji i bezpieczeństwa. Moim marzeniem było nosić na prawej ręce jakikolwiek pierścionek, jednak o zaręczynowym mogłam tylko pomarzyć. Tatuś mojego maleństwa pozostawał ze mną w kontakcie, ale trzymał się na uboczu. Jedyną pomocą od niego były smsy i telefony. Byłam sama i samotna. Tak bardzo pragnęłam czyjegoś ciepła. I tak trwaliśmy sobie w tym związku-nie związku, a dzidzia rosła.
W 14. tygodniu ciąży pani doktor oznajmiła, że prawdopodobnie będzie chłopiec. Tak chciałam mieć synka. Następne USG potwierdziło płeć, ale kolejna pani doktor nie za bardzo miała czas dla mnie i dla dziecka, dlatego więcej do niej już nie wróciłam. Zapłaciłam za wizytę 300 zł, a wyszłam rozczarowana, zdenerwowana i rozżalona... Ale cóż, sama musiałam uporać się ze swoimi uczuciami. Nie było nikogo w pobliżu, na kim mogłabym się wyżyć.
W 25. tygodniu ciąży przeżyłam zmianę płci swojego dziecka. W rodzinie zapanowała ogromna radość, że pojawi się wnuczka, siostrzenica, siostra cioteczna. Po krótkotrwałym rozczarowaniu i mnie ogarnęła radość z posiadania córeczki.
Mamo, ja rosnę! Pływam sobie w twoim brzuchu i uwielbiam, gdy mnie dotykasz i do mnie mówisz. Ciągle powtarzasz słowo tato, ale ja niestety nie wiem, co to takiego. Czy to coś do jedzenia? Bo jeśli tak, to wcale mi tego nie trzeba, bo mam tu wszystko, co potrzebne do życia.
Nie muszę się oświadczać. Przecież codziennie powtarzam jej, że z nią będę. Po co jej kawałek metalu? A tak jest bezpieczniej. Moja rodzina nie lubi całej tej sytuacji. Nieraz okłamuję ich, nieraz ją, ale nie mam wyjścia. Muszę to jakoś rozwiązać, im szybciej, tym lepiej, ale na razie nie wiem jak.
Córeczkę urodziłam w niedzielę rano, po trzyipółgodzinnym pobycie na sali porodowej. Był to największy koszmar mojego życia. Nie traktowano mnie źle, ale było nieprzyjemnie. Pan doktor, który pojawił się na przebicie pęcherza płodowego, okazał się nieczułym gburem. Był to najgorszy moment całego porodu, ale może dzięki temu zdążyłyśmy na obiad. W każdym razie ja, bo Córeczka nie jadła aż do poniedziałku.
Tatuś się pojawił, ale nie pojawiły się ani kwiaty, ani pierścionek. Nie było łez, nie było zachwytów. Jako panna z dzieckiem trzymałam ciążę w tajemnicy przed wszystkimi, więc mój telefon nie wibrował od smsów i telefonów. W samotności przyjęłam największe szczęście, jakie przychodzi do człowieka.
Nie, nie tak powinno być! Nie w taki sposób rodzi się pierwsze dziecko. Nie tak przeżywa się pierwszą ciążę. Ale cóż, wszystko to już za mną, niczego nie da się już poprawić, trzeba iść do przodu i starać się nadrobić to, co się straciło.
Mamo, ja chcę wrócić tam, skąd przyszłam. Tu jest zimno, głośno, ciągle ktoś chce czegoś ode mnie. A ja chcę tylko do ciebie. Było mi ciężko wyjść z brzucha. Słyszałam, jak krzyczałaś, ale ta pani obok krzyczała dużo bardziej, więc chyba aż tak nie bolało? Ja też krzyczałam. Byłaś przerażona, gdy nie odzywałam się, ale potem dałam głos i wzięłaś mnie w ramiona. A teraz idę spać, mamo. Ty też odpoczywaj, całe życie przed nami!
Jest taka podobna do mnie, moja mała dziewczynka. Kocham ją tak mocno, kocham też jej matkę, ale ciągle tylko się kłócimy. Czemu ona nie może odpuścić, wyluzować i cieszyć się życiem? Wszystko się ułoży, zapewnię mojej córeczce wszystko, czego tylko zapragnie! Czegóż chcieć więcej?
Macierzyńska miłość nie poraziła mnie w szpitalu. W domu nie było lepiej. Nie miałam depresji, Córeczkę tuliłam, karmiłam, przewijałam, jednocześnie czując, jak wielką kulę u nogi sama sobie założyłam. Kochałam moje maleństwo, nienawidziłam siebie, jej ojca i swojej głupoty. Byłam przerażona, zmęczona. Nie umiałam tak momentalnie zrezygnować z samej siebie na rzecz drugiego człowieka. Oddałabym wszystko, byle tylko cofnąć czas i nie do-puścić do tego, a jednocześnie patrząc na czarne oczka mojej Malutkiej, nie umiałam wyobrazić sobie życia bez niej.
Było bardzo ciężko. Pomagała mi mama, siostra, ale na koniec ze wszystkim zostawałam sama. Córka nie przejmowała się zwyczajami ludzi i w środku nocy robiła sobie kilkugodzinne przerwy, podczas których chodziłam z nią po pokoju, karmiłam, padałam ze zmęczenia, a czarne oczy nie chciały się zamknąć. Byłam wściekła na małą, wiele razy mówiłam jej rzeczy, których w świetle dnia tak bardzo się wstydziłam.
Tatuś nas odwiedzał. Miał do nas daleko, mieszkał w innym kraju i nie mógł być z nami ciągle. Nie mógł i nie chciał, i zawsze znajdował sobie cudowną wymówkę. Wiem, że nie do końca byłam dla niego sprawiedliwa. Starał się, przylatywał, kiedy tylko mógł, ale dla mnie było to stanowczo za mało. Poza tym on mógł wyrwać się z zaklętego kręgu pieluch i płaczu, wsiąść w samolot i odlecieć, zapewniając, jak bardzo nas kocha. A ja zostawałam sama ze wszystkim na głowie.
Mamo, dlaczego mnie tak traktujesz? Przecież ja nie umiem być złośliwa, nie karzę cię w żaden sposób, dlatego, proszę, kochaj mnie, nie złość się na mnie. Ja potrzebuję tylko ciebie, niczego więcej. Ciągle jest ciemno, nie wiem, kiedy powinnam spać, a kiedy nie. Ale się zmienię, daj mi czas. I nie mów, proszę, że powinnaś mnie oddać do adopcji. Bo ja chcę być z tobą i kocham cię, nawet jeśli ty mnie w tej chwili nie cierpisz.
Wiem, że ona się boi. Wiem, że jej trudno. Całe jej życie zostało przewrócone do góry nogami. To nie tylko moja wina, to nasza wspólna odpowiedzialność. Ja na szczęście mam odskocznię. Lecę do domu, idę do pracy. Moje życie wcale aż tak bardzo się nie zmieniło. Tęsknię za nimi, kocham moje maleństwo, ale na razie moja rodzina ma rację. Powinienem pomyśleć o sobie, podjąć decyzję najlepszą dla mnie. Nadal mogę zacząć wszystko od początku. Ale wiem, że cokolwiek bym zrobił i z kimkolwiek był, zawsze będę myślał o moich dwóch dziewczynach w Polsce.
Było lepiej. Mała zrozumiała, do czego jest dzień, a do czego noc, i zaczęłyśmy chodzić spać z kurami. Tak zresztą jest do dziś, co sobie chwalę. Przynajmniej mogłam spać, choć co to za spanie z kilkoma pobudkami... Na szczęście po kilku miesiącach treningu wstawanie w nocy nie jest niczym nadzwyczajnym.
Od początku nastawiałam się na karmienie piersią. Wiązało się to z wieloma niedogodnościami, ponieważ mała okazała się alergiczką. Musiałam zrezygnować z wielu ulubionych potraw. Schudłam idealnie, bo zrzuciłam nadprogramowo 5 kilo. Ale nadal pamiętam te długie wieczory i dni, kiedy ssało mnie w żołądku, a nie miałam nic, co mogłabym zjeść, oprócz chleba.
Konsekwencją tego typu żywienia córki była niemożność zostawienia jej na kilka godzin z kimś innym. Nie chciałam, by przyzwyczaiła się do butelki, więc starałam się ograniczyć rozstania. Nigdzie nie wychodziłam bez niej, byłyśmy nieodłączne i zmęczone sobą. Ale udało się jakoś przetrwać zimę, a z wiosną przyszły słoiczki, chrupaki i inne rzeczy.
Nie jest mi łatwo. Najsmutniej jest, gdy widzę inne dzieci i innych tatusiów. I wiem, że moje tak nie ma i raczej mieć nie będzie.
Już mówię pierwsze słowo: "tata". Wiem, że wolałabyś usłyszeć "mama", ale na pewno powiem je wkrótce, i to z większą świadomością. Kocham cię. Nie lubię, gdy nie ma cię w pobliżu, chociaż kiedy się bawię z innymi dziećmi, to czasem zapominam o tobie. Ale zawsze z radością wracam do ciebie. I do cyca. Już nawet wiem, gdzie go mam szukać i umiem się o niego upomnieć!
Czas ucieka, a sytuacja nadal nie jest klarowna. To moja wina. Wiem, że ona się martwi i ostatnio ciągle płacze do słuchawki. No i oczywiście obraża mnie na wszelkie sposoby. Ale ja już taki jestem i nie umiem działać szybciej. Mówi, że gdybym je kochał, już dawno bylibyśmy razem. Ma rację, coś w tym wszystkim nie działa.
Kocham je. Ale nie są tym, czego chciałaby dla mnie moja rodzina. Nie są tym, co ja sam sobie wymarzyłem.
Ale są moimi dziewczynkami.
Dopiero teraz - prawie rok po urodzeniu córki - dopadła mnie miłość do niej. Kocham te małe rączki, tę czarną główkę, ten uśmiech. Cieszy mnie nawet kupa zrobiona na nocnik, rozerwany chlebek, brudny stół. Łapię się na tym, że mogłabym godzinami przypatrywać się jej i ją dotykać, całować, głaskać.
Chciałabym, by zaczęła już chodzić. do szkoły. Ale jak mówi moja mama - kiedy ona urośnie, to i ja się postarzeję. Na razie nie przekroczyłam jeszcze trzydziestki, muszę uporządkować swoje życie, znaleźć nowego tatusia, ale najpierw przegonić starego. Tylko że łatwiej to powiedzieć, aniżeli zrobić.
Chciałabym, by tato odwiedzał nas częściej. Nie możesz sprawić, by z nami zamieszkał? Nie lubię, gdy nas opuszcza. Machamy mu przy drzwiach, a potem on znika i go nie ma. Gdzie on jest i czemu nie chce być z nami? Przecież ja tak go kocham i tak za nim tęsknię.
Nie mogę już tak dłużej żyć. Trzeba się zdecydować, bo krzywdzę wszystkich dookoła. Kupiłem jej pierścionek i wsiadam w samolot. Oświadczę się, a potem zbudujemy razem wspólny dom.
Gdy przyjedzie z pierścionkiem, powiem "nie". Niech mnie uwolni, pozwoli mi odejść, a wiem, że rozwinę skrzydła i wychowam dziecko na dobrego człowieka. Niech patrzy z daleka na to, co utracił.
Tak bym się zachowała w idealnym świecie.
A tak to pewnie rzucę mu się na szyję, zacałuję go i będę snuć wizje szczęśliwej rodziny.
A zresztą zobaczymy, co się wydarzy.