Spierają się te, które karmią piersią z tymi, które podają butelkę. Te, które rodzą siłami natury z tymi, które wybierają cesarkę. Te, które zabraniają słodyczy z tymi, które nagradzają cukierkami... Istnieje jeszcze jedna odsłona sporu, który ujawnia nieskończone pokłady pogardy, jaką mogą żywić do siebie ludzie połączeni na pierwszy rzut oka wspólnym doświadczeniem: w tym wypadku macierzyństwem. Ta sfera ognistych dysput dotyczy matek i życia zawodowego.
Na forum "Małe dziecko" rozgorzała dyskusja, w której ścierają się zwolenniczki i przeciwniczki odważnie postawionej tezy, głoszącej, że niepracująca matka kilkuletniego dziecka, które mogłoby chodzić do żłobka lub przedszkola, kieruje się w życiu lenistwem i wygodą. Dyskusję zainicjowała internautka o nicku jul-kaa , umiejętnie wkładając kij w mrowisko pytaniem: "Czy mama, która zajmuje się domem i dzieckiem, które z jakichś przyczyn nie chodzi do żłobka/przedszkola, jest leniem i utrzymanką? Jeśli tak, to co decyduje o tym, że jest? Wysokość zarobków męża? Wiek dziecka?". Co na to mamy-forumowiczki?
Ze wspomnianej dyskusji wynika, że czasy, kiedy matki nie pracowały i było to uważane za tak samo naturalny wybór jak godzenie macierzyństwa z pracą zawodową, należą już do przeszłości. Większość internautek wychodzących z założenia, że kobieta powinna pracować i posyłać dziecko do przedszkola, uważa, że pozostanie w domu jest przejawem wygodnictwa: "Tylko bardzo proszę nie mówić, że zajmowanie się domem i opieka nad 5-latkiem to pełnoetatowa praca. 5-miesięcznym niemowlęciem to może i tak. Piątką dzieci - tak. Ale nie starszym przedszkolakiem. Jeśli już nie pracujesz zawodowo, a zajmujesz się tylko (tak, tak TYLKO) dzieckiem i domem, to przynajmniej nie opowiadaj dookoła, jak to jest Ci ciężko, ile masz roboty i jak to musiałaś umyć okna" (wilhelminaslimak).
Aagnes stwierdza autorytarnie, że jeśli nie ma poważnych powodów, dla których dziecko nie chodzi do przedszkola, to kobieta niewątpliwie jest leniem. Nie jest też w ocenie forumowiczki "normalną kobietą", bo te pracują zawodowo. Tłumaczy to tak: "To wszystko, co robi w tym czasie, normalne kobiety robią pracując, więc sorry, ale ugotowanie czy zaprowadzenie dziecka na zajęcia dodatkowe to nie jest jakiś wyczyn, który pozwala nie mówić, że jest leniwa. (...) Zresztą skoro kobieta nie wstydzi się prowadzić takiego tryb życia to chyba się liczy z tym, że jest oceniana przez innych. Ja takie panie nazywam leniami, inni pewnie gospodyniami domowymi, mamami na cały etat".
Zdecydowanie nie zgadza się z nią forumowiczka o nicku zona_mi, która kwituje to stwierdzenie krótko: ona nazywa takie matki osobami o innych priorytetach. I dodaje: "Leniem równie dobrze można nazwać mamusię, której nie chce się aktywnie zajmować własnym dzieckiem, bo woli odbębnić osiem godzin przy przerzucaniu papierów, a potomstwo powierzyć niani i placówkom".
Niepracujące matki także zabrały głos w dyskusji. Ton ich wypowiedzi jest różny, od "nic wam do tego, jak układamy sobie życie" do "przemawia przez was brzydka zawiść i zazdrość, nic innego". Internautka tijgertje mówi, że kompletnie jej nie obchodzi to, czy ktoś uważa ją za lenia: "Utrzymanką nie jestem, rodzinę `kręcimy` wspólnie z mężem, każdy ma inne zadania i obowiązki. (...) Decyzje podejmujemy wspólnie i nie ma mowy, żeby jedno z nas było ważniejsze od drugiego".
Pojawiły się też głosy, że część kobiet nie pracuje, bo nie może znaleźć pracy albo ich pensja nie wniosłaby wiele do domowego budżetu, a wtedy przebywanie poza domem przez około 10 godzin dziennie wydaje się mało uzasadnione: "Rola matki ogranicza się w takiej sytuacji do podania kolacji i położenia spać. Rodzice sami musza ocenić, co jest dla nich ważniejsze" (mikams75).
Aniaurszula uderza w czuły punkt, przy okazji wygłaszając mocno kontrowersyjną tezę: "Szczerze szkoda mi tych wszystkich maluchów, które idą do żłobka, bo matka musi iść do pracy. Zaraz się odezwą, że trzeba żyć i zarabiać, utrzymać poziom życia - tylko że to wszystko kosztem dziecka. Te dni już nie wrócą, a za kilka lat dziecko nie będzie już tak mamy potrzebowało. Wymiękaj więc i zarabiaj, jeśli mąż tego nie potrafi".
Znam wiele matek, które dużo dałyby za możliwość pracy w domu, by łatwiej było im godzić macierzyństwo z wyzwaniami zawodowymi. Z wypowiedzi forumowiczek wynika, że taki styl pracowania nie przez wszystkich uważany jest za aktywność zawodową - w myśl zasady "jesteś w domu, to znaczy, że nic nie robisz". Wspomina o tym paliwodaj, która pracuje w domu, a przy okazji opiekuje się trójką dzieci, zajmuje się ich sprawami szkolnymi, zawozi na zajęcia dodatkowe, itd. "I ciągle zdarza się, że usłyszę od jakiegoś ignoranta: 'ty nie pracujesz'. Leniem zdecydowanie nie pozwolę się nazwać, utrzymanką też nie jestem" - podkreśla zdecydowanie.
Podobne doświadczenia ma magdalenas9: "Też pracuję w domu i zarabiam mniej więcej tyle ile mąż. I też słyszę, że nie pracuję, że niewiele robię. Można do mnie wpadać bez zapowiedzi, spóźniać się, odstawiać dziecko, kiedy się chce...". Przecież skoro pracuje w domu, to może to zrobić później, nie musi teraz, prawda?
Oceniając wybór niepracujących matek, niektóre internautki zauważają, że o ile rodzinę stać na taki układ, to wszystko jest w porządku. Gorzej, jeśli taka decyzja powoduje, że ledwo wiążą koniec z końcem, a mężczyzna musi pracować ponad siły, żeby utrzymać rodzinę. Przeważa też opinia, że matki pracują, bo muszą, a nie dlatego, że chcą. Zauważa to forumowiczka o nicku bluemka78, którą zdziwiło takie założenie: "Chyba każdy ma inne potrzeby i predyspozycje, ja np. nie byłabym dobrą matką na pełnym etacie. Nie wyobrażam sobie siedzenia w domu i realizowania się tylko jako matka, żona i gospodyni domowa".
Mama_mili przyznaje natomiast szczerze, że pracuje, ale chciałaby móc z tego zrezygnować. Nie może jednak sobie na to pozwolić ze względów finansowych. "W natłoku obowiązków brakuje mi czasu dla córki. Nie mogę jej dać tego, co chciałabym. A mogłabym dużo. Teraz nie mam nawet czasu na przeczytanie książki, która mogłaby mi pomóc w uporządkowaniu emocji związanych z wychowaniem. Gdybym była w domu i ktoś nazwałby mnie leniem - chyba strzeliłabym w pysk" - kończy wypowiedź dosadnie.
Agnieszka77_11 zwraca uwagę na coś jeszcze innego: "Ja uważam, że w pewnym wieku dziecka warto - i nawet wypadałoby - wybrać się do pracy każdej kobiecie, bo nie wiadomo, jak potoczą się losy naszego związku. Czy mąż nie straci pracy, czy mu się coś nie stanie, nie zachoruje czy najzwyczajniej w świecie nie powie 'adiós', bo spotka młodszą i piękniejszą. I z czym my wtedy zostaniemy? Każda z nas powinna być niezależna" - podkreśla internautka.
Ciekawym głosem w dyskusji jest wpis użytkowniczki o nicku spiryna: "W dzisiejszych czasach kobieta musi być idealną pracownicą, mamą, gospodynią, żoną, kochanką . Nie może zrezygnować z czegoś, otwarcie przyznać się, że na przykład chce być z dzieckiem w domu. Współczesna kobieta wszystko musi robić naj i przy tym jeszcze się uśmiechać, bo przecież tak trzeba. Jak nie chodzi do pracy, to leń. Jak pracuje i nie ma czasu dla dziecka, to wyrodna matka. Jak ma brudne okna, to syfiara. Przy tym musi być szczupła, zadbana i seksowna. Czy nie wymagamy za dużo od siebie? Praca jest bardzo ważna, ale czy za bardzo jej nie gloryfikujemy? Dlaczego kobietę zostającą w domu traktuje się jak nieroba? Czy ktoś pomyślał, że wiele kobiet po ciąży nie może wrócić do pracy, bo społeczeństwo - w tym inne kobiety - uważają, że będą gorszymi pracownikami?"
To, że łatwo nam o negatywne oceny wyborów innych ludzi nie jest nowością, każda strona ma swoje argumenty i każdy z nich może mieć siłę przekonywania. A skoro tak, to może rację mają jednak ci, którzy twierdzą, że bez różnorodności świat byłby bardzo nudnym miejscem? To dobrze, że wybory są różne, że nie ma takich samych ludzi i że każdy może decydować o tym, co będzie najlepsze dla niego i jego rodziny. Po co nam kraj zaludniony przez naszych sobowtórów?