"Ja to zrobię najlepiej!". Same dokładamy sobie więcej pracy?

Nikt nawet nie próbuje zaprzeczać, że większość obowiązków domowych wykonujemy my, kobiety. Wygląda jednak na to, że mogłybyśmy ich mieć mniej... gdybyśmy tylko chciały!

Nie potrzeba badań, żeby stwierdzić, że większość zadań w domu to działka kobiet. Gdybyśmy chciały jednak podeprzeć się wynikami prac naukowych, dowiedziałybyśmy się, że takie czynności jak pranie czy prasowanie to zajęcie kobiet w 84 proc. rodzin. Posiłki to domena pań w 3/4 domostw, a zmywanie w 65 proc. Panowie przejmują część obowiązków, ale zazwyczaj są to rzeczy takie jak wyrzucanie śmieci (32 proc. mężczyzn w stosunku do 23 proc. kobiet), wezwanie hydraulika czy zlecenie innych usług - tu aż w 59 proc. to oni sięgają po telefon.

Wygląda to dość kiepsko, same przyznacie. Okazuje się jednak, że częściowo dzieje się tak na nasze własne życzenie. Dlaczego tak jest?

Ciemna strona macierzyństwa

W raporcie ''Ciemna strona macierzyństwa - niepokoje współczesnych matek'', przeprowadzonym pod redakcją dr Małgorzaty Sikorskiej, socjolożki z Uniwersytetu Warszawskiego, na zlecenie firmy AXA, czytamy: "kobiety wciąż są przekonane, że wykonywanie prac domowych jest tym, co powinna robić 'dobra żona', a niemal wyłączne przejęcie opieki nad dzieckiem tym, co powinna robić 'dobra matka'. Kobiety często uważają gotowanie i sprzątanie za sposób okazywania swojej troski, a nawet miłości, innym członkom rodziny". Co więcej, obowiązki domowe i podejmowanie decyzji w sprawach dotyczących rodziny i jej życia, dają nam poczucie kontroli nad wszystkim i symboliczną władzę - i to właśnie z tego nie chcemy zrezygnować.

Innym problemem wyraźnie zarysowanym w raporcie, jest to, że mimo iż oczekujemy od naszych partnerów większego zaangażowania w życie domowe, to nie uważamy ich za pełnowartościowych dorosłych, twierdząc, że trzeba ich pilnować, instruować, poprawiać i że tak naprawdę są "małymi dziećmi". Chwileczkę, drogie Panie, ale czy my się w nich kiedyś nie zakochałyśmy? Co nas pociągało? Urok wiecznego chłopca? Trudno w to uwierzyć! Nie ma wyjścia: jeśli chcemy, żeby było nam łatwiej, musimy zaufać osobom w naszym otoczeniu. I oddelegować część odpowiedzialności.

Miejsce kobiety jest w kuchni

Weźmy na przykład gotowanie - niby wiadomo, że ugotować coś trzeba, zwłaszcza, że rodzina jeść musi, a gotujący facet w Polsce wciąż należy do rzadkości. Nie każda z nas ma to szczęście, że mieszka z szefem kuchni czy miłośnikiem sztuki kulinarnej, bierzemy więc na bary całą kuchnię i czasem tylko wyręczymy się mężczyzną, gdy musimy otworzyć słoik czy zrobić zakupy - chociaż w tym przypadku pewnie także będziemy narzekać, bo kupi nie to, o co prosiłyśmy albo za mało (najczęściej jednak za dużo i zawsze coś spoza listy).

To chyba w ogóle przypadłość kobiet, nie tylko nasza cecha narodowa - okazuje się na przykład, że Brytyjki często gotują trzy różne obiady dziennie. Tak na wszelki wypadek, żeby każdy znalazł dla siebie coś smacznego. Ratunku! Naprawdę? Tak, wszak syn może lubić tylko zapiekanki makaronowe, mąż woli stek, a córka chce naleśniki. A kobieta skubnie trochę z każdej potrawy i później jeszcze ponarzeka, że za dużo zjadła. Życie. Palec pod budkę: której z Was zdarza się przygotować kilka potraw do wyboru?

Gdyby się nad tym zastanowić, to jednak trochę niepotrzebnie dorzucamy sobie zajęć, prawda? Moja córka, upominana przeze mnie, że ma przestać coś robić, odpowiedziała mi niedawno - Ty już lepiej zajmij się tym swoim gotowaniem! - Świat na moment zastygł, a później całe moje feministyczne niebo spadło mi na głowę.

Nikt tego nie zrobi tak dobrze jak ja!

Jak to jest, że kiedy on sprząta to nigdy nie odkurzy za kanapą, na lustrze zostaną smugi, a koszulki w szafie nie są ułożone kolorystycznie? Jeśli sama czegoś nie zrobisz, to nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ty! Więc odkurzasz i myjesz podłogę, bo po prostu robisz to lepiej. Lustra i okna są wystarczająco czyste tylko wtedy, gdy sama je umyjesz, a porządek w szafie to coś, nad czym musisz nieustannie czuwać. Moja koleżanka zatrudniła już trzy panie do sprzątania, ale każdą z nich zwalniała, bo nie były tak dobre ... jak ona. Teraz lekarz ją ostrzega, że jest przemęczona i stąd biorą się jej kłopoty zdrowotne, ale jak tu odpocząć, kiedy musi wysprzątać cały dom, zadbać o ogród, zaopiekować się dzieckiem, a w nocy przygotować prezentację dla klienta?

Inna znajoma pewnego dnia stwierdziła, że ma dosyć i że kończy z perfekcjonizmem. Nakrzyczała na męża, wytłumaczyła do czego służą różne obco wyglądające sprzęty (m.in. wspomniany już odkurzacz) i tak oto przeszła metamorfozę - z Idealnej Pani Domu w Szczęśliw(sz)ą Kobietę. Może warto wziąć przykład? Tylko jak tego dokonać, skoro aż 87% z nas twierdzi, że woli coś zrobić sama niż poprosić o pomoc, a 72% Polek robi większość rzeczy samodzielnie, bo "nikt ich nie zrobi tak dobrze jak ja" - czytamy we wspomnianym już raporcie. A wiadomo - podłoga umyta "po naszemu" to sprawa nadrzędna. Możemy padać ze zmęczenia, ale świadomość, że za szafą nie ma kurzu pozwoli nam spać spokojniej.

Mężczyzna to takie duże dziecko

Z potomstwem to naprawdę ciężka sprawa, wszak to mama najlepiej rozumie swoje dziecko - to ona go pod sercem przez długie dziewięć miesięcy nosiła, to ona z łona na świat wyparła, na własnej piersi wyhodowała i w ramionach utuliła. Od prawieków umiejętność opieki nad dzieckiem zapisywała się nam, kobietom, w chromosomach płciowych - a wiadomo, że biologii nie oszukamy! Można by niby zostawić malucha na kilka godzin z tatą, zwłaszcza, że sam wydaje się nalegać, ale jak tu się na to zdecydować, skoro na pewno zrobi coś źle? Przewinie nie tak jak należy, założy zimowego pajaca latem albo puści w samym bodziaku na zimną podłogę. Dziecko niechybnie nabawi się guzów, siniaków albo będzie pozostawione samopas, gdy tata na "krótką" chwilę włączy grę komputerową...

Chciałybyśmy, chciały, ale naprawdę nie możemy... Bo mężczyzna to takie kolejne dziecko, przypilnować go trzeba, za rękę przytrzymać. I w ogóle nieodpowiedzialny jest taki i wciąż nie dorósł do roli ojca! I rzeczywiście w raporcie o ciemnej stronie macierzyństwa kobiety otwarcie przyznają, że nie ufają umiejętnościom swoich partnerów i uważają, że są niekompetentni. W rezultacie, mimo że współcześni mężczyźni są coraz bardziej zaangażowani w opiekę nad dziećmi - i takie są również oczekiwania społeczne wobec nich - w rzeczywistości pełnią bardziej funkcję "pomocników" niż równowartościowych partnerów. A my nie chcąc im bardziej zaufać, zostajemy same ze swoją odpowiedzialnością, poczuciem winy i lękami.

Oczekujemy zaangażowania, ale same je ograniczamy, bardziej lub mniej świadomie, bojąc się utraty władzy i kontroli. To skomplikowane, ale powinnyśmy dopuścić ojców do wychowywania dzieci. Nie tylko dlatego, że coraz więcej z nich deklaruje taką potrzebę, ale dla siebie - żeby nam było łatwiej. I dla dzieci - żeby one miały lepiej, mając dwójkę zaangażowanych rodziców.

Podzielmy się odpowiedzialnością

Nie zgadzam się z tezą, że Matka Polka nie narzeka. Jestem pewna, że czasem narzekam. Wiem, że skarżą się też moje znajome i tysiące innych mam - w Internecie, w prasie, w telewizji. Wiedząc, że są takie obszary, które można zmienić i tym samym poprawić swoje życie, powinnyśmy zachłannie rzucić się na tę możliwość. Jako matki zawsze podkreślamy, że chcemy dla naszych dzieci tego, co najlepsze. Czy nie zasługujemy na to samo? Sylwia Chutnik w wywiadzie dla Polskiego Radia powiedziała: - W Polsce mimo tego, że mamy coraz bardziej się emancypują, ciągle uważają, że to one zawsze maja rację. Istnieje taki matriarchat domowy - sfera bardzo prywatna. Mamy uważają, że wszystko wiedzą najlepiej, a z drugiej strony oczekują równouprawnienia w domu, ale mocno trzymają władzę matczyną.

Jeśli tylko zrzekłybyśmy się części tej władzy byłoby lepiej - dla wszystkich zainteresowanych. Często jesteśmy naprawdę głęboko przekonane o tym, że nasi partnerzy nie poradzą sobie w sytuacjach, w których my funkcjonujemy bez najmniejszego problemu. Skoro tak bardzo lubimy się opiekować i wychowywać - nauczmy mężczyzn kilku rzeczy. Co ważniejsze, dajmy przykład naszym dzieciom - córkom, żeby w przyszłości nie uważały, że dom jest wyłącznie ich obowiązkiem oraz synom, żeby nie sądzili, iż wyrzucając dwa razy w tygodniu śmieci, budują partnerską relację ze swoimi partnerkami.

- Kobieta usługująca dzieciom i okazująca im jednocześnie zniechęcenie i zmęczenie - wzmacnia szkodliwy model społeczny. Przekazuje młodszemu pokoleniu, że kiedy kobieta kocha, to robi rzeczy, których nie chce robić. (...)Ofiarnicza postawa kobiet przyczynia się do masowej produkcji mężczyzn, którzy nigdy nie dorastają. - mówi Jesper Juul, pedagog i terapeuta rodzinny, w wywiadzie dla Tygodnika Powszedniego. Do dzieła, mamy, odpuśćmy sobie, zaangażujmy facetów!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.