Nie chcę być jak moja matka. A mąż mówi: Jesteś taka sama

Wciąż podskórnie boimy się, że jeśli nie poświęcimy się rodzinie - tak samo jak robiły to nasze matki i babki - zostaniemy odrzucone. I nie wiedząc kiedy stajemy się sfrustrowanymi, smutnymi, zrzędliwymi cierpiętnicami. O relacjach z matkami nie zawsze potrafimy otwarcie mówić. A szkoda. Bo matczyna rana sama się nie zabliźni.

Powtarzamy sobie, że nie będziemy takie, jak nasze matki. Ale dzieje się odwrotnie. Zakładamy rodziny, rodzimy dzieci, boksujemy się z codziennością i po latach łapiemy się na tym, że przypominamy własne matki. Pewnie niejedna z nas usłyszała od partnera czy męża, że "jesteś taka sama jak twoja matka". Chciałyśmy wziąć od swoich matek tylko to, co najlepsze, ale okazało się, że zgarnęłyśmy cały pakiet genów, cech i kulturowych, patriarchalnych ograniczeń.

Zobacz wideo Magda Pyznar o tym, co zmieniło się w jej życiu, gdy została mamą. "Jestem spokojniejsza, ale nie jestem typową matką Polką"

To ja się dla ciebie zaharowuję i taka wdzięczność?

W chwilach zwątpienia i bezradności rzucamy do córek, to co same słyszałyśmy, kiedy byłyśmy małe: "Niczego nie osiągniesz", "Dziewczynki są skromne", "Wciągaj ten brzuch, dziewczynki chodzą na wdechu", "Zawiodłam się na tobie", "Dlaczego czwórka, a nie piątka", "Żyły sobie wypruwam i żadnej wdzięczności". "To ja się dla ciebie zaharowuję i taka wdzięczność?", "Poczekaj, pójdziesz na swoje, to zobaczysz, jaka jesteś harda", "Masz być lekarką, bo matkę na starość ktoś musi leczyć". Albo: "Nie odzywaj się do mnie teraz", "Idź do swojego pokoju, bo nie mogę na ciebie patrzeć".

Nie wymyśliłyśmy sobie tych wszystkich słów. Uaktywniły się w naszej pamięci, kiedy poczułyśmy się zagrożone, niepewne, kiedy chciałyśmy zaznaczyć, że też jesteśmy ważne. Jesteśmy złe na siebie, za to, że powtarzamy schematy zachowań, które wiemy, że ranią.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Ground Picture / Shutterstock

Psycholożka, wykładowczyni Bethany Weber w książce "Odkrywanie wewnętrznej matki. Jak uleczyć matczyną ranę i sięgnąć po własną siłę" pisze o przekazywanej z pokolenia na pokolenie ranie, którą nosi w sobie każda dorosła kobieta.

Ta rana to odziedziczony po matce zestaw przekonań o kobiecości i macierzyństwie. Odzywa się w kryzysowych momentach, najczęściej wtedy, kiedy czujemy się pominięte, zlekceważone, odrzucone, mało ważne.

Weber uważa, że matczyna rana istnieje w spektrum, którego jednym końcem są zdrowe, wspierające relacje matek z córkami, drugim zaś relacje krzywdzące i traumatyzujące. O tym, w którym miejscu się znajdujemy, decyduje wiele czynników, na przykład to, jak nasze matki poradziły sobie z własną matczyną raną. A jak sobie poradziły? Myślę, że tylko nieliczne odważyły się zmierzyć ze swoim dzieciństwem.

Wychowanie do posłuszeństwa. "W bólach będą rodziły dzieci"

Nasze matki, babcie, ciotki wychowywano do posłuszeństwa. Wszystkie musiały być ładne. Słyszały, że "tylko ładne dziewczyna znajdą sobie męża". Tym brzydkim wmówiono, że jak będą robotne i nauczą się gotować, to może i im się poszczęści. Nasze matki i babcie słyszały niekończące się żarty o tym, jak głupie są kobiety i od maleńkiego karmiono je przekonaniem, że najgorsze, co może się im przytrafić, to staropanieństwo.

Od swoich matek słyszały, że "albo po mojemu, albo wynocha" i nie miały zbyt dużo przestrzeni na to, aby w ogóle dostrzec, kim są. Za to na niedzielnych mszach powtarzano im, że "w bólach będą rodziły dzieci".

Kiedy pojawiała się u nich pierwsza miesiączka, często nikt z nimi o tym nie rozmawiał, bo kobiecość to nie był żaden temat do rodzinnej dyskusji. Słyszały, że mają wepchnąć sobie gałgan albo watę między nogi i nikomu nie mówić, że są już kobietami.

Od dziecka musiały chodzić na paluszkach, aby nikogo swoją osobą nie zdenerwować. I usługiwać braciom, bo były czasy, kiedy synowie byli ważniejsi od córek. Od swoich babek słyszały, "że kiedy chłopcy idą się bawić, dziewczynki powinny pomagać w kuchni". Raczej nikt z nimi nie rozmawiał o emocjach, ani o tym, czego się boją, co je boli. Rozmowy o uczuciach uważano za słabość.

Czy to są fundamenty do tego, aby być rozumiejącą, współczującą i świadomą matką? Nie. To są fundamenty do tego, aby być zalęknioną, niepewną siebie kobietą. Kobietą noszącą w sobie kulturową ranę. Ta rana otwiera się w każdej sytuacji niepewności i zagrożenia

Nie obwiniaj matki. Najwyższy już czas, aby przerwać pokoleniową, kobiecą traumę

Dopiero od niedawna dajemy sobie przyzwolenie na to, aby mówić otwarcie o relacjach matek i córek i o tym, że w tych relacjach jest złość, smutek, zazdrość, wściekłość i niespełnienie. Dzisiaj z pomocą przychodzą nam psycholożki i psychologie, starają się zrozumieć nas na terapiach i pomóc. Mamy tysiące poradników o tym, jak budować zdrowe relacje na linii matki - córki. A mimo wszystko, kiedy pojawiają się na świecie dzieci, zapominamy o tym, że żeby być spełnioną kobietą, trzeba akceptować i lubić siebie. I wciąż uważamy, że należy usunąć się na drugi plan i dbać o dzieci, męża, dom.

Wiele z nas wciąż podskórnie boi się, że jeśli nie poświęcimy się rodzinie, tak samo jak robiły to nasze matki i babki, zostaniemy odrzucone. Nie wiedząc kiedy stajemy się sfrustrowanymi, smutnymi, zrzędliwymi cierpiętnicami. A od swoich córek oczekujemy, że za nasze poświęcenie, będą nam zawsze wdzięczne i zawsze wobec nas lojalne.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Sia Footage / Shutterstock

Bethany Weber uważa, że najwyższy już czas, aby przerwać pokoleniową, kobiecą traumę. Możemy szukać winy naszych niepowodzeń w matkach, obarczać je odpowiedzialnością za nasze złe decyzje i błędne wybory, ale możemy też wreszcie zobaczyć, co dokładnie leży u podstaw trudnych relacji matek z córkami.

W książce "Odkrywanie wewnętrznej matki" czytamy o tym, że dopiero, kiedy zbiorowo i pokoleniowo weźmiemy się za leczenie matczynej rany, okaże się, że jesteśmy nieulęknione i możemy przełamywać status quo.

W książce "Odkrywanie wewnętrznej matki" Bethany Webster łączy badania nad zjawiskiem traumy, teorię feministyczną i nauki psychologiczne z osobistą historią relacji z matką. Opisuje konsekwencje, jakie niesie ze sobą utrwalona przez patriarchat i przekazywana z matek na córki międzypokoleniowa trauma, próbując zrozumieć, jak można przerwać ten destrukcyjny cykl. Stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego kobiety często są nieśmiałe i ciche, dlaczego nie pozwalają sobie na rozwój zawodowy i osobisty. Zastanawia się, co takiego napędza niepewność i brak pewności siebie, których tak często doświadcza wiele kobiet. Książka ukazała się nakładem wyd. Instytut Studiów Kulturowych Raven

Więcej o: