Kilka klapsów czy lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło? Zaszkodziło

Przekazywane z pokolenia na pokolenie społeczne przyzwolenie na bicia dzieci sprawia, że tkwimy w zamkniętym kręgu przemocy. Już najwyższy czas, aby przestać powtarzać jak mantrę, że kilka klapsów czy lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Zaszkodziło. Tragiczna śmierć Kamila z Częstochowy nami wstrząsnęła, przyjrzymy się też sobie.

Kilka lat temu byłam na konferencji w Biurze Rzecznika Praw Dziecka.To było jeszcze za czasów Marka Michalaka. Spotkanie dotyczyło tematu przemocy wobec dzieci, w tym bicia i dawania klapsów. Podczas konferencji zostały przywołane badania przeprowadzone na zlecenie Rzecznika Praw Dziecka, z których wiemy, że prawie połowa z nas akceptuje klapsy jako metodę wychowawczą, a 20 proc. ludzi w Polsce uważa, że "lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło". Z kolei prawie 60 proc. rodziców aprobuje krzyk jako metodę wychowawczą.

"Klaps nie zostawia wielkiego śladu"

Marek Michalak podczas konferencji mówił o tym, w jaki sposób wielu dorosłych tłumaczy dawanie klapsów dzieciom. Ich zdaniem to "było zawsze", a oni sami dzięki tej metodzie wychowawczej wyrośli na porządnych ludzi.

Zgodnie z polskim prawem kary cielesne względem dzieci są zabronione. Regulacja ta obejmuje także powszechnie akceptowane klapsy. Zakaz bicia nieletnich obowiązuje od 2010 roku.

Następcą Marka Michalaka w grudniu 2018 r. został kanonista, Mikołaj Pawlak. Dwa lata temu udzielił wywiadu dla "Dziennika Gazety Prawnej" pt. "Nazwą mnie katorzecznikiem". Mówił m.in. o karaniu dzieci. Pytany przez dziennikarkę - czy jest za klapsem - powiedział: "Klaps nie zostawia wielkiego śladu". Dopytywany, jaki ślad zostawia, odparł z kolei, że "trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie". Tym samym - podważając pracę i starania swojego poprzednika - dał zielone światło dla klapsów.

"Uważam, że bicie dzieci z umiarem, daje lepsze efekty niż całkowita rezygnacja z bicia. Jeśli dziecko od czasu do czasu poczuje pas na tyłku, wie, że rodzic go kocha" - to jeden z setek komentarzy, które ludzie publikują pod naszymi tekstami, w których piszemy, że klapsy to przemoc i grozi za to kara.

Ktoś inny, kto doświadczył lania w swoim dzieciństwie, napisał, że "i tak jakoś wychowano nas na porządnych ludzi". Nie zgodzę się z tym.

Przemoc nie wychowuje na dobrego człowieka, a przyzwolenie na nią i przekazywanie wzorców bicia dzieci z pokolenia na pokolenia sprawia, że tkwimy w zamkniętym kręgu przemocy. Już najwyższy czas, aby przestać powtarzać jak mantrę, że lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Zaszkodziło. Wielu z nas.

Skoro jest zielone światło dla klapsów czy lania, to dlaczego nie posunąć się dalej?

Jesteśmy wstrząśnięci tragicznym losach chłopca, który pod koniec marca był bity, oblewany wrzątkiem, rzucony na rozgrzaną płytę węglowego pieca. I tym, że nikt z dorosłych, z którymi mieszkał, nie reagował. Ośmiolatek po kilku tygodniach walki lekarzy o jego życie zmarł w Śląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. (Więcej: Śmierć 8-letniego Kamila. Znana jest data pogrzebu. "Przynieście kolorowe baloniki").

W jednym z artykułów dotyczących tragedii Kamila z Częstochowy wypowiedziała się kobieta mieszkająca nieopodal domu, w którym zakatowano dziecko. Powiedziała coś takiego:

Ja nie jestem zwolenniczką teorii, że nie wolno bić dzieci. Klapsior musi być, żeby dziecko znało swoje miejsce w szeregu. Ale nie, żeby tak katować!

Im więcej będzie takich wypowiedzi w mediach, im częściej będziemy powielać między sobą te okrutne przekonania, niewiele się zmieni. Skoro jest zielone światło dla klapsów czy lania, to dlaczego nie posunąć się dalej? Nie wszyscy wyczują granicę, kiedy kończy się "niewinny klaps", a kiedy zaczyna się znęcanie i katowanie.

"Zaniedbane, bite, poniżane, niedożywione, często niepotrafiące nawet mówić"

Kiedy rozmawiałam z Anną Choszcz-Sendrowską ze Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce w Polsce opowiedziała mi o tym, że z roku na rok coraz więcej dzieci w Polsce trafia do pieczy zastępczej. Według danych GUS pod koniec 2021 r. w pieczy zastępczej przebywało 72,3 tys. dzieci pozbawionych całkowicie lub częściowo opieki rodziny naturalnej.

To dzieci, które - w przeciwieństwie do Kamila z Częstochowy - zostały wyrwane z kręgu pokoleniowej, rodzinnej przemocy, zabrane na czas z domów, w których dorośli okazali się niezaradni opiekuńczo-wychowawczo i w których nałogi dorosłych niszczą życie dzieciom.

2014 r., Poznań. Szpital Dziecięcy im. Krysiewicza. Oddział Intensywnej Terapii. Pięciomiesięczna dziewczynka pobita przez ojca2014 r., Poznań. Szpital Dziecięcy im. Krysiewicza. Oddział Intensywnej Terapii. Pięciomiesięczna dziewczynka pobita przez ojca Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl /

Do placówek SOS Wiosek Dziecięcych trafiają dzieci w dramatycznym stanie. Zaniedbane, bite, poniżane, niedożywione, często niepotrafiące nawet mówić, bo nikt ich tego nie nauczył. To dzieci, którymi w odpowiednim czasie zaopiekowali się rodzice zastępczy i dzięki temu wygrały życie.

O ojczymie i matce Kamila z Częstochowy ludzie piszą, że to kaci, zwyrodnialcy, że zasługują na śmierć, w najlżejszym wypadku na dożywocie. Ale to są też ofiary. Ofiary społecznego przyzwolenia na przemoc wobec dzieci.

Nikt nie chce się kolegować z dziećmi z patologicznych domów

Anna Choszcz-Sendrowska mówiła o tym, że jeśli chcemy pomóc dzieciom, które są w swoich domach bite, poniżane, głodzone, to musimy systemowo wyciągnąć rękę nie tylko do dzieci, ale też do ich rodziców. Bo bardzo często są to ludzie, którzy nigdy nie mieli żadnego wzorca, nikt im nie pokazał, co to znaczy być rodzicami.

To ludzie, którzy sami byli bici i zaniedbywani. Nigdy nie doświadczyli miłości i opieki. Całe ich życie jest naznaczone przemocą, a dla innych ludzi są tylko trędowatą patologią zasługującą na pogardę. O ich dzieciach mówi się, że to te z patologicznych rodzin, że trzeba od takich trzymać się z daleka. Nawet kiedy chodzą po osiedlu pobite, brudne, podrapane, to ludzie wolą nie reagować. Bo co się będą wtrącać, jeszcze kłopoty z tego będą, z patologią lepiej nie zadzierać, siedzieć cicho, udawać, że się nic nie widzi, nie dopytywać.

"My rodzicom w kryzysie nie dajemy pieniędzy. Mówimy, że dajemy wędkę, nie rybę. Motywujemy ludzi do tego, żeby znaleźli pracę, utrzymać ją, żeby zerwali z nałogiem, nauczyli się tego, co to znaczy wychowywać dzieci. Staramy się pokazać, że jest inny, ciekawszy świat niż tylko ten, który znają ze swoich domów" - mówiła w naszej rozmowie "Nikt ich nie nauczył mówić, czytać, myć zębów. Do pieczy zastępczej trafiają w złym stanie" Anna Choszcz-Sendrowska.

Ten inny, ciekawszy świat, to jest świat, w którym nie ma przyzwolenia na przemoc wobec dzieci. Żadnego. To świat, w którym politycy i filozofowie nie mówią o tym, że klaps jest "symbolem wspierania dziecka", czy "moralnym obowiązkiem rodziców" - jak kilka lat temu pisał w "Rzeczpospolitej" filozof i politolog prof. Zbigniew Stawrowski. To świat, w którym dorośli rozumieją, że bicie zawsze uczy złych rzeczy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.