Szkoła okrada dzieci z życia. "Córka ma 13 lat i nigdy nie była tak zmęczona". Dzieciaki nie dają już rady

Szkoła funduje naszym dzieciom "niewidzialny etat". Po ostatnim dzwonku wracają do domów, gdzie zamiast odpoczywać, muszą się jeszcze uporać z mocą zadań domowych, nauką do kartkówek i klasówek. Gdy przychodzi czas na wieczorną kąpiel, mama czyta w łazience lekturę, byleby tylko zdążyć.

O tym, że polska szkoła wymaga gruntownych reform, mówi się już od dawna. Niestety kolejni ministrowie swoimi pomysłami nie dotykają sedna problemu — brakuje pieniędzy, brakuje pedagogów z powołania, a jedyne czego mamy przesyt to materiału do nauczenia. Nasza dziennikarka Joanna Biszewska nadmiar szkolnych obowiązków określiła mianem "niewidzialnego etatu", który ma wymiar nawet 50 godzin w tygodniu (dla przypomnienia etat pracowniczy to 40 godzin), zobacz: Niewidzialny etat dzieci. Pracują ponad 50 godzin w tygodniu.

Po więcej wiadomości zajrzyj na Gazeta.pl >>>

Jak się okazuje felieton Joanny Biszewskiej skłonił i Was, naszych czytelników do refleksji. Na Facebooku, za co bardzo Wam dziękujemy, podzieliliście się historiami z Waszych domów. Niestety, nie napawają one optymizmem. 

Moja córka jest w ósmej klasie i powiem szczerze, że nigdy nie była tak zmęczona życiem, jak teraz... Ma tylko 13 lat... Dwie kartkówki dziennie + sprawdzian, a do tego ma się uczyć na bieżąco.... Po przerwie świątecznej wróciła do szkoły i koszmar znowu powrócił. "Mamo, kiedy ja mam się tego wszystkiego nauczyć" - napisała w komentarzu pod tekstem jedne z mam.

Rodzice nie kryją swojej frustracji. Mówią wprost, że "system jest chory". "Niestety to prawda... kartkówka, sprawdzian, zadanie domowe, projekt, lektura... Ciągle coś... Tydzień choroby i już zaległości: matematyka, j.angielski, j.polski kilka lekcji przeleciało- dziecko musi samodzielnie lub z pomocą rodziców/korepetytora nadrobić materiał, bo przecież materiał i sprawdzian lub kartkówka go obowiązuje i należy to nadrobić jak najszybciej" - opisywała na Facebooku eDziecka inna mama. 

Wolne? Nie ma

Okazuje się, że nauczyciele nie widzą też potrzeby dawać uczniom czasu na odpoczynek. Rodzice narzekają, że nawet w święta nie mieli możliwości nacieszyć się czasem z dziećmi. "Na dodatek, jak jest wolne, to trzeba więcej rzeczy zrobić do szkoły, no bo przecież dzieciaki mają wolne, to trzeba im dowalić"

Niestety, to prawda. Dzieciaki nie dają już rady. Święta też spędzone na czytaniu lektury, bo jutro już sprawdzian. Nauczyciele tylko się prześcigają, żeby wstawić sprawdzian - pisała inna osoba.

Warto przypomnieć, że zadając pracę domową na wolne dni, nauczyciel łamie prawo ucznia do odpoczynku. Jeżeli chcecie wesprzeć dziecko w walce o czas wolny, zajrzyjcie do naszego artykułu z wypowiedzią prawnika. 

To nie jest kraj dla słabszych uczniów

Z Waszych komentarzy rysuje się obraz polskiej szkoły promującej "wyścig szczurów" i rywalizację. Niestety, wielu rodziców, którzy sami uczyli się w takim systemie, nie widzą w tym nic złego. 

Bo system systemem, a wyścig szczurów, w który świadomie, bądź nie, wpędzamy dzieci, to odrębna kwestia. Bo wstyd, żeby dziecko dostało trójkę, bo jak nie będzie miało średniej przynajmniej 4.75 , to świat się skończy - pisała inna osoba. 

Jeden z najbardziej popularnych komentarzy dotyczy właśnie stosunku do ocen - zarówno rodziców, jak i dzieci czy nauczycieli. "Nie dajemy dzieciom szansy i prawa na bycie słabszym lub przeciętnym w jakiejś dziedzinie. Rywalizacja, słupki i wyścigi to nie tylko wynik złego zarządzania oświatą. To również powszechne dążenie rodziców do niemal świętych pasków na świadectwie, nasze powtarzanie, że "jak nie będziesz się dobrze uczył/uczyła, nic w życiu nie osiągniesz ", okraszone często nieśmiertelnym "robię to dla twojego dobra/chcę, żebyś miał/miała lepiej w życiu ".

Zobacz wideo Jak wygląda szkoła w Szwecji? Tu nie ma prac domowych

Zacytowana mama nie kryła, że obecnie zmieniła swój stosunek do szkoły. Przy młodszym dziecku "nie robi już problemów z trójki, czwórki, dwójki, a nawet jedynki".

Obserwuję, rozmawiam i widzę zdolności i słabe strony córki. Że nie będzie miała czerwonego paska? W głębokim poważaniu to mam. Ona jest najważniejsza. Nie średnia, nie ambicje.

Wielu rodziców jak mantrę powtarza, że "kiedyś było lepiej". Wspomniana wyżej czytelniczka odniosła się także i do tego zdania. 

Swoją drogą, jeszcze jakieś 25 lat wstecz, już w klasach 1-3 były wielomiany, ułamki, algorytmy działań pisemnych i dzieciaki dawały radę. Czy dzisiejsze są gorsze? W życiu! Ale te ćwierć wieku temu, nikt dzieciom nie organizował każdej minuty dnia, więc rozwijały pomysłowość, twórcze myślenie, samodzielność, zamiast religii były na przykład dwie godziny techniki, nauczyciele nie bali się dać dziecku do ręki młotka i gwoździa...

 Przed kilkoma dekadami pracownie techniczne w szkołach faktycznie były wyposażone we wszystkie tego typu sprzęty. Przy ławkach były imadła, gniazdka elektryczne. Dziś klasy wyremontowano, narzędzia wyrzucono, zmieniono program. A my rodzice? Narzekamy i z zazdrością spoglądamy za morze, gdzie w szwedzkiej szkole, dzieci uczy się jak używać młotka i obsłużyć pralkę...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.