Dr Lidia Stopyra, pediatra: Chorują ciężej niż na początku pandemii, całkiem jak dorośli. To są dzieci z niewydolnością oddechową, wymagają wsparcia oddechowego, inwazyjnej wentylacji. Dużo mamy na oddziale nastolatków, często są obciążeni nadwagą czy otyłością. Chorują też dzieci bez żadnych obciążeń, wysportowane, zdrowo odżywiające się. W badaniach obrazowych mają zajęte ponad 80 proc. płuc.
Często mają objawy z przewodu pokarmowego. Mamy sporo małych dzieci z objawami neurologicznymi. Zdarza się tak, że u dzieci, ze schorzeniami neurologicznymi, podczas COVID-19 objawy się zaostrzają. Dzieci mają drgawki, niedowłady, silne bóle głowy.
Nie. Praktycznie 100 proc. nastolatków, którzy są w szpitalu z powodu COVID-19, to dzieci nieszczepione. Na kilkaset hospitalizowanych dzieci mieliśmy tylko dwoje po szczepieniu. Wymagały leczenia szpitalnego nie z racji ciężkości przebiegu COVID-19, tylko z innych przyczyn. Miały inne choroby.
Każde dziecko w szpitalu ma prawo do opieki rodzica i do tego, żeby opiekun był obok. My rodzicom pozostawiamy wybór. Jeśli nie są zaszczepieni, to przebywanie z dzieckiem na oddziale dla chorych na COVID-19 jest dla nich sporym ryzykiem.
W przypadku małych dzieci, rodzice, nawet jeśli nie są zaszczepieni, towarzyszą dziecku w szpitalu. Rodzice nastolatków przeważnie nie zostają.
Mamy dzieci z rejonów najmniej wyszczepionych, z okolic Podhala, Nowego Targu, Nowego Sącza, Gorlic. Rodzic, który nie jest zaszczepiony, w przypadku dodatniego wyniku dziecka, odbywa kwarantannę. Siedzi w domu 150 km od szpitala i martwi się o dziecko. Może tylko dzwonić i dowiadywać się, w jakim stanie jest dziecko.
Jeśli dziecko jest w szpitalu, a rodzic jest zaszczepiony i ma ujemny wynik, może się przemieszczać, pojechać do domu, żeby przywieźć dziecku jakieś rzeczy, wrócić. Taka sytuacja bardzo ułatwia sytuację dziecka.
Na co dzień spotykam się z dramatycznymi i tragicznymi sytuacjami. Rodzic widzi, jak dziecko się męczy, jak się dusi, jak cierpi. Przeżywa strach o życie dziecka. Przy ciężkim przebiegu COVID-19 my nigdy nie wiemy, czy dziecko przeżyje. Ja w takich sytuacjach nie mam serca mówić rodzicom, że gdyby dziecko było zaszczepione, nie walczyłoby teraz o życie. To byłoby nieetyczne. Rodzice zresztą już wiedzą, że powinni byli dziecko zaszczepić. Widzą, do czego to doprowadziło.
Czasami pytam rodziców przy wypisie, dlaczego nie zaszczepili dziecka. Najczęściej słyszę, że natrafili w internecie na złe informacje o szczepieniach, że się boją.
Dużo za mało mamy zaszczepionych dzieci, to nieco ponad 30 proc. Myślę, że grupa dzieci w wieku 5-11 lat będzie się lepiej szczepić.
W grupie 12-18 nie szczepią się nie tylko dzieci, których rodzice mają przekonanie antyszczepionkowe, dochodzą też takie rodziny, w których rodzice się szczepią, a nastolatek w okresie dojrzewania buntuje się na wszystko, na złość rodzicom nie pozwala się zaszczepić.
Muszę być optymistką. Już teraz jest bardzo źle, ciężko wyobrazić sobie, że może być jeszcze gorzej. Sporo rodziców dzwoni do nas, pytają o szczepienia młodszych dzieci, niektórzy żałują, że ich dziecko ma dopiero 5 lat i jeszcze muszą chwilę na szczepienie poczekać. Jest bardzo dużo rodziców z prawidłowym nastawieniem, nie mają irracjonalnych lęków, nie są podatni na fałszywe informacje.
Całe szczęście, u nas na oddziale nie. Ale mieliśmy ostatnio pacjentów, którzy otarli się o śmierć. W Polsce są niestety zgony wśród dzieci z powodu COVID-19.
Mamy taką sytuację epidemiologiczną, że w zasadzie wszystkie objawy infekcji powinny nas zaniepokoić. Zarówno objawy z dróg oddechowych: katar, kaszel, gorączka, jak i te z przewodu pokarmowego: gorączka, ból brzucha, biegunka.
Mogą pojawić się wymioty i objawy neurologiczne. Małe dzieci niestety nie zwerbalizują takich objawów jak ból głowy, ból mięśni. One będą płaczliwe, rozdrażnione, zmęczone.
Teraz jesteśmy w trudnym momencie pandemii. Od kilku tygodni mamy bardzo zwiększoną ilość zachorowań wśród dzieci.
Zawsze po takiej fali, mniej więcej po czterech tygodniach, mamy do czynienia z falą PIMS-u, czyli z powikłaniami COVID-19. To powikłanie o podłożu immunologicznym. Dochodzi do uszkodzenia wielonarządowego, może stanowić zagrożenie życia.
Dr Lidia Stopyra: specjalistka chorób zakaźnych, ordynator Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie.