Epidemiolog, nauczyciel akademicki, Bartłomiej Rawski: Też zakładałem, że kiedy ruszą szczepienia to więcej ludzi zdecyduje się zaszczepić. Oczywiście spodziewałem się, że o tej porze roku będzie więcej zakażeń niż latem, ale nie sądziłem, że na taką skalę.
Pomimo tego, że szczepionki są dostępne, to o ile nauczyciele są zaszczepieni, to problem jest z dziećmi i ich rodzicami. Rodzice nie chcą się szczepić i nie chcą szczepić swoich dzieci, które skończyły 12. rok życia.
Jeśli dziecko w szkole nosi jedną maseczkę przez dobrych kilka godzin, to po jakimś czasie gromadzi się tam ślina, która zmiękcza i zwilgaca maseczkę. To powoduje, że jest bardziej podatna na osiadanie drobnoustrojów. Taka maseczka na twarzy dziecka jest bardziej siedliskiem bakterii i wirusów niż środkiem zapobiegawczym.
Rozsądne jest za to zastosowanie maseczek w szkołach w pomieszczeniach wspólnych np. na korytarzach, w szatniach. Jeśli podczas lekcji w klasach są zachowanie odstępy między ławkami, każda grupa dzieci ma przypisaną salę i jej nie zmienia, to noszenie maseczek podczas lekcji nie jest konieczne. Tym bardziej że nauczyciele mają pod sobą sporą grupę dzieci i nie są w stanie dopilnować, żeby przed każdą lekcją dzieci zmieniły maseczki na czyste.
Dlatego namawiam rodziców dzieci szkolnych, aby się szczepili. Im więcej rodziców będzie zaszczepionych, tym bezpieczniejsze będą dzieci i nauczyciele, a ryzyka zamykania szkół i transmisji wirusa między dziećmi będzie mniejsza.
Szczepionki zmniejszają ryzyko zachorowania na COVID-19, ale nie jest to metoda zapobiegawcza, która zmniejsza ryzyko do zera. To, czy ktoś zachoruje po szczepieniu jest osobniczo zmienne. Każdy ma inaczej działający układ immunologiczny. U jednej osoby reakcja na szczepienie będzie rzeczywiście bardzo wysoka, ale niektórzy mogą mieć mniejszą ochronę, więc ryzyko zachorowania, mimo szczepienia, jest. Wiem, że nie wszyscy zgłaszali się też na drugą dawkę.
Kiedy po pierwszej dawce wystąpił niepożądany odczyn poszczepienny, ludzie się przestraszyli i nie poszli już szczepić się drugi raz. Wiem, że sporadycznie takie sytuacje miały miejsce wśród nauczycieli. Chociaż w większości nauczyciele szczepili się w sposób prawidłowy i pełnym schematem zalecanym przez Radę Medyczną przy premierze.
Skuteczność Astry, czyli szczepionki wektorowej jest delikatnie mniejsza niż szczepionek pfizerowskich czy Moderny, jest na poziomie 89 proc. To znaczy, że 11 proc. zaszczepionych ludzi AstrąZeneką nie wytworzy pamięci immunologicznej, nie będzie chroniona przed zakażeniem. Ale będzie chroniona przed ciężkim przebiegiem i zgonem w wyniku COVID-19.
W statystykach to widać. Z raportów wiemy, że część osób, które dzisiaj są dodatnie, to osoby szczepione. Natomiast jeśli chodzi o hospitalizację i ciężki przebieg, to 99,9 proc osób, które znajdują się na oddziałach covidowych, to te, które nie zdecydowały się na szczepienie.
Dzieci dotyka głównie wariant Delta, to mutacja wirusa SARS-CoV-2. Mimo że jest bardziej zakaźny, dzieci stosunkowo łagodnie przechodzą zakażenie. Oczywiście nie można generalizować. Pomimo że większość dzieci przechodzi zakażenie łagodnie, to są też dzieci, które trafiają na odziały covidowe z ciężkim przebiegiem.
To, co teraz widzę i co mnie niepokoi, to to, że osoby młode, niezaszczepione, w wieku 25-30 lat przechodzą COVID-19 w sposób bardzo ciężki i niestety wiele z nich umiera.
Na początku pandemii, kiedy nie mieliśmy szczepionek, najbardziej narażone na wirus były osoby z chorobami współistniejącymi, z osłabionym układem immunologicznym. Teraz trend się zmienił. Seniorzy, ludzie, którzy mają przewlekłe choroby, zaszczepili się, oni też bardzo uważają na siebie. Izolują się, chodzą w maseczkach. Młodzi aż tak bardzo nie przestrzegają zaleceń.
Mam inne odczucia na ten temat. Rok temu o tej porze nie mieliśmy jeszcze szczepionek na COVID-19, więc ludzie, łącznie z dziećmi, bardzo przestrzegali reżimu. Nosiliśmy maseczki, utrzymywaliśmy dystans, dezynfekowaliśmy ręce, szczepiliśmy się na grypę.
W zeszłym sezonie grypowym zainteresowanie szczepieniami przeciwko grypie było zdecydowanie wyższe niż w latach poprzednich. W tym roku zainteresowanie szczepieniami na grypę zdecydowanie spadło w porównaniu do roku ubiegłego.
To, że przestrzegaliśmy zaleceń, wyszczepialność na grypę wzrosła, sprawiło, że chroniliśmy się nie tylko przed COVID-19, ale też przed innymi infekcjami górnych dróg oddechowych, przed RSV, grypą, przed przeziębieniami.
Wirusy były mniej aktywne i wszyscy poluzowaliśmy, rozprężyliśmy się. Część z nas się zaszczepiła, poczuliśmy się pewniej.
To jest trudny temat. Pozbawienie dzieci i młodzieży kontaktu z rówieśnikami sprawia, że sporo z nich ma problemy natury psychicznej. Sam jestem nauczycielem akademickim i wiem, że kontakt ze studentami face to face jest zupełnie inny niż ten przez komputer. Z punktu widzenia zdrowia psychicznego nie powinniśmy zamykać szkół. Natomiast z punktu widzenia epidemiologicznego, takiego stricte medycznego, to na pewno dwa tygodnie po zamknięciu szkół liczba zakażeń byłaby diametralnie mniejsza.
W czwartej fali chorują głównie ludzie niezaszczepieni i dzieci. Ale czy to, że zamkniemy teraz szkoły i uczelnie na dwa tygodnie, załatwiłoby sprawę czwartej fali? Ciężko mi prognozować i rokować. Może, ale po dwóch tygodniach, uczniowie i uczennice wrócą do szkół i znowu wrócimy do punktu wyjścia.
Wyszczepialność osób, które mogą się szczepić, czyli tych powyżej 12. roku życia, powinna osiągnąć poziom powyżej 70 proc. Jeśli dorośli i młodzież będą się szczepić, wówczas dzieci poniżej 12. roku życia też będą chronione. To pierwsza sprawa, a druga to przestrzeganie dystansu, noszenie maseczek, dezynfekcja.
Też mam takie sygnały, że rodzice niechętnie szczepią dzieci. W moim odczuciu, z punktu widzenia epidemiologicznego, to jest bardzo złe i przyczyni się do tego, że pandemia będzie w postaci pełzającej, będziemy mieli co jakiś czas wysyp kolejnych fal, będą nas zamykać, potem otwierać i tak to się będzie toczyło.
Innym rozwiązaniem może być zarejestrowanie przez Europejską Agencję Leków leku na COVID-19. Być może to w jakiś sposób zmieni naszą sytuację. Teraz jedyne co możemy zrobić to szczepić się, trzymać dystans, uważać na siebie, izolować się. Lek - jeśli okaże się skuteczny - może być dodatkowym narzędziem. Wówczas COVID-19 prawdopodobnie stanie się chorobą sezonową jak grypa. Mając skuteczne szczepionki oraz lek, będziemy w stanie sobie z nią radzić.
Bartłomiej Rawski: epidemiolog, absolwent Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Nauczyciel akademicki w Wyższej Szkole Zdrowia w Gdańsku. Naukowo i zawodowo specjalizuje się w epidemiologii infekcyjnej obejmującej choroby zakaźne oraz tropikalne, medycynie podróży a także w medycynie zapobiegawczej, wakcynologii.