Michał Pozdał, psychoterapeuta i seksuolog: - Lubimy szwarccharaktery. To widać po sukcesach filmów "Piraci" czy serialu "Wikingowie".
I nie sądzę, że to podejście szybko się zmieni. Może za dwa pokolenia. Dziwi mnie to, że mamy 2021 rok, a chłopcy na poziomie przedszkola czy szkoły podstawowej wciąż słyszą komentarze w swoim kierunku w stylu "nie zachowuj się jak baba". I to słyszą często od wychowawczyń w przedszkolu.
Potworny przekaz, bezmyślny. Bo kobieta, która tak mówi, przekazuje taki komunikat: "Widzisz, baba płacze. Ja jestem babą. Nie bądź taki jak ja. Ja jestem gorsza".
Jeśli powie się do chłopca "nie płacz" to nie znaczy, że mu przestanie być smutno lub przestanie go boleć. On się po prostu nauczy, że naturalna ekspresja płaczu jest zakazana.
Emocje, które nie mają ujścia w słowach znajdą ujście w objawach ciała. My to widzimy bardzo często podczas terapii mężczyzn.
Przychodzą do mnie, mówią, że spadło im libido, nie mają ochoty na seks. Kiedy poznaję kontekst, to jak oni się czują, jak wygląda ich życie, to okazuje się, że cierpią na depresje.
Przez to, że rama męskości jest sztywna, mężczyznom jest trudno okazywać emocje i pozwolić sobie na to, że mogą być smutni i mogą sobie popłakać czasami. Często spotykałem mężczyzn, którzy mają skłonności samobójcze. Wyraźnie widzę, jak u nich procentuje to przekonanie, już od dziecka, że nie mogą być słabi.
Powiem w dużym skrócie, jak wygląda mechanizm myślenia. Jak ja jestem słaby, to ja się muszę zabić. Bycie słabym to jest wstyd, porażka, coś niedopuszczalnego. Mężczyzna nie może się popłakać, nie może być wrażliwy, nie może cierpieć, bo mu np. żona odebrała dzieci przy rozwodzie. Jemu nie wypada roztkliwiać się nad sobą. Mężczyźni bardzo często kompletnie nie radzą sobie ze swoimi emocjami. Sięgają po alkohol, po inne używki, które pomagają im regulować emocje. Czasami dochodzi do samobójstw.
Tężyzna fizyczna, którą budujemy i która jest dla nas bardzo ważna, ma się nijak do tężyzny psychicznej. My mamy taki sam układ limbiczny jak kobiety.
Układ limbiczny to centrum sterowania naszymi emocjami. To układ struktur korowych i podkorowych mózgu biorący udział w regulacji zachowań emocjonalnych: strachu, zadowolenia, przyjemności. My - tak samo jak kobiety - możemy się wzruszać, tak samo możemy być źli, smutni, mamy to samo spektrum emocji.
Byłem kiedyś na wykładzie lamy buddyjskiego. Opowiadał, jak rozpoznaje przyszłego wojownika. Mówił, że kiedy widzi małego chłopca, który boi się wejść na drzewo, to znaczy, że żadnego wojownika z niego nie będzie, bo ogarnia go lęk. Byłem tym oburzony. Chłopcy mogą bać się wejść na drzewo. Właśnie o to chodzi, żeby od dziecka pokazywać im, że oni mogą się bać.
Bardzo duża rola w wychowaniu chłopców leży po stronie mężczyzn. Wielu moich pacjentów opowiada mi o takich momentach ze swojego życia, kiedy np. ojciec sztywno stał na cmentarzu na pogrzebie swojego ojca, i nawet łza mu nie poleciała, nic. I te historie są gloryfikowane w rodzinach przez następne 40 lat, opowiada się o nich przy świątecznym stole, wszyscy pamiętają, jak Heniek stał nad grobem ojca i nie płakał. Okropne są te przekazy rodzinne.
W ogóle kultura chodzenia na mecze ojców z synami jest świetna, to fantastyczna sprawa, kiedy ojcowie przychodzą na treningi synów i im dopingują. Dopingują nie tylko wtedy, kiedy im się coś udaje, ale też wtedy, kiedy synowie mają kiepski dzień, płaczą, że nie strzelili gola, a bardzo chcieli. I nie mówią: "Kurde, wszyscy chłopcy biegali po boisku, a ty stałeś jak taka ci*a".
Młode pokolenie mężczyzn jest inne niż ich ojcowie. Dwudziestoparolatkowie przychodzą do mnie sami, nikt ich nie namawia. A panowie po czterdziestce i wzwyż przychodzą, bo im żona kazała i powiedziała, że jak oni czegoś nie zrobią, to będzie rozwód.
Wychowali się na serialach, w których bohaterowie chodzą na terapie, do psychiatry. Myślę, że aspekt kultury ma ogromne znaczenie. Młodzi żyją w świecie, w którym korzystanie z pomocy psychologicznej nie ujmuje ich męskości.
Obniżony nastrój, objawy depresyjne, niepowodzenia w seksie, lęk. Lęk przed tym, czy sobie poradzą, bo nie wiedzą, czego chcą, co mają ze sobą zrobić. Bardzo często mają trudność w określeniu swoich oczekiwań. Bo do tej pory cały czas ktoś im mówił, co mają robić. A po skończeniu studiów są na takim etapie, że nie wiedzą kompletnie, co dalej. Mają poczucie, że zostali oszukani przez świat.
Etap poczucia, że nasze niepowodzenia to wina rodziców, trzeba po prostu przejść. W pewnym momencie, kiedy mamy wszystkiego dość, stwierdzamy, że to wszystko wina rodziców. I tak naprawdę dopiero od tego momentu, od tego końca iluzji, zaczyna się dorosłość. Jeśli ktoś tego etapu rozwojowo nie przeszedł, to dopiero ma problem.
Rodzicielstwo to jest metoda prób i błędów. Nikt nie wie, jak to dokładnie robić, bo każde dziecko jest inne. Nie ma idealnych rodziców, są wystarczająco dobrzy rodzice.
Odniosę się znowu do ojców. Ich obecności brakuje w życiu chłopców. I to nie dlatego, że odeszli, oni są, ale często kompletnie niezaangażowani.
Wielokrotnie słyszałem historie o tym, jak student wraca do domu na weekend, ojciec odbiera chłopaka z dworca i przejazd samochodem z dworca do domu jest jak koszmar, bo ojciec nie wie, o czym ma z synem rozmawiać. Kiedy syn dzwoni do domu, najczęściej rozmawia z matką. A jak zadzwoni na komórkę ojca to po dwóch słowach słyszy: "To ja daję matkę". To jest taki klasyk.
Podam jeszcze jeden przykład. Młody mężczyzna opowiadał mi, że ojciec mówił mu, że go kocha i się do niego przytulał tylko na weselach, jak się nieźle napił. To pokazuje, że dopiero w momencie, kiedy ojciec odpuścił kontrolę po alkoholu, wówczas mógł przytulić się do swojego syna. A to znaczy, że emocje, troska, miłość, uczucia do syna w nim zawsze były, tylko rama bycia mężczyzną nie pozwalała mu, żeby je okazywać.
Tak. Oni tego potrzebują, żeby ojcowie mówili im, że są dla nich ważni. Co wcale nie oznacza, że nie chcą siły swoich ojców, ich motywacji, tego całego aspektu bycia razem i robienia męskich rzeczy. To jest fajne i potrzebne.
To nie może być tak, że syn będzie się czuł akceptowany przez ojca tylko wtedy, kiedy gra z nim w nogę. Ale też wtedy, kiedy przychodzi do domu ze szkoły i chce malować albo bawić się w takie zabawy, które uważa się za dziewczęce.
Coś się w nas pomału zmienia. Mam takie przeczucie, że kiedy kochani przez ojców synowie sami zostaną rodzicami, to będą bardzo dobrymi ojcami.
Warto chyba zastanowić się nad tym, co to w ogóle znaczy być chłopakiem. Stuart pisze o tym w swojej książce dla dzieci "Jak być prawdziwym mężczyzną". To jest taka książka, którą się powinno rodzinnie czytać, niezależnie od tego, ile nasi synowie mają lat.
Pozwólmy chłopakom być ludźmi. A nie cyborgami, wikingami, superbohaterami. Emocje nie są kobiece ani męskie, one są ludzkie. Pozwólmy synom, już od małego, nazywać emocje i pozwólmy im uznać, że one są ok.
Michał Pozdał: psychoterapeuta, seksuolog. Wykładowca Uniwersytetu SWPS. Prowadzi psychoterapię młodzieży, osób dorosłych oraz par. Pracuje w nurtach psychodynamicznym i systemowym. Jest założycielem Instytutu Psychoterapii i Seksuologii w Katowicach. Wraz z dziennikarką Agatą Jankowską jest autorem książki „Męskie sprawy. Życie, seks i cała reszta". Jest ekspertem Fundacji SEXEDpl.