Mama to ktoś, kto trwa przy dziecku niezależnie od tego, co przyniesie los. To ktoś, kto potrafi łączyć obowiązki rodzinne i zawodowe - czasem takie, które wydają się niemożliwe do połączenia. To ktoś, kto w trudnej sytuacji potrafi znaleźć drogę wyjścia, a przynajmniej walczy do końca, żeby tę drogę odszukać. Dlatego to właśnie matkom i ich sile poświęcamy nasz cykl artykułów pod hasłem "Mamy moc".
To wcale nie jest tak, że wchodzi się do ośrodka, patrzy na dziecko i od pierwszego momentu rodzi się uczucie. To nie tak, że człowiek spojrzy na dziecko, zakochuje się i już tylko marzy o tym dziecku. Do tego potrzeba czasu.
Janek spał, kiedy go pierwszy raz zobaczyłam. Miał kilka miesięcy i widziałam go kilkanaście sekund. Pierwsza myśl? Śliczny bobasek. Po buzi było widać, że mama piła w ciąży, wiedziałam, że ma FAS, czyli alkoholowy zespół płodowy. Sytuacja prawna dziecka nie jest do tej pory rozstrzygnięta. Mama nie ma odebranych praw, ale nie może zająć się dzieckiem, przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Kiedy go pierwszy raz zobaczyłam, nie wiadomo było, jak potoczą się jego losy. Czy wróci do mamy, czy znajdzie się rodzina adopcyjna, czy może będzie mógł przejść do rodziny zastępczej? Musieliśmy poczekać na wyrok sądu.
Nie nastawiałam się mocno, że to ja zaopiekuję się Jankiem. Cierpliwie czekałam, w jakim kierunku rozwiąże się sytuacja. Co pewien czas dzwoniłam do ośrodka, dowiadywałam się. Po kilku miesiącach, kiedy sytuacja chłopca była jasna i wiadomo było, że nie zostanie skierowany do adopcji, mogliśmy się poznać. Zobaczyłam go, kiedy nie spał. Miał prawie rok. Nie siedział, a ja widziałam, że dzieci w jego wieku już powinny siadać. Nikt przede mną nie ukrywał, że jest opóźniony w rozwoju.
Myśl, że chciałabym zająć się dzieckiem, które będzie potrzebowało pomocy była we mnie od wielu lat. To było dla mnie bardzo naturalne, że będzie taki moment w moim życiu, kiedy podejmę decyzję, żeby zostać mamą zastępczą. Chyba najtrudniejsza była decyzja, że to już, że trzeba zacząć procedury, pójść i dowiedzieć się, jak to będzie wyglądało, jak to przeprowadzić.
Wiedziałam, że rozpoczęcie formalności, dosyć trudnych szkoleń, spotkań z psychologiem to krok konkretny i z pewnymi konsekwencjami. Oczywiście, zawsze mogłam zrezygnować. Nie chciałam. Nie mam swoich dzieci, ale mam w swoim życiu miejsce na miłość do dziecka. Nie żyję w niesamowitym dostatku, ale żyję na godnym, normalnym poziomie. Nie brakuje mi na życie. To, że jestem w tym momencie swojego życia sama, nie dyskwalifikowało mnie.
Zostając mamą zastępczą Janka, wiedziałam, że to rozwiązanie czasowe. Że on może wrócić do mamy biologicznej. Staram się nie wzbudzać w sobie takich myśli, że to jest moje dziecko na zawsze, a ja jestem jego mamą. Ale nie da się obronić przed uczuciem. Z czasem pojawia się przywiązanie i niesamowita miłość.
Pracuję zawodowo, teraz jestem na macierzyńskim. Prawdopodobnie Janek będzie miał orzeczenie o niepełnosprawności, jest obciążony, nie wiadomo jak będzie się rozwijał. Wówczas, być może, zrezygnuję na jakiś czas z pracy, aby się nim zająć.
Oczywiście, że boję się momentu, kiedy może okazać się, że Janek wróci do swojej mamy. Staram się o tym nie myśleć. Ne da się żyć i myśleć o tym, że nie można dziecka pokochać, bo być może odejdzie. Nawet gdyby tak się zdarzyło, trzeba to zrobić z jak najmniejszą szkodą dla Janka. Ja wiem i czuję, że teraz Janek musi dostać bezpieczeństwo, miłość i troskę. Dokładnie taką, jaką dostają dzieci od kochających rodziców. Wiem, że przyszłość nie jest zależna od nas.
Żyję teraz tym, co mam, ze świadomością, że bycie mamą zastępcza może być rozwiązaniem tymczasowym. Nie zapominam o tym, ale nie boję się go kochać. Chociaż na razie wszystko wskazuje na to, że Janek zostanie ze mną na dłużej.
Janek jest wcześniakiem, urodził się dwa miesiące przed terminem. Długo leżał w inkubatorze, miał dwie operacje. Kiedy przygotowywałam się do roli mamy zastępczej, wielokrotnie pytano mnie, jakie chciałabym dziecko, w jakim wieku, czy chore, czy zdrowe. Bałam się dziecka z zespołem FAS, bardzo. Janek prawdopodobnie pełnoobjawowego nie ma, jesteśmy już po diagnozach, ma cechy dziecka z FAS. To widać po buźce.
Dzieci z zespołem FAS mają charakterystyczne rysy twarzy. Janek ma tylko troszeczkę rozszerzone oczka, szerzej umiejscowione, i nosek inny, taki jakby przy nasadzie bardziej płaski. Jeżeli ktoś nie wie, to może pomyśleć, że to taka uroda. Ludzie, którzy pracują z dziećmi niepełnosprawnymi, rozpoznają FAS od razu.
Bardzo dużo czytałam o tym zespole. Wiem, że jak są zmiany na buźce, to prawdopodobnie jest też uszkodzenie mózgu. Niestety, przez alkohol. Z FAS problem jest taki, że nie wiadomo co zostało uszkodzone podczas życia płodowego, która sfera. Może być poznawcza, może być emocjonalna. Wiem, że kiedy dzieci dostają dużo wsparcia na początku swojego życia, to wiele z ich zdrowotnych problemów może się nie ujawnić. Janka trzeba stymulować, wspierać w rozwoju i zrobić wszystko, aby miał szanse na to, aby w miarę normalnie wejść w życie.
Dzisiaj lekarze nie są w stanie powiedzieć, które z jego opóźnień są związane z tym, że mama piła w ciąży, a które, z tym że jest wcześniakiem. Janek pomimo wszystko dobrze się rozwija, ostatnio bardzo przyspieszył, wszystko rozumie, co się do niego mówi. Doskonale wiem, że nie wszystko jest zależne ode mnie, ale co mogę, to robię.
Nie opowiadałam znajomym, koleżankom w pracy, że staram się o dziecko. To, że pojawił się w moim życiu Janek było dla wszystkich zaskoczeniem. Spotkałam się z niesamowitą życzliwością. Nawet dalecy znajomi gratulowali mi syna, dostałam olbrzymie wsparcie i pomoc. Od razu dostaliśmy ubranka. Jak sąsiedzi zza ściany dowiedzieli się, że mam dziecko, przynieśli zabawki, mówili, że jak tylko będę miała taką potrzebę, to z chęcią nam pomogą. Bardzo to było budujące. Były też głosy, że po co brać takie małe dziecko z nieuregulowaną sytuacją. Na szczęście w zdecydowanej mniejszości.
Janek w mojej rodzinie od razu został zaakceptowany. Moi rodzice bardzo go pokochali. Po prostu uważają go za wnuczka. Martwię się, że gdyby Janek niestety ode mnie odszedł, to dla moich rodziców byłby to wielki cios. Ja cały czas, gdzieś z tyłu głowy, mam świadomość czasowości.
Decydując się na rodzicielstwo zastępcze, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moi rodzice pokochają dziecko dokładnie tak samo jak rodzice, którym córka rodzi wnuka. Oni go najzwyczajniej w świecie w pełni akceptują i kochają. Cieszą się każdą rzeczą, której się nauczył. Ciągle mówią, że się pięknie rozwija, że będzie mądrym dzieckiem.
Od siedmiu miesięcy jestem mamą Janka. W ogóle nie brakuje mi pracy, chociaż bardzo ją lubię. Szefowa pytała mnie, czy chcę wrócić wcześniej do pracy. Nie chcę, wykorzystam urlop macierzyński do końca. Czas z dzieckiem jest dla mnie niesamowitą radością. Lubię się z nim bawić, cieszy mnie każdy jego malutki kroczek do przodu. Zaskoczyło mnie to, jak dobrze daję sobie radę z załatwianiem wszelkich formalności, na przykład u lekarzy. Ktoś może powiedzieć, że wychowuję obce dziecko, a ja o tym wcale tak nie myślę. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Dla mnie Janek to jest dziecko, które jest ze mną i którym się zajmuję. Dla mnie nie jest już obcy.
Kiedyś ktoś zażartował, że w sumie to mam fajnie, bo ominął mnie pierwszy, najtrudniejszy rok życia dziecka, kiedy nie śpi się po nocach, po kilka razy wstaje do dziecka. A ja akurat bardzo żałuję tego straconego roku. Czuję, że coś ważnego mi umknęło. Chociaż wiem, że w ośrodku dostał dużo miłości i wsparcia od swoich opiekunek. To też dzięki nim tak ładnie się teraz rozwija.
Wysłuchała Joanna Biszewska
W Polsce 71 515 dzieci w różnym wieku jest objętych pieczą zastępczą (źródło GUS, dane z grudnia 2020). Rodzicielstwo zastępcze to nie adopcja. To czasowa forma pomocy dziecku, a bardzo często także jego/jej rodzinie biologicznej, która znalazła się w kryzysowej sytuacji. Rodzice muszą liczyć się z tym, że dziecko nie jest im przyznane raz na zawsze i że może ono wrócić do swojej biologicznej rodziny, jeśli uda jej się pokonać życiowy kryzys.
Piecza zastępcza ma charakter czasowy i jest sprawowana w formie rodzinnej i instytucjonalnej. Formami rodzinnej pieczy zastępczej są: rodzina zastępcza i rodzinny dom dziecka. W rodzinach zastępczych umieszcza się dzieci, których rodzice zostali pozbawieni władzy rodzicielskiej lub gdy władza ta została im ograniczona.
Rodzina zastępcza jest częścią szerszego systemu na rzecz pomocy dziecku i jego rodzinie. System ten tworzy zarówno rodzina zastępcza, rodzinny dom dziecka, placówki instytucjonalnej pieczy zastępczej, organizator rodzinnej pieczy zastępczej, koordynator rodzinnej pieczy zastępczej, jak i rodzina biologiczna oraz asystent rodziny, a także sąd decydujący o losie dziecka, kurator oraz inne instytucje świadczące pomoc na rzecz dziecka i rodziny w kryzysie (organizacje pozarządowe, powiatowe centra pomocy rodzinie, ośrodki pomocy społecznej).
Jest kilka typów rodzin zastępczych. To mogą być:
- rodzina spokrewniona: mogą ją stworzyć najbliżsi krewni dziecka, czyli dziadkowie lub rodzeństwo (babcia, dziadek, brat, siostra)
- niezawodowa: może ją stworzyć osoby niespokrewnione z dzieckiem, tak jak bohaterka naszego artykułu
- zawodowa: to taka rodzina zastępcza, z którą starosta zawiera umowę o pełnienie funkcji rodziny zastępczej zawodowej. Tworzą ją małżonkowie lub osoba niepozostająca w związku małżeńskim. Rodzinie zastępczej zawodowej przysługuje wynagrodzenie.
W Polsce ok. 800 dzieci rocznie jest zostawianych przez rodziców w szpitalach. Wiele z nich nie ma uregulowanej sytuacji prawnej. Wówczas - jeśli stan zdrowia dziecka jest stabilny - dzieci ze szpitali trafiają do Interwencyjnych Ośrodków Preadopcyjnych. W Polsce działają takie dwa: jeden z nich w Otwocku - Fundacja Rodzin Adopcyjnych, drugi to Tuli Luli prowadzony przez Fundację Gajusz w Łodzi.
Aby zostać rodziną zastępczą, wcześniej trzeba się do tej roli przygotować i uzyskać kwalifikacje. Jednym z kilku kroków jest odbycie bezpłatnego szkolenia w miejscu wskazanym przez organizatora pieczy zastępczej. Szkolenie zazwyczaj trwa około trzech miesięcy, odbywa się zwykle przez kilka godzin raz w tygodniu.
Wszystkie teksty z cyklu "Mamy Moc" tutaj