Joanna Szeląg, psycholog z Interwencyjnego Ośrodka Preadopcyjnego Tuli Luli: - Pracuję z rodzicami, którzy zrzekają się praw do nowo narodzonych dzieci. Każda rodzina ma swój scenariusz i swoją historię. Jest jednak coś, co łączy mamy, które zostawiają dzieci w szpitalach. To ogromna samotność związana z brakiem wsparcia ze strony partnera, rodziny, środowiska społecznego, środowiska pracy, znajomych.
Matki obawiają się, że w momencie urodzenia chorego dziecka zostaną z tym całkowicie same. Rodzina, przyjaciele, znajomi znikają w sekundę. Zostanie pytanie "co dalej?". Odpowiedź często przynosi kryzys emocjonalny, z którym nie dają sobie rady w pojedynkę.
Ogromny strach. Przed odpowiedzialnością, przed dokonaniem zmiany w życiu, to też strach przed nieumiejętnością poradzenia sobie z trudną sytuacją.
Dla żadnej mamy nie jest to proste, aby wyjaśnić, dlaczego podejmują taką decyzję. Mamy, które mają już starsze dzieci, z reguły nie nawiązują z nami kontaktu. Nie chcą wyjaśniać, co się stało kryzysowego w ich życiu, dlaczego zdecydowały się pozostawić swoje dzieci. Wracają do poprzedniego życia i starają się funkcjonować, tak jak do tej pory. Kobiety, które pierwszy raz urodziły, chętniej nawiązują z nami kontakt. Chcą rozmawiać, próbują stworzyć historię dla dziecka, tłumaczą, dlaczego podjęły taką decyzję.
Za historią dziecka opuszczonego zawsze stoi dramat. To może być bieda, bezdomność, przewlekła choroba matki, uzależnienie od alkoholu lub narkotyków. Mamy boją się tego, że zostaną z dzieckiem same, że nie dadzą rady, że nie będą w stanie finansowo utrzymać siebie i dziecka, że będą musiały zrezygnować z pracy. Bardzo często są pozbawione pomocy ze strony partnera, albo ojciec dziecka odszedł, kiedy dowiedział się o ciąży.
Naszym celem jest skontaktowanie się z mamą, żeby porozmawiać z nią o tym, co było przyczyną kryzysu, dlaczego taka decyzja zapadła i czy była ona przemyślana i jest ostateczna. Sprawdzamy, czy mama dostała wszystkie informacja na temat pomocy, jaką może otrzymać ze strony państwa i instytucji pomocowych. Nigdy nie namawiam do zmiany decyzji. To mama ostatecznie jest w stanie ocenić, czy da radę czy nie.
Zdarza się, że rodzice podejmują się trudu opieki, wracają żeby dokonać w sobie i w dziecku cudu. Najczęściej dotyczy to zdrowych dzieci. Po te chore prawie nigdy nie wracają. Tutaj strach jest dużo silniejszy. Ale i z takimi sytuacjami mieliśmy do czynienia.
To jest strach przed macierzyństwem i przed samotnością, strach przed tym, jak poradzić sobie bez wsparcia rodziny.
Jeśli rodzina biologicznej mamy zechce jej pomóc, udzieli wsparcia, nagle okazuje się, że i siły się znajdują, i strach nie jest aż tak duży.
W przypadku rodzin, w których rodzą się chore dzieci, strach wynika głównie z niewiedzy. Kiedy mama zrzeka się praw do dziecka z problemami zdrowotnymi, naszym głównym zadaniem jest to, aby dać jej wsparcie informacyjne na najwyższym poziomie. Mamy do tego specjalistów, którzy potrafią opowiedzieć mamie, jak może wyglądać jej sytuacja za 5,10 czy 15 lat. Z czym choroba dziecka się wiąże, jakiego rodzaju konsultacje czy jakiego rodzaju zabiegi będą czekać dziecko. Nigdy nie pozostawiamy rodziny bez szczegółowych informacji.
Nadal może przebywać w Tuli Luli. Jeśli pomimo wysiłków nie uda się połączyć rodziny, wówczas dla dziecka należy znaleźć rodzinę adopcyjną. Jeśli ośrodek adopcyjny nie może nam takiej przedstawić, Fundacja Gajusz szuka dla dziecka rodziny zastępczej, która zdecyduje się zająć dzieckiem na stałe, na zawsze.
Niektóre dzieci spędzają w szpitalu długi czas, niezbędny do osiągnięcia takiego stanu zdrowia, że mogą trafić np. do zakładu opiekuńczo-leczniczego, w którym są cały czas pod opieką medyczną. To lekarze decydują, kiedy może to nastąpić. Fundacja Gajusz prowadzi także stacjonarne hospicjum dla dzieci, które nazywamy Pałacem. Zdarza się, że przyjmowane są tam również niemowlęta.
Do Tuli Luli trafiają dzieci, które nie wymagają stałej kontroli lekarzy i opieki medycznej 24 godziny na dobę. Niektóre nasze dzieci mają specjalne medyczne potrzeby, bardzo często są to wcześniaki, ale przy odpowiedniej diagnostyce i terapii mają szanse na adopcję, a przyszli rodzice z pomocą systemu opieki zdrowotnej będą w stanie zapewnić im opiekę.
Dziećmi, których mamy wstępnie zrzekły się praw, w szpitalu zajmują się pielęgniarki, położne i lekarze. Natomiast nasze dzieci, jeśli muszą być w szpitalu, zawsze jadą ze swoją ciocią. Czasami spędzają tam tydzień, czasem dwa, ale nigdy nie są same. Teraz szpital wymaga od nas wymazu covidowego i całkowitego zakazu kontaktu ze światem zewnętrznym. Kiedy nasza opiekunka jedzie do szpitala, to do momentu wypisu nie może go opuścić, śpi na oddziale razem z dzieckiem.
Już od dziesięcioleci wiadomo, że jest odwrotnie. Małe dzieci pamiętają różne rzeczy. Rodząc się wiedzą, kto jest mamą, tatą. Już w ciąży pamięć prenatalna pozwala im ich rozpoznać. Pamiętają nawet ruchy mamy, która nosząc je w brzuchu poruszała się w swój wyjątkowy sposób. Dlatego malutkie dzieci pozbawione bliskości w pierwszych miesiącach życia mogą mieć później problemy w radzeniu sobie ze stresem, emocjami, poczuciem wartości, budowaniem relacji, nauką, koncentracją. Wiąże się to z brakiem tej najbliższej, bezpiecznej osoby. Jeśli przy dziecku nie ma jednej, pewnej, zaufanej osoby, to dziecko, jak ja to nazywam, "zamraża się" w oczekiwaniu na nią.
Kiedy mamy zabraknie, dzieci przechodzą traumę porzucenia. Po narodzinach nie wiedzą, co się dzieje, bo nie słyszą głosu matki, który znają z życia płodowego, zjawiają się nimi obcy ludzie. Wszystkie nasze opiekunki mają w sobie pokłady miłości do dzieci, ogromną cierpliwość, są nastawione na zaspokajanie potrzeb drugiego człowieka w sytuacjach trudnych. Dają miłość, tulą i dbają.
W Tuli Luli mamy jedną opiekunkę na troje dzieci. Są w stanie każdemu dziecku poświęcić czas, skierować do nich dobre słowa. Dzieci wszystko rozumieją. Nie rozumieją do końca słów, ale rozumieją intencje dorosłej osoby. A intencją naszych opiekunek jest stworzenie domowego środowiska dla dzieci i sprawienie, żeby zaufały dorosłym.
Możemy przyjąć dwadzieścioro dzieci, ale nigdy nie było takiej sytuacji, żeby tyle przebywało w ośrodku. Część dzieciaczków, które znalazły już swoich rodziców na podstawie postanowienia sądu jest w nowych domach. Sąd decydując o takiej sytuacji pozwala nawiązać dziecku więź z rodzicami adopcyjnymi, która i tak w pierwszym etapie została zaburzona.
W Ośrodku przebywają zarówno całkowicie zdrowe dzieci, jak i te, które wymagają wsparcia medycznego z powodu swojego stanu zdrowia. Niestety, od 2 lat obserwujemy wzrost liczby dzieci z trudnościami. Można śmiało powiedzieć, że w tej chwili jest to proporcja pół na pół.
Obserwujemy tendencję do wzrostu zrzeczeń dzieci, które mają zespół FAS (od red: FAS to alkoholowy zespół płodowy, zespół chorobowy, który jest skutkiem działania alkoholu na płód w okresie prenatalnym). Coraz częściej rozpoznanie to następuje na etapie pobytu dziecka w szpitalu.
Mamy dzieci z upośledzeniem umysłowym, dzieci, które mają zespoły genetyczne. Najczęstszym jest zespół Downa, ale też mieliśmy dziecko z zespołem Treachera-Collinsa, Dandy’ego-Walkera. Znaleźliśmy dla wszystkich tych dzieci rodziny zastępcze. Wiem, że są szczęśliwe i objęte troską, przebywają w domach, w których są bezpieczne.
Bardzo często ośrodki adopcyjne, pomimo swoich trudów, nie znajdują rodziny adopcyjnej dla chorych dzieci. To jest bardzo trudne. W takich sytuacjach Fundacja Gajusz z całych sił stara się, znaleźć rodzinę, która chciałaby podjąć się opieki w ramach pieczy zastępczej. Robimy to zawsze we współpracy z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej. Żadne z naszych dzieci nie trafiło do domu dziecka czy zakładu opiekuńczo-leczniczego.
(od red: Fundacja Gajusz powstała w 1998 roku i od tego czasu zajmuje się pomaganiem dzieciom. Prowadzi całodobowe hospicjum domowe, z dojazdami lekarzy i pielęgniarek oraz lekarstwami i wsparciem psychologicznym. Pomaga ciężko i nieuleczalnie chorym dzieciom zapewniając wsparcie medyczne, psychologiczne i socjalne. W hospicjum stacjonarnym Fundacji Gajusz mieszkają dzieci, które nigdy nie wyzdrowieją. Niektóre także opuszczone przez rodziców. Od 2016 r. Fundacja prowadzi pierwszy w regionie łódzkim i jeden z dwóch w kraju Interwencyjny Ośrodek Preadopcyjny Tuli Luli)
W pierwszej kolejności sprawdzamy, czy rodzina posiada kwalifikacje na rodzinę zastępczą, czy ma ukończony kurs.
Sprawdzamy, jak wygląda historia pracy rodziny z dziećmi. To jest trudne, ale bardzo ważne, aby rodzina była gotowa na kontakty z rodziną biologiczną dziecka. Jeśli dziecko wymaga wsparcia w rozwoju, to też ważnym czynnikiem jest to, ile dzieci aktualnie rodzina zastępcza posiada pod swoją opieką.
Tak. Dla nas bardzo ważne jest to, aby jeden z rodziców zastępczych miał możliwość spędzania z dzieckiem czasu jeden na jeden. Kiedy szukamy rodziny dla naszego dziecka, musimy być pewni, że rodzina zapewni dziecku kontakt indywidualny, będzie miało jednego, bezpiecznego opiekuna.
Dzieci, które trafiają do rodzin zastępczych z naszego ośrodka, dokonują niesamowitych rzeczy i rozwijają się w bardzo szybki sposób właśnie dlatego, że dostają w końcu szansę i możliwość na kontakt bezpośredni z jednym stałym, bezpiecznym opiekunem i to jest dla nas bardzo ważne.
Czasami spotykamy rodziny zastępcze niezawodowe. Mama i tata chcą zająć się dzieckiem, ale w tym samym czasie kontynuują swoją pracę zawodową. Mamie z rodziny zastępczej należy się urlop macierzyński. To ważne, aby przynajmniej jeden z rodziców został z dzieckiem w domu. Rodzinom niezawodowym pomagamy w kontaktach z rodziną biologiczną dziecka, te kontakty są bardzo trudne. Często udostępniamy miejsce, w którym się mogą spotkać, mamy psychologów, którzy monitorują te kontakty.
Nie mieliśmy takiej sytuacji. Może dlatego, że dbamy o to, aby w rodzinie zastępczej nie było za dużo dzieci. Jesteśmy w kontakcie z każdą rodziną zastępczą, którą obdarzyliśmy zaufaniem. Każdy ma prawo mieć wątpliwości, nie mieć siły, być zmęczonym, uważać, że dalej nie da rady. Jeśli w rodzinie zdarzyłby się kryzys, możemy powołać zespół specjalistów, którzy będą radzić, co robić, żeby nie dopuścić do tego, aby rodzina się rozpadła. Nasze rodziny wiedzą, że jeśli mają kłopot, trudność, mogą zawsze do nas zadzwonić. I zawsze dzwonią.
Joanna Szeląg jest psychologiem, która pracuje w Interwencyjnym Ośrodku Preadopcyjnym Tuli Luli prowadzonym przez Fundację Gajusz.
Tuli Luli zostało założony przez Fundację Gajusz w 2016 roku w Łodzi. Trafiają tu niemowlęta, którymi z bardzo ważnych przyczyn nie mogą zajmować się biologiczni rodzice. Dzieci pozostają w ośrodku do momentu znalezienia nowej rodziny. Głównym założeniem ośrodka jest stworzenie maksymalnej bliskości pomiędzy maluchem a opiekunem. Tisa Żawrocka - Kwiatkowska, Prezes Zarządu Fundacji Gajusz na swoim blogu na stronie fundacji Gajusz o Tuli Luli napisała: "Otaczam opieką maluszki ciężko doświadczone przez los. Zdecydowałam się na ten krok, ponieważ przeraziły mnie statystyki: co 10 godzin w Polsce porzucane jest dziecko – nowo narodzone, bezbronne, w powszechnym mniemaniu nieświadome. W pierwszym okresie życia miłość i bliskość drugiego człowieka są niezbędne. Jeśli potrzeba ta nie zostanie zaspokojona, trauma związana z porzuceniem pozostanie na całe życie".