Dariusz Zeller, dziennikarz, tata trzech synów: Jak i wszyscy inni rodzice, a przede wszystkim dzieciaki miały już dość siedzenia w domu.
Czuliśmy już wszyscy, że to za długo trwa. Zdalne nauczanie, na krótką metę, wyglądało bardzo dobrze. Końcówka była już jednak trudna. Chociaż w wielu sprawach nie zgadzam się z premierem Wielkiej Brytanii, tak uważam, że otwarcie szkół 5 marca było dobrą decyzją. I wcale nie chodzi mi o to, że my rodzice, odetchnęliśmy, bardziej chodzi tu o dzieci i młodzież. Oni w zamknięciu nie uczyli się tak, jak powinni. Ostatnie tygodnie zdalnej to już też nie było uczenie się, tylko sprawdzanie wiedzy.
Zazwyczaj po wakacjach niechętnie idą do szkoły. Tym razem było inaczej. Oby ta normalizacja trwała jak najdłużej.
Dużo zależało od szkół. Wiem, że były szkoły, które głównie zlecały zadania do samodzielnej pracy, nawet nie prowadziły lekcji online. Tylko niektóre szkoły organizowały zajęcia live.
Nie, to, w jakiej formie były prowadzone zajęcia, zależało od placówki. W szkole moich synów to działało na takiej zasadzie, że musieli się logować, ale to nie były spotkania face to face z nauczycielami, nikt nikogo nie widział. W czasie zalogowania musieli odrabiać prace domowe na bieżąco. Nauczyciel to nadzorował, czy uczniowie pracuje, czy nie. Nie musieli mieć włączonych kamer, bo też nie wszyscy w klasie je mieli.
Nauczyciele z polskiej szkoły sobotniej, do której dodatkowo uczęszczają moi synowie, przesyłali nam prace do wykonania, oczywiście drogą mailową. Dzieci musiały regularnie pracować nad obowiązującym programem.
Tak, polska szkoła to jedna z dwóch w Anglii, które są przypisane do polskiego Ministerstwa Edukacji Narodowej. Podczas nauki zdalnej w polskiej szkole to ja pracowałem z chłopcami nad tym, aby realizować program polskiego ministerstwa. Wiadomo, że pani na odległość nie mogła zbyt wiele zrobić. To na mnie spoczęła realizacja materiału szkolnego. Musiałem posiedzieć z chłopakami i trochę się z nim pouczyć polskiego i historii.
Dariusz Zeller z bliźniakami: Miłoszem i Maksem fot: archiwum prywatne
W szkole moich dzieci było spokojnie. Myśmy po prostu widzieli, że szkoła wszystkiego w tym trudnym czasie nam nie zapewni. Przyjęliśmy, że sytuacja jest trudna dla wszystkich: dzieci, nauczycieli, rodziców. Liczyliśmy się z tym, że część obowiązków szkolnych spadła na nas, nie zakładaliśmy, że szkoła nam wszystko zorganizuje i zapewni w czasie lockdownu. Wszystko jedno czy to jest Anglia, czy Polska, musimy za swoje pociechy wziąć odpowiedzialność w czasie, kiedy uczą się w domu. Nie rozumiem rodziców, którzy mają postawę roszczeniową, chyba że rzeczywiście coś ewidentnie nie działa.
Tak. I tutaj chylę czoła, jak dobrze to było zorganizowane. Nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem, żeby ktoś w szkole odmówił pomocy dziecku, np. psychologicznej. Kto chciał, ten pomoc otrzymał. Nie wszyscy jednak z tej pomocy korzystali. A szkoda.
Myślę, że po tylu miesiącach izolacji zatraca się granica, co jest normalnym zachowaniem, a co powinno budzić obawy. Kiedy rodzic jest 24 godziny na dobę z dzieckiem, to czasami już nie dostrzega, że dziecko może mieć problemy. Mam na myśli nadużywanie gier komputerowych, PlayStation, innego typu rozrywki online. Wiem, że dzieciaki, po miesiącach izolacji, mają z tym spory problem. Warto to skonsultować ze szkolnym psychologiem. Porozmawiać, poszukać rozwiązań.
Oczywiście. Wystarczy, że zadzwonię do sekretariatu i poproszę o konsultację. Nikt nigdy mi nie odmówił pomocy.
'Moi chłopcy są czynnymi sportowcami, uprawiają piłkę nożną, koszykówkę, w szkole zapisują się na wszystkie sporty. Wszystkie zajęcia sportowe były odwołane. Bardzo nad tym ubolewaliśmy' fot: archiwum prywatne
Przede wszystkim dzieci, zanim poszły do szkoły, musiały mieć zrobione testy na COVID 19. Każdy uczeń dostał od szkoły komplet darmowych testów, które sami robimy w domu. Odkąd chłopaki chodzą do szkoły, dwa razy w tygodniu, w środy i w niedzielę, robimy testy w domu, wyniki zgłaszamy online do szkoły i do NHS-u, czyli tutejszej służby zdrowia. W przypadku, gdyby coś było nie tak, na pewno szkoła odezwałaby się do nas.
Program szczepień w Wielkiej Brytanii jest najbardziej zaawansowany w Europie, chociaż wiadomo że zawsze pozostaje niepewność odnośnie zarażania się koronawirusem wśród młodzieży. Wierzę, że testy wykonywane w szkole i w domu dają nam wiarę, że wszystko będzie w porządku. Maseczka i dystans to dla nas absolutnie obowiązkowe już elementy życia.
Szkoła moich synów bardzo delikatnie i stopniowo wraca do nauki, do jakiej dzieci były przyzwyczajone przed pandemią. Na razie nie ma sprawdzianów, testów, egzaminów. Wszystko pomalutku. Nauczyciele chyba wiedzą, że nauka zdalna nie spełniła oczekiwań. Wiedzą, że to jest bardzo trudny czas dla uczniów, że ich psychika jest teraz najważniejsza. Szkoły w Londynie nie uderzają w dzieci sprawdzianami i testami. Jest bardzo spokojnie. Codziennie pytałem chłopców, kiedy wracają ze szkoły, co się działo, czasami odpowiadają, że było nudno.
Na razie nie. Moi chłopcy są dopiero w ósmej klasie, chyba większy problem mają te dzieci z tych starszych klasach, które idą zaraz na studia.
(Od red. szkoła podstawowa (ang. primary school) jest do VI klasy, od klasy VII do XII jest szkoła średnia, (ang. secondary school). Resort edukacji w Wielkiej Brytanii plan powrotu uczniów po szkół po tzw. trzecim lockdownie rozpisał na etapy i na roczniki. Na Wyspach po powrocie uczniów do tradycyjnej nauki nauczyciele stawiają przede wszystkim na wspólne zajęcia fizyczne, plastyczne, wyrażanie siebie poprzez taniec i sztukę. Plan brytyjski jest zgodny z rekomendacjami ONZ z sierpnia 2020 r., w których podkreśla się, że powrót nie może być otwarciem szkolnych drzwi z hasłem „wchodzicie”).
Moi chłopcy są czynnymi sportowcami, uprawiają piłkę nożną, koszykówkę, w szkole zapisują się na wszystkie sporty. Zajęcia sportowe były odwołane, nawet w tenisa stołowego nie można było grać. Bardzo nad tym ubolewaliśmy. Synowie zaczynają szkołę o 8.30, w czasach przed pandemią, już od godz. 7.30 rano ganiali po szkolnym boisku i grali w piłkę. To się skończyło w marcu w zeszłym roku. Szkoły nie miały żadnego wyboru, wszystkie sporty były zabronienie. Dla mnie to był duży ból, od lat dbam o wychowanie fizyczne dzieci. Treningów i sportów brakowało nam najbardziej.
Wszyscy trzej synowie czynnie uprawiają sport. Na zdjęciu mecz najstarszego syna Juliusza w ramach VIII edycji Ty Też Masz Szansę. 2020. Bedfont Sports F.C fot: archiwum prywatne
Od 12 kwietnia dzieciaki mogą trenować. Wracamy pomału do naszej normalności.
Dzieciaki uczą się w jednej sali, tylko nauczyciele się zmieniają. Nie spotykają się z uczniami z innych klas, cały czas przebywają w jednej klasie. Kto chce nosić maseczkę, ten nosi, kto nie chce, ten nie nosi. Ale dzieci są i tak po testach.
Mam to szczęście, że mogę pracować z domu. Jestem chyba też w miarę zorganizowany. Często spotykam się z opiniami rodziców, którzy np. zabraniają dzieciom grać na PlayStation, bo uważają, że to jest zgubne. U mnie tak nie ma, chłopcy nie mają restrykcyjnych zakazów. Kiedy nauka to nauka, kiedy zabawa to zabawa. Wszystko jest dla ludzi. Cieszę się, że w Londynie powolutku obostrzenia znikają, normalność jest coraz bardziej dostrzegalna, chociaż pewnie wszystko jest jeszcze możliwe i może się z dnia na dzień zmienić.
Bardzo się do siebie zbliżyliśmy, jeszcze lepiej się poznaliśmy jako rodzina, nauczyliśmy się czegoś nowego o sobie. Choć może w przypadku rodzica, który sam wychowuje dzieci, to dziwnie zabrzmi, ale ten czas stworzył możliwości, które przy normalnym rytmie funkcjonowania pośród obowiązków, trudno byłoby nam zauważyć i podjąć. Ja zawsze też uważam, że wychowując dzieci lepiej skupić się na pozytywnych aspektach relacji, cokolwiek by się nie działo. Myślę, że nie tylko samotni rodzice potwierdzą te słowa.
W momencie, w którym zostałem z chłopcami sam, obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by to właśnie im - oprócz pracy zawodowej oczywiście - poświęcić całą swoją energię i czas. Ale dałem też sobie samemu słowo, że wrócę do tego, czym zajmowałem się wcześniej, do poezji i prozy. W listopadzie ubiegłego roku wydałem w Polsce tomik wierszy "Pocztówka z Père Lachaise". Tą publikacją zamknąłem pewien bardzo ważny okres w moim życiu i patrzę już tylko w przyszłość. W życiu warto podążać za swoimi celami i marzeniami. Trzeba tylko być cierpliwym i pracować, pracować, pracować.
Dla mnie bardzo ważna w relacji z dziećmi jest umiejętność dialogu i szczerość. Bardzo staram się, aby z każdym z synów mieć indywidualne interakcje, taki czas tylko dla nas. Jak już wspominałem, nie wierzę w system nakazów i zakazów. Ja swoim chłopcom niczego nie zabraniam ani PlayStation, gier, ani telewizji czy komórek. W czasie lockdownu to wszystko mieli pod ręką i nie jako nagrodę za coś. Wszystko w granicach rozsądku i pod czujnym okiem rodzica. U nas w domu obowiązki szkolne były i są na pierwszym miejscu. Uważam, że w innym przypadku,nie wytworzyłaby się w nich samokontrola, a wiem, że w przyszłości to będzie dla nich niezwykle istotna.
Kiedy spotykasz się z kimś codziennie, nie dostrzegasz pewnych różnic dzielących was. Jednak po bardzo długiej przerwie, kiedy dzieciaki nie przebywały ze sobą, spotykały się i dostrzegły, że są niedoskonali. Oni są w bardzo trudnym wieku, różne dziwne pomysły chłopcom i dziewczynom przychodzą do głowy, kiedy mają po 13 lat. Widzę, że te relacje rówieśnicze - po powrocie do szkół - są i będą trudne. Wszyscy na wszystkich patrzą pod wpływem tego czasu, który minął, nie zawsze to są pozytywne spojrzenia.
Mam wrażenie, że ich relacje sprzed pandemii zatarły się. Trzeba je na nowo odbudowywać, a nastolatki nie zawsze potrafią ten dystans zauważyć. Rodzi to różnorakie nieporozumienia. Dlatego tak ważne jest, aby przejść przez ten czas zamknięcia i jak najszybciej wrócić do aktywności społecznej. To będzie najlepsze i dla dzieci i dla dorosłych.
Dariusz Zeller z synami fot: archiwum prywatne
Dariusz Adam Zeller (1972) – tata samotnie wychowujący z dumą trzech synów. W Wielkiej Brytanii od 2005 roku. Wieloletni red. nacz. londyńskiej "Cooltury", obecnie na stanowisku zastępcy red. nacz. w Polskim Radiu Londyn i "Coolturze". Współpracuje z mediami i wydawnictwami w Polsce oraz środowiskami polonijnymi na całym świecie. Jest laureatem prestiżowej nagrody Złotych Sów Polonii (tzw. Polonijnych Oskarów), przyznawanym corocznie w Wiedniu przedstawicielom światowej Polonii za ich wkład w życie Polaków poza granicami kraju. Poza tym poeta, prozaik, działacz społeczny. Jego najnowszy tomik poezji "Pocztówka z Pere-Lachaise", wydany w listopadzie ub.r. jest podsumowaniem dotychczasowego, niezwykle ważnego rozdziału w jego życiu. Czasu po którym - jak sam mówi w podtytułach z tomiku - podąża w "drodze ku słońcu". Z dziećmi i dzięki dzieciom.