"Nie zmuszamy kolegi z pracy do całowania i przytulania. Dlaczego robimy to dzieciom?"

Rodzice mówili, aby całować na przywitanie wyperfumowaną ciocię, nielubianego wujka. W imię dobrego wychowania. Czy dzisiaj potrafimy zadbać o granice swoich dzieci? Mama dwulatki: "Nie chcę na dzień dobry skwasić atmosfery i wyjść na nadwrażliwą mamuśkę".

- Wokół stołu impreza dorosłych. Dzieci biegają po mieszkaniu. Od czasu do czasu ktoś mnie łapie i bierze na kolana. Mam może sześć lat. Wyrywam się, bo chcę biec dalej, ale słyszę "no posiedź u wujka na kolankach". Co czuję? Że tak trzeba, że wujkowi będzie przykro, kiedy ucieknę, jeszcze pomyśli, że go nie lubię. Zamrażałam się i czekałam, aż wujkowi się znudzi. Albo inna sytuacja. Babcia łaskocze mnie tak, że już nie mogę się śmiać. Krzyczę: "Dość, dość". I wtedy babcia łaskocze mnie jeszcze mocnej. Rodzice? Raz chyba moja mama powiedziała: "Mamo wystarczy, ona tego nie chce". A babcia: "A co nie chce, patrz, jak się śmieje" - wspomina scenki ze swojego dzieciństwa Katarzyna, mama dwuletniej córki. Co robi, kiedy jej dziecko spotka podobna sytuacja? Reaguje.

- Kiedy do nas przyjeżdża brat mojego męża, na przywitanie łapie moją córkę, podrywa ją z podłogi i podrzuca do góry jak piłeczkę. Widzę przerażenie córki. Mówię, żeby ją puścił, bo się mała wstydzi. Używam słowa "wstydzi się", po to, aby szwagier nie poczuł, że się do niego przyczepiam. Nie chce na dzień dobry skwasić atmosfery i wyjść na nadwrażliwą mamuśkę. Postawienie granic w imieniu swojego dziecka wcale nie jest dla mnie łatwe - mówi.

42-letni mężczyzna, tata nastoletniego chłopca, opowiada o swoich doświadczeniach z dzieciństwa. Pamięta, kiedy i jego granice były przekroczone:

- Ksiądz przychodził z wizytą duszpasterską, jadł ciastko, kropił dom wodą święconą, a potem mówił: "Chodź chłopczyku na kolana, dam ci obrazek". Nic rodzice nie mówili. To co miałem zrobić? Powiedzieć do księdza, że nie mam ochoty? Ksiądz głaskał mnie po głowie, a potem dostawałem obrazek. Niby nic, ale ja zapamiętałem te momenty jako krępujące. Ja jestem z pokolenia, które uczono, że nawet jak czegoś się nie lubi, to trzeba to zrobić, żeby ciocia, wujek, ksiądz nie obrazili się i żeby atmosfera się nie popsuła przez fanaberie dzieciaków - wspomina. Mężczyzna prosi, aby napisać, że przekraczanie granic dziecka nie ma podziału na płeć:

- Mówię synowi, że jego siła nie polega na tym, żeby wszystko przetrwać i być twardzielem, ale na tym, aby nie zgadzać się na to, czego nie chce.  

"Wujek właśnie przyszedł - idź go uściskać!"

Joanna Piotrowska, pedagożka, założycielka i prezeska fundacji Feminoteka, prowadziła dwa lata temu warsztaty "Nie rób dziecku tego, co tobie niemiłe". W tekście "Nie zmuszajcie dzieci do uścisków i pocałunków. Nawet w święta" pisała o tym, że rodzice - mimo że sami mają przykre doświadczenia z przekraczania ich granic w dzieciństwie - teraz, kiedy mają swoje dzieci, zapominają o tych uczuciach i w imię dobrego wychowania, powtarzają schemat. Zmuszają dzieci do pocałunków i uścisków cioć, wujków, dziadków, dalszych krewnych, znajomych.

'Jeszcze stosunkowo niedawno wielką popularnością cieszyło się przekonanie, że dzieci służą do tego, żeby zadowalać rodziców i otoczenie. Ogólnie rzecz ujmując, mają być grzeczne (cokolwiek to znaczy), posłuszne i za wiele nie przeszkadzać. A to oznacza, że jeśli, ciocia, babcia czy wujek mają potrzebę lub ochotę przytulić albo pocałować dziecko to jego/jej obowiązkiem jest to zrobić i już. Szczęśliwie odchodzimy od tego błędnego przekonania'
'Jeszcze stosunkowo niedawno wielką popularnością cieszyło się przekonanie, że dzieci służą do tego, żeby zadowalać rodziców i otoczenie. Ogólnie rzecz ujmując, mają być grzeczne (cokolwiek to znaczy), posłuszne i za wiele nie przeszkadzać. A to oznacza, że jeśli, ciocia, babcia czy wujek mają potrzebę lub ochotę przytulić albo pocałować dziecko to jego/jej obowiązkiem jest to zrobić i już. Szczęśliwie odchodzimy od tego błędnego przekonania' fot: shutterstock

Dlaczego wciąż jest tak trudno powiedzieć do cioci, wujka, dziadka, babci, żeby nie przytulali, całowali, łaskotali dziecka, skoro ono tego nie chce? Dlaczego, kosztem dzieci, tak bardzo nie chcemy sprawić przykrości dorosłym?

- Zwykle wynika to z wychowania i nawyków, które nam wpojono. Sami otrzymaliśmy przekaz, że dziecięce potrzeby i granice są mniej ważne niż te dorosłe. Nadal uczymy się, że dziecko jest może człowiekiem mniejszym, ale nie z mniejszą godnością. Nie wyobrażamy sobie, żeby zmuszać dorosłą kuzynkę czy kolegę do całowania i przytulania, dlaczego zatem robimy to dzieciom? - mówi psycholog Martyna Filipiak, autorka bloga Mama-psycholog. I namawia, aby - jeśli tylko czujemy i widzimy, że dziecko znalazło się w niekomfortowej sytuacji - zareagować.

 - Jeśli dorosłemu jest przykro, że rodzice nie pozwalają wymuszać buziaków i przytulania czy też w ogóle przekraczać granic ich dziecka, to jest tylko i wyłącznie problem dorosłego, który powinien sobie z tym poradzić. Dzieci nie powinny dźwigać w żaden sposób odpowiedzialności wypełniania deficytów czy też spełniania potrzeb dorosłych - mówi psycholog.

"Tato! Proszę, cofnij się"

Kilka dni temu polski internet podbił post, w którym została opisana sytuacja, podczas której matka reaguje na zabawę dziadka z wnuczką. Nośny wpis zaczyna się od słów:

"Dorosły mężczyzna wisi nad moją trzyletnią córką. Od czasu do czasu szturcha ją i łaskocze, a ona coraz bardziej się kurczy. Coraz mniejsza i mniejsza z każdym niechcianym dotykiem. Jakby chciała spłynąć z krzesła i schronić się pod stołem. Kiedy moja mama ogląda tę scenę, widzi figlarną zabawę. Dziadek zajmujący się swoją wnuczką (…). Trzyletnia dziewczynka nie potrafi obronić się przed dorosłym mężczyzną. Mężczyzną, który wielokrotnie powtarzał, że ją kocha i troszczy się o nią, a mimo to stoi tutaj, lekceważąc jej życzenia dotyczące własnego ciała. Ruszam do walki.

- Tato! Proszę, cofnij się! Mae chciałaby mieć więcej przestrzeni dla siebie. - Mój głos jest mocny, choć swobodny. On nie reaguje.

- Tato, nie będę się powtarzać. Cofnij się. Mae czuje się nieswojo.

- Wyluzuj - odpowiada, czochrając jej delikatne blond włosy (cały post do przeczytania tutaj).

Tekst został przetłumaczony. Oryginalną, anglojęzyczną wersję czytamy na profilu kanadyjskiego działacza społecznego, przewodniczącego zarządu w katolickiej szkole Saint Albert. Szybko rozniósł się po świecie, a gdy dotarł do nas, uruchomił dyskusję na temat wymuszonej bliskości, naruszania granic dzieci, które - czasami nieświadomie - przekraczamy. Pod polską wersją tekstu czytamy setki komentarzy. Między innymi takie:

"To bardzo ważne przerwać ten krąg przyzwolenia i milczenia"

"Piękne! Idą Nowe Czasy"

"To ważne, umieć bronić słabszych"

Jedna z mam napisała:

"Może to nie molestowanie, ale uczenie dziecka tego, że nawet jeśli czegoś nie lubi, to warto się poświęcić, żeby ciocia się nie obraziła. Uważam, że takie sytuacje poniekąd otwierają drogę do bycia ofiarą, kodują, że trzeba zgadzać się na przekraczanie swoich granic dla zadowolenia innych".

Psycholog podpowiada, aby w sytuacjach, kiedy np. ktoś łaskocze dziecko wbrew jego woli, przerwać to i stanąć w obronie dziecka.

- Jeśli dorosły narusza granice cielesne dziecka, nie reagując na protesty czy oznaki dyskomfortu, a znaczący dorośli (jak mama czy tata) na to naruszenie nie reagują czy też sami także je naruszają, to przekaz dla dziecka jest oczywisty: twoje granice są mniej ważne, powinieneś poświęcać je, aby sprawić dorosłym przyjemność. A tu jesteśmy już na granicy molestowania seksualnego - uważa Filipiak.

"Ojej, nie przytulisz mnie? No to będzie mi smutno"

"To nie tak, że babcię czy dziadka można olewać na każdy sposób i mieć w nosie. Przywitają się, pożegnają, ale robią to tak, jak chcą, z przytulaniem lub bez. Chodzi o to, aby dzieci wiedziały, że mogą powiedzieć 'nie' i nikt nie ma prawa wtedy mieć im tego za złe. A zdarzało nam się słyszeć u nas w domu: 'Ojej, nie przytulisz mnie? Będzie mi smutno'. Zwracamy rodzinie uwagę, by nie namawiali do buziaka czy przytulania, gdy dzieci tego nie chcą. W większości przypadków zrozumieli, to nam też bardzo pomogło. Dlatego zawsze warto rozmawiać z dwiema stronami - pisze na naszym profilu w serwisie społecznościowym mama małych dzieci pod postem, w którym zaprosiłam rodziców do dyskusji na temat zmuszania dzieci do pocałunków, przytulania się.

Martyna Filipiak na swoim blogu w tekście "Nie dotykaj mojego dziecka! O wymuszonej bliskości"  proponuje, aby kiedy nie jesteśmy pewni, jak się zachować, wczuć się w sytuację dziecka i przyjąć, że dziecko to człowiek taki jak dorosły i tak jak dorosły ma swoje prawa i potrzeby.

"Jeszcze stosunkowo niedawno wielką popularnością cieszyło się przekonanie, że dzieci służą do tego, żeby zadowalać rodziców i otoczenie. Miały być grzeczne (cokolwiek to znaczy), posłuszne i za wiele nie przeszkadzać. A to oznacza, że jeśli, ciocia, babcia czy wujek mają potrzebę lub ochotę przytulić albo pocałować dziecko, to jego obowiązkiem jest to zrobić i już. Szczęśliwie odchodzimy od tego błędnego przekonania" - czytamy w tekście Filipiak. Psycholog bardzo namawia, aby zawsze podążać za dzieckiem.

- Pamiętajmy, że dziecko dopiero zaczyna pojmować, czym jest cielesność. Uczy się, jakie formy czułości sprawiają mu/jej przyjemność, a za którymi nie przepada. Zauważa, że czasem ma ochotę na przytulanie i buziaki, a czasem nie. Dokładnie też czuje, komu chce, a komu nie chce tej czułości okazywać. A my rodzice powinniśmy podążać za dzieckiem. Co jeśli tego nie robimy? Jest mniejsza szansa, że kiedy dziecko dorośnie, głośno zaprotestuje czy też zwróci się po pomoc, jeśli ktoś jego/jej granice zostaną naruszone - podsumowuje ekspertka.

Więcej o: