Izabella Łukomska-Pyżalska o wielodzietności: Co rano drukuję harmonogram, żeby każdy wiedział, co jest zaplanowane

- Planowaliśmy czwórkę dzieci, ale gdy na świat przyszły bliźniaki i było ich w sumie pięcioro, poczułam, że to nie może być jeszcze koniec. Że chcę mieć jeszcze jedno dziecko - o organizacji życia wielodzietnej rodziny w naszym cyklu Mamy Moc opowiada Izabella Łukomska-Pyżalska, bizneswoman i mama sześciorga dzieci.

Mama to ktoś, kto trwa przy dziecku niezależnie od tego, co przyniesie los. To ktoś, kto potrafi łączyć obowiązki rodzinne i zawodowe - czasem takie, które wydają się niemożliwe do połączenia. To ktoś, kto w trudnej sytuacji potrafi znaleźć drogę wyjścia, a przynajmniej walczy do końca, żeby tę drogę odszukać. Dlatego to właśnie matkom i ich sile poświęcamy nasz cykl artykułów pod hasłem "Mamy moc". Czytajcie nas co środę o 19.00 na Gazeta.pl!

Angelika Swoboda: Przedstawi mi pani swoją gromadkę?

Izabella Łukomska-Pyżalska, modelka, bizneswoman, mama sześciorga dzieci: Moje smerfy? Żartobliwie mówię do nich "Smerfy, proszę się odliczyć!” albo "Wszystkie dzidziusie, idziemy!". Mam trzech synów i trzy córki. Najstarsza córka Amelia ma 14 lat, syn Igor 11 lat, młodsza Anastazja 9 lat. Po nich przyszły na świat bliźniaki, obecnie sześcioletnie: Aurelia i Borys. Najmłodszy Ernest ma prawie pięć lat – urodził się w Walentynki.

Właściwie to planowaliśmy czwórkę dzieci, ale gdy na świat przyszły bliźniaki i było ich w sumie pięcioro, poczułam, że to nie może być jeszcze koniec. Że chcę mieć jeszcze jedno dziecko.

Między dziećmi jest rozpiętość wieku dziewięciu lat.

To jest na tyle mało, że dzieciaki bawią się wspólnie, ale w różnych konfiguracjach. W grupach zbliżonych wiekiem albo w parach, albo według płci. Są samowystarczalni, nie potrzebują do towarzystwa innych dzieci. Trochę im tego nawet czasami zazdroszczę, bo ja musiałam sobie ciągle na wakacjach szukać koleżanek. Dobrze, że nasze dzieci nie muszą. Zresztą właśnie planowaliśmy z mężem większą gromadkę, by nasze pociechy mogły się ze sobą bawić. Mój mąż też jest jedynakiem.

Izabella Łukomska-Pyżalska z mężem i dziećmi, 2020Izabella Łukomska-Pyżalska z mężem i dziećmi, 2020 fot: archiwum prywatne

Jak udaje się pani łączyć pracę z wychowaniem pociech?

Nie pracuję codziennie zawodowo na pełen etat, raczej na pół, częściowo zdalnie. Właściwie moje życie wygląda tak, że albo pracuję, albo zajmuję się dziećmi. Każdą wolną chwilę od razu łapię dla siebie. Idę do kosmetyczki albo na ćwiczenia. Staram się dbać o siebie, dając jednocześnie przykład dzieciakom.

Cała nasza rodzina uprawia sport. Maluchy też. Momentami się zastanawiam, czy aby na pewno robię dobrze, że wysyłam dzieci na tyle dodatkowych sportowych zajęć. Ale wystarczy, że jednego dnia zostaną w domu, bo są np. trochę przeziębione, to je roznosi, niemal skaczą po ścianach. Wtedy utwierdzam się w przekonaniu, że robię dobrze.

Córki chodzą na balet, mają też zajęcia akrobatyczne i występują na scenach teatrów. Lubią to, a jednocześnie nabywają wprawy w występach publicznych. Synowie grają w piłkę nożną. Starszy dodatkowo na akrobatykę, najmłodsza trójka uczęszcza na capoeirę i judo. Cała szóstka gra też w tenisa, pływa i jeździ na nartach.

I chcą? Nie musiała ich pani zmuszać?

Wiadomo, że kilkuletnie dziecko nie zawsze wie, czego chce. Trzeba je zainspirować i potem motywować np. mówiąc "wyobraź sobie, że jesteś wyścigówką". A potem zaczyna to lubić. Cieszą się, gdy robią postępy i zbierają pochwały, świetnie się rozwijają.

Moje dzieci są aktywne. Wiadomo, że jak idziemy całą rodziną do restauracji, trudno im usiedzieć w miejscu. Wiem, że niektórym gościom może to przeszkadzać, ale wolę widok dzieciaków zwiedzających lokal niż siedzących nieruchomo przy telefonach czy tabletach. Godzinę, półtorej, nikt z nimi nie rozmawia, dorośli są zajęci sobą. To nie jest dla mnie normalny widok.

Pani dzieci nie mają smartfonów?

Starsze mają, ale mają ustalone limity, których pilnuję. Poza tym przy tylu dodatkowych zajęciach naprawdę nie mają czasu, by godzinami siedzieć przed ekranem. Muszą się świetnie organizować, by ze wszystkim zdążyć.

Moje dzieci nie muszą sprzątać w całym domu, ale każde musi utrzymywać porządek we własnej szafie, biurku itp.  Po jedzeniu zbierają naczynia ze stołu i wkładają do zmywarki. Mamy chomiki, więc co tydzień muszą im sprzątać klatki. Wpajam im, żeby nie robiły niczego byle jak.

Rywalizują ze sobą o pani uwagę?

Newralgicznym momentem jest zasypianie. Młodsze dzieci chcą, by im poczytać bajkę, porozmawiać. Nie jestem w stanie się sklonować na dwa pokoje, więc obowiązuje kolejka. Czyta też mąż albo niania. Wieczorem jednak każde z dzieci chciałoby mieć jednak mnie tylko dla siebie, i to w jednym momencie.

W dzień się bawią albo odrabiają lekcje. Rozdzielam im zadania domowe i biegam od jednego do drugiego. Staram się pilnować równowagi, by każde dziecko czuło się tak samo zadbane, tak samo kochane. Oczywiście nie mogę być przy każdym jednocześnie, więc cały czas lawiruję. Patrzę, które z dzieci ma większą potrzebę rozmowy czy przytulenia i temu poświęcam bardziej swoją uwagę w tym momencie.

Zdarzają się sceny zazdrości?

Raczej nie. Dzieciaki już się przyzwyczaiły, że jest ich szóstka i wzajemnej zazdrości jakoś nie odczuwam. Owszem, czasem jedno czy drugie próbuje zwrócić moją uwagę jakimś niegrzecznym zachowaniem. To się zdarza w każdej rodzinie.

Staram się to wyłapywać i zająć się potrzebującym chwilowo większej uwagi dzieckiem. Porozmawiamy, porobimy coś razem czy pójdziemy na wspólne zakupy.

'Czasem tak sobie myślę, że może fajnie byłoby mieć jeszcze jedno, ale mówiąc poważnie - już nie planujemy. Szóstka to naprawdę dużo''Czasem tak sobie myślę, że może fajnie byłoby mieć jeszcze jedno, ale mówiąc poważnie - już nie planujemy. Szóstka to naprawdę dużo' fot: archiwum prywatne

Kto mediuje, jak w gromadce wybuchnie kłótnia? Pani czy mąż?

Początkowo tylko słucham. Czekam, aż dzieciaki same rozwiążą konflikt, jeśli jest to jakaś błaha sprzeczka. Jeśli nie ma widoków na porozumienie, jedno płacze, a drugie nie chce ustąpić, wkraczam do akcji i staram się polubownie rozwiązać problem. Gdy pokłóciły się o zabawkę, mówię: Teraz się pobawisz ty, a potem ty. Albo zabieram na chwilę przedmiot konfliktu i czekam, aż zapomną. Mam różne strategie. Wystarczy, że mąż raz coś powie i już jest spokój.

Wie pani, to wszystko są drobiazgi. Ja się najbardziej cieszę z tego, że moje dzieci są zdrowe i że w ogóle są. Że sobie świetnie radzą w szkole, że odnoszą sukcesy w sporcie. Ostatnio na przykład jak moja 9-latka ćwiczy przed egzaminem szpagat. Sama. Nikt jej nie musi przypominać. - Super, że ćwiczysz! Jak pojedziemy niedługo na narty, to będziemy razem wieczorami ćwiczyć ten szpagat – chwalę ją.

Jakie zasady im pani wpaja?

Od małego im z mężem tłumaczymy, że najważniejsza jest rodzina. I że trzeba wspierać siostrę czy brata. Że powinni sobie wzajemnie pomagać. Zawsze.

Bardzo byśmy z mężem chcieli, żeby nasze więzi rodzinne przetrwały. Życie pokaże, czy tak będzie. Choć jestem dobrej myśli, bo gdy któremuś z naszych dzieci chce zrobić krzywdę obce dziecko, to wtedy całe rodzeństwo się jednoczy wedle zasady wszyscy za jednego.

Z radością obserwuję też sytuacje, gdy któreś ze starszych dzieci przełamuje lęk u młodszego, np. przed zjeżdżalnią. Najstarsza córka Amelia praktycznie pokazywała jak jeździć na nartach pozostałym maluchom. Widziałam, że sprawia jej to przyjemność, a młodsze dzieci chciały się uczyć, więc podejście miała odpowiednie. To był niesamowity widok.

Na tyle stymulujący, że nie czuje pani zmęczenia?

Czuję, ale staram się na tym nie skupiać. No bo po co? I tak muszę poświęcać czas dzieciom, nie mogę się położyć ze słowami "Jestem zmęczona, teraz sobie odpocznę". Bez względu na to, czy się wyspałam, czy nie, zajmuję się dziećmi. Czasem oczywiście mówię do siebie "Ale jestem niewyspana".

I co?

Jak mogę, to robię sobie dziesięciominutową drzemkę, i po niej znowu zabieram się do pracy. Jak nie mogę, to piję szybką kawę.

Czasem aż za bardzo się przejmuję. Czuję na sobie ogromną odpowiedzialność, np. za to, żeby wszyscy zdążyli na wszystkie zajęcia, żeby się wszystko udało, żeby wszystkich odebrać z zajęć, żeby plan dnia się nie posypał. Harmonogram na każdy dzień to nie lada wyzwanie. Robię nowy co rano i drukuję, żeby każdy wiedział, co jest zaplanowane. A jeszcze staram się, żeby wszystkie dzieci zdrowo się odżywiały.

Konsekwentnie pilnuje pani diety swoich pociech?

Codziennie każdy z domowników musi zjeść cztery rodzaje warzyw i owoc. Ostatnio staram się też ograniczać mięso, gluten oraz wszelkie przetworzone produkty. Kupuję jedzenie ekologiczne, ale liczę się z tym, że dzieci i tak zetkną się ze słodyczami, np. na urodzinach. Nie zabraniam im, ale w domu słodkości nie dostają. Początkowo trochę protestowały, ale potem się przyzwyczaiły. Teraz słyszę czasem, jak wzajemnie się upominają "Nie jedz tego, bo to ma gluten". I jedno drugie strofuje. - Nie jedz frytek, zwariowałeś? - słyszę.

O której pani wstaje?

O 6.30-6.40. Odprowadzam dzieci do szkoły i przedszkola. Sprzątam, pracuję. Raz lub dwa razy w tygodniu idę na szybki trening: joga i stretching czy siłownia. Obiady częściowo gotujemy w domu, częściowo zamawiamy gotowe. Po południu w rozwożeniu dzieci na zajęcia pomaga nam kierowca.

Czasem się czuję jak mróweczka. Naciągam czas, jak tylko mogę. Naciągam dobę. Idę spać ok. 23.00-24.00.

Kto pani pomaga, poza kierowcą?

Popołudniami niania. Na przykład po obiedzie zawodzi trójkę dzieci na zajęcia, ja zawożę jednego z synów, mąż go odbiera, a kierowca rozwozi córki. Dzielimy się.

Czasem ktoś na ulicy - albo jak ostatnio kontrolerka na lotnisku - dziwią się, że mamy taką dużą rodzinę. Pytają, czy na pewno wszystkie urodziłam sama. A moim zdaniem to nie jest nic nadzwyczajnego. Choć w szkole moich dzieci chyba nie ma większej gromadki. W naszej dużej rodzinie dużo się dzieje, jest wesoło.

'Nigdy nie miałam obaw w stylu: nie zajdę w kolejną ciążę, bo znowu przytyję. Ja wiem, że będę ćwiczyć i prędzej czy później uda mi się schudnąć''Nigdy nie miałam obaw w stylu: nie zajdę w kolejną ciążę, bo znowu przytyję. Ja wiem, że będę ćwiczyć i prędzej czy później uda mi się schudnąć' fot: archiwum prywatne

Ktoś powie, że łatwo się pani mówi, bo oboje z mężem należycie do najbogatszych Polaków.

To prawda, ale tylko na zewnątrz. My właściwie oboje z mężem pracujemy głównie po to, żeby zapewniać dzieciom dodatkowe wyjazdy, zajęcia. To nasz cel w życiu, dopóki się nie usamodzielnią. A koszty utrzymania dużej rodziny są ogromne.

Nigdy pani się nie obawiała, że kolejna ciąża niekorzystnie wpłynie na pani wygląd?

Owszem, po ciąży ciało kobiety się zmienia, ale lata lecą bez względu na to, czy się rodziło, czy nie. Wydaje mi się jednak, że widzę u siebie bardziej upływ czasu niż skutki związane z porodami. Po każdym dziecku, gdy już tylko kończyłam karmić, zaczynałam ćwiczyć. Żeby wrócić do wagi sprzed ciąży i ją trzymać.

Nigdy nie miałam obaw w stylu: nie zajdę w kolejną ciążę, bo znowu przytyję. Ja wiem, że będę ćwiczyć i prędzej czy później uda mi się schudnąć. Ciąża i poród nie są tym, co przekreśla dobry wygląd. Najlepszą formę miałam między drugim a trzecim dzieckiem. Wtedy najwięcej ćwiczyłam. Ktoś powie, że nie ma czasu, ale ja uważam, że jak się ma odpowiednio dużo samozaparcia, to zawsze się znajdzie 20 minut na ćwiczenia. Nawet wieczorem w domu na dywanie.

Proszę mi zdradzić - planują państwo może jeszcze jedno dziecko?

Czasem tak sobie myślę, że może fajnie byłoby mieć jeszcze jedno, ale mówiąc poważnie – już nie planujemy. Szóstka to naprawdę dużo.

Ale na koniec powiem pani jeszcze coś, żeby nie powstało wrażenie, że moje życie przypomina sielankę. Bywa, że bardzo boleśnie odczuwam brak czasu dla siebie. Jestem zła, że go nie mam. Albo nagle wydarzy się coś nieprzewidzianego i irytuję się, że muszę zmieniać cały plan dnia czy tygodnia. Może na stare lata będzie spokojniej? Choć nie, bo jak moje dzieci będą miały swoje dzieci, to też nie będzie nudno. Czy nadejdzie w moim życiu moment, w którym powiem: Ale nuda?. Obawiam się, że nie. Zresztą chyba sama bym tego nie chciała. Nie wyobrażam sobie życia bez mojej ferajny.

***

Izabella Łukomska-Pyżalska, rodowita poznanianka, szczęśliwa mama, była modelka, kobieta biznesu, do 2018 r. prezes klubu piłkarskiego Warta Poznań S.A. Jedna z najbardziej wpływowych kobiet w Polsce i w świecie piłki nożnej.

Wszystkie teksty z naszego cyklu Mamy Moc możesz przeczytać tutaj>>

Więcej o:
Copyright © Agora SA