Relacje w rodzinie. Seksuolog: "Robiące karierę kobiety nie nauczą syna, jak sikać na stojąco"

- Jakim wzorcem jest ojciec zapatrzony w telewizor, którego głosu nawet nie znasz? Albo znasz tylko jego krzyki, bo robi awantury, gdy jest pijany? Albo matka, która wciąż się krząta i gotuje, a nie ma czasu usiąść przy stole i porozmawiać? - o relacjach w rodzinie w książce "Sztuka kobiecości" opowiada ginekolog i seksuolog dr Beata Wróbel.

Ten tekst był opublikowany w styczniu 2020 roku. Przypominamy go ze względu na wagę tematu.

Aneta Borowiec: W związku ścieramy się o drobiazgi, aż wypracujemy wspólne zwyczaje.

Dr Beata Wróbel, ginekolog, seksuolog: To są te legendarne skarpetki. On rzuca je w kąt, ona mu zwraca uwagę tysiąc razy, a on nie reaguje. Zamiast znowu się złościć, co ewidentnie jest stratą czasu i nic nie daje, warto zapytać: "Kochanie, a czemu ty rzucasz te skarpetki na fotel?". I okaże się, że na przykład dlatego, że potem znikają. Pogadasz, ale sprzątniesz. A wcześniej sprzątała mamusia. I też sobie przy tym pogadała. Zatem to norma.

Zobacz wideo

Nie jestem taką kobietą jak moja matka.

Jesteś pewna, że nic z niej nie masz? Mąż nigdy ci nie mówi "Teraz zachowujesz się jak własna matka"? Rodzice są nie tylko naszymi pierwszymi wzorcami kobiecości i męskości, lecz także związku. Rozwijamy się przez obserwowanie i naśladowanie, z wiekiem przekraczamy kolejne kręgi wtajemniczenia do życia w rodzinie.

Początki są proste - małe dzieci związane są z matką, to ona jest od dawania miłości, przytulania, wspierania i ocierania łez. Gdy dzieci kończą dwa-trzy lata, zaczyna się rywalizacja o uczucia rodzica płci przeciwnej – syn "chce się ożenić z mamusią", a córka – "wyjść za tatusia". To naturalne, ale to także test dla rodziców, w dodatku test, który często oblewają. Bo w tym momencie trzeba pokazać dziecku, że rodzice się kochają i nikt tatusia czy mamusi nie będzie zastępował.

To ten freudowski kompleks Edypa czy Elektry, który należy rozwiązać, pokazując siłę związku rodziców.

Trudno jednak pokazać coś, czego nie ma. Wiele związków wygląda podobnie: mało zaangażowany w domu ojciec i matka, która ma wszystko na głowie. Teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Bo choć z "Kirche, Küche, Kinder" może odszedł Kościół, ale doszło wiele innych rzeczy. Teraz mamy być piękne i zadbane, jak celebrytki z telewizji. Giętkie w sypialni, jak panie z filmów pornograficznych. No i oczywiście pracujemy, a praca to już nie tylko: robię swoje i z ulgą wychodzę o siedemnastej. Nie, musimy jeszcze odnosić sukcesy, jak menedżerki, o których czytamy w kolorowych magazynach.

To trudny czas, bo wzorce wpadły do wielkiego worka i możemy z nich wybierać, co nam się podoba. Kłopot w tym, że wzorce to nie jest coś, co umiemy i powinniśmy zawsze sami wybierać.

Co złego w samodzielnym wybieraniu wzorców na swoją miarę?

Miałam ostatnio pacjentkę, która – wiedząc, że zajmuję się relacjami w rodzinie - podzieliła się tym, co ją dręczy. Jej siedemnastoletni syn jest w ONR i zażywa narkotyki. Chce mu pomóc, ale nie wie jak. Pytam, jak wyglądają jej relacje z synem. Nie najlepiej, ona miała dużo kłopotów ze sobą, nie przypilnowała go jak należy. A z ojcem? - Szkoda gadać – usłyszałam.

To zwykle są te same scenariusze – młody chłopak dojrzewa i szuka wzorów męskości, a ojca w domu tak naprawdę nie ma, bo po pracy siedzi z pilotem przed telewizorem albo ma syna w nosie.

Matka jest zajęta lub niespecjalnie zainteresowana. I chłopak wpada w towarzystwo podobnie zagubionych młodych ludzi, którzy zachwycają się siłą, potęgą, walką. Ma swoją grupę wsparcia, akceptacji. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Wzorem męskości jest dla nich Hitler, Stalin czy Putin. To są przecież prawdziwi mężczyźni, a nie ten ojciec w gaciach na kanapie!

Każdy rodzic się boi, że jego dziecko źle skończy.

To się nie dzieje samo z siebie, rodzice mają tu decydujący wpływ, ale muszą chcieć coś zrobić. Wtrącić się. Ich rolą jest zadbać, by dziecko miało dobre wzorce, a nie szło w świat i uczyło się metodą prób i błędów. To zwykle kończy się kolejnymi błędami i dramatycznymi konsekwencjami, nierzadko na całe życie.

To te opowieści, że rodzina była kochająca się i nagle syn zostaje bojownikiem ISIS?

Nie wierzę w to. Trzeba być zupełnie niezainteresowanym tym, co robi dziecko, by nie zauważyć czegoś takiego. Dzieci około jedenastego roku życia przechodzą w obszar wpływu rówieśników i oddalają się od rodziców. To czas, gdy po raz pierwszy konfrontujemy rodzinne wzorce ze światem. Zwykle to duży szok dla młodego człowieka, który odkrywa, że nie wszyscy mają tak samo i nie wszystkie rodziny są takie same. Ale to konieczny etap - dziecko musi odkryć, kim jest w relacji do innych.

To odpowiednik tego momentu, kiedy pisklę wylatuje z gniazda i uczy się żyć poza nim. Rodzice nie tracą jednak kompletnie wpływu, dzieci wciąż ich potrzebują. My, homo sapiens, jesteśmy trochę bardziej skomplikowani niż zwierzęta – stworzyliśmy pełną kodów kulturę, więc nasze dzieci muszą się nauczyć trochę więcej niż tylko tego, jak zbierać robaki.

Poznają świat, ale wciąż wracają do domu.

Fizycznie i psychicznie. Około czternastego - piętnastego roku życia nastolatki kończą proces identyfikacji, muszą określić, kim są i wtedy mają naturalną potrzebę emocjonalnego powrotu do rodziców. To oni, a nie rówieśnicy, mogą wprowadzić ich w świat dorosłych. Wtedy córki zbliżają się do matek, by nauczyć się, czym jest kobiecość, jak to jest być kobietą. A chłopcy ciągną do ojców, by ci pokazali im świat męski. To w tym wieku zaczyna się zainteresowanie drugą płcią - za odkryciem, że nie jesteśmy tacy sami, idzie zainteresowanie tym innym światem.

Lub zainteresowanie tą samą płcią.

Tak, bo trwa proces identyfikacji płci psychicznej i w tym okresie życia młody człowiek konfrontuje swoją płeć psychiczną z metrykalną. Już czuje, kim jest – w emocjonalnych i seksualnych relacjach z innymi. Wie już, czy jest hetero- czy homoseksualny. O tym wszystkim, co przeżywa, chce porozmawiać z rodzicami, przewodnikami w jego życiu.

Nastolatek czy nastolatka potrzebują dużo miłości i akceptacji, bez ocen czy pouczania - tego nie da się przedawkowaćNastolatek czy nastolatka potrzebują dużo miłości i akceptacji, bez ocen czy pouczania - tego nie da się przedawkować fot: Shutterstock/Syda Productions

Co się dzieje, gdy przewodnicy nie stają na wysokości zadania?

Źle się dzieje. Dla dziewcząt, które słyszą: "Ile ty jesz? Jak ty wyglądasz!", to wtedy zaczynają się kłopoty z ciałem – poprawianie zaczyna się od tipsów i doczepek do włosów, a kończy w gabinetach chirurgii plastycznej. Z badań wynika, że swojego ciała wstydzi się dziewięćdziesiąt cztery procent młodych dziewcząt! Nigdy nie było tak źle.

Jakie będą tego konsekwencje?

Osobiste dramaty. Bo jeśli nie akceptujesz siebie, to jak masz odnaleźć się w życiu, zbudować dobry związek, uprawiać udany seks i wychować dzieci, które czują się akceptowane? Niemożliwe. Nastolatek czy nastolatka potrzebują dużo miłości i akceptacji, bez ocen czy pouczania – tego nie da się przedawkować. Jak dziecko nam nie ufa, to nie liczmy, że powie nam o swoich problemach. I tak zostanie na całe życie. Większość dorosłych kobiet, które trafiają do mojego gabinetu, skarży się wciąż na to samo: na brak akceptacji, głównie ze strony matki.

Brak akceptacji, czyli co?

Poczucie odrzucenia. Czuły to w dzieciństwie i wciąż tak czują, bo matki wciąż im przypominają, że nie spełniają ich oczekiwań. To są toksyczne matki. Te młode kobiety ciągle czekają na pochwałę, która nigdy nie nadchodzi. Matka, jeśli w ogóle je zauważa, to tylko po to, by złajać. One od zawsze starały się zwrócić na siebie jej uwagę, przypodobać się, ale bez skutku. Widzą swoją matkę na co dzień, ale wciąż tęsknią za taką, która kocha i daje wsparcie. Nigdy tego nie dostały i nie dostaną, ale o tym akurat nie wiedzą. Wciąż czekają, zbierając tylko nowe połajanki.

Czym to skutkuje?

Taka matka nie wprowadza córki w świat zdrowej kobiecości, nie uczy, jak kochać i być kochaną. Jak dbać o siebie i rodzinę, jak domagać się tego samego dla siebie.

Co gorsza, takie matki najczęściej mają u boku mężczyznę pod pantoflem. Córka widzi, że ojciec jest poniżany tak samo jak ona, więc roztacza nad nim opiekę i taki wzorzec się jej koduje. W przyszłości będzie uważała, że rolą kobiety jest opieka nad mężczyzną. To klasyka z gabinetu, widzę takie kobiety każdego dnia.

A co jest rolą kobiety?

Ja wierzę w równouprawnienie, ale rozumiane jako pełna odpowiedzialność obojga partnerów za związek i dzieci. Czego innego wymaga rola żony, matki, męża czy ojca, ale o sprawach ważnych dla rodziny trzeba dyskutować. Jeżeli coś nas uwiera, to wyjaśniamy, o co chodzi i zastanawiamy się, co można z tym zrobić. Wspólnie. Z szacunkiem dla wszystkich. Żyjemy w bardzo trudnych czasach, stare wzorce są odrzucane jako konserwatywne i często rzeczywiście nie pasują, ale nowe na dłuższą metę nie trzymają się kupy, więc dwie głowy to absolutne minimum, by ustalić, jak chcemy żyć we własnej rodzinie.

Chyba rzadko tak to wygląda. Mówiłyśmy już, że to kobiety lepiej sobie radzą w świecie – robią kariery, rozwijają się. Mężczyźni się wycofują na tę nieszczęsną kanapę.

Te robiące świetną karierę kobiety nie nauczą syna, jak sikać na stojąco. Mam pacjentkę, menedżerkę w wielkiej firmie, znowu awansowała, nie istnieje dla niej "niemożliwe". Jej mąż odwrotnie: od lat w tej samej pracy, po pracy – kanapa. Ich siedemnastoletni syn ma ojca za nic. A przecież ojciec ma ważną rolę do odegrania w wychowaniu syna.

Nawet matka superbohaterka go nie zastąpi?

Niech nawet nie próbuje.

Gender nie polega na tym, że matki mają zastępować ojców i odwrotnie. Chodzi o to, że mamy role, które są tylko nasze i przypisane do płci. Przez biologię i przez kulturę. Nikt nie zaprzecza, że tylko kobiety mogą urodzić dziecko, a dyskutujemy o tym, że kobieta może zastąpić ojca. Nie może.

Znasz przypadki matek samotnie wychowujących synów?

Kilka. Synowie są już dorośli i, niestety, nie są to optymistyczne historie. Jeden skończył wśród gangsterów. Ale nie wierzę, że brak ojca zawsze kończy się źle. Brak ojca lub ojciec niezainteresowany, bo to z grubsza to samo. Nie zawsze kończy się więzieniem, gangsterami czy ONR-em, bo to zależy od wielu rzeczy. Choćby od tego, jak radzi sobie samotna matka i czy ma wsparcie rodziny – może tam są inni silni mężczyźni, którzy pokierują chłopcem, kiedy będzie tego potrzebować? Nie ma jednak wątpliwości, że mężczyzna jest niezbędny w rodzinie, bo uczymy się przez obserwację – jak młody chłopak ma być dobrym ojcem, jeśli nigdy nie obserwował swojego?

Zdjęcie poglądowe Zdjęcie poglądowe  fot: Shutterstock/George Rudy

Znam jeszcze innego chłopaka, który trafił do złej szkoły. Długo znosił przezwiska, popychanie i bicie, aż w końcu poszedł do rodziców i powiedział, że chce zmienić szkołę. Pozwolili mu. Teraz to zupełnie inny dzieciak. Ratować można na wielu etapach, ale by dziecko przyszło i powiedziało, że dzieje mu się krzywda, trzeba mieć z nim dobrą relację, jego zaufanie. Nastolatek to nie czterolatek, który przybiega, bo obtarł sobie kolano.

Czemu nastolatki czekają, aż będzie już bardzo źle?

Czasem nie mają komu powiedzieć. Ale częściej mówią i są lekceważeni – "Oj, dasz sobie radę, ja też dałem". Przede wszystkim jednak mają potrzebę samodzielności, chcą sobie poradzić, chcą być dzielni. W tym wieku młodzi ludzie są pełni ideałów, wierzą, że świat jest czarno-biały, dlatego hasło "Bóg, honor, ojczyzna" idealnie wpisuje się w ich potrzeby. Wszystkie krwawe rewolucje opierały się na młodych ludziach, oni dla ideologii i fałszywych liderów gotowi są zdradzić swoich rodziców.

I po latach bardzo tego żałować.

Dlatego możesz mieć różne złe doświadczenia z domu rodzinnego, czuć różne emocje – złość, rozczarowanie – możesz próbować wyprzeć, zapomnieć, nie odwiedzać, ale nie zaprzeczaj tej miłości, jeśli była. Ona cię tworzy jako człowieka.

Znam rodzinę, gdzie relacje między rodzicami są fajne, kochają się. To rodzina wielopokoleniowa, więc wciąż obecni są dziadkowie, również bardzo kochający i wspierający. Patrząc na nich zawsze myślałam, że mogłabym mieć taką rodzinę.

Ale?

Tak, jest "ale". Zastanawiało mnie, jak to możliwe, że mimo tej miłości, dzieci wciąż żartują z matki – z tego jak się ubiera, z tego jak urządza dom. To były rzeczywiście kontrowersyjne wybory, ale nikomu poza dziećmi nie przeszkadzały. Jej mąż ją ubóstwiał. Z perspektywy lat widzę, że ich dzieci związków sobie nie poukładały. I jedyną rzeczą, która mi tam nie pasowała, były właśnie żarty z matki.

Jeżeli w tej rodzinie jest córka, to idę nawet o zakład, że ona nie lubi kobiecości, imponuje jej męski świat. Kobiecość w tej rodzinie została wyśmiana.

Ale tylko przez dorastające dzieci.

Których nikt nie powstrzymał. Gdyby one dostały jasny sygnał, że tak się nie robi, toby się zastanowiły i przestały to robić.

Często się zdarza, że dorastające dzieci widzą niedoskonałości intelektualne rodziców – bo mają inny gust, bo nie orientują się w polityce światowej, bo nie kolekcjonują polskiego dizajnu. Ale ważne jest, by nie stało się to powodem do kpin, by nie było pozwolenia na takie zachowanie w rodzinie. Wyśmiać można każdego, choćby noblistę, bo nie umie zrobić jajecznicy. Chodzi jednak o to, by szukać najlepszych rzeczy u ludzi, którzy nas otaczają, a nie tych najgorszych. 

Mam koleżanki, które mają świetne relacje z matkami, ale nawet one mają długą listę zarzutów wobec nich. Bez względu na to, jak się starasz, zawsze to twoja wina, mamo.

Swoją tożsamość buduje się w opozycji do rodzica. Dziewczęta w opozycji do matek, chłopcy – do ojca. Ojciec jest pierwszym wzorcem mężczyzny dla dziewczynki, a matka – wzorem kobiety dla chłopca. To normalne. Kłopot polega na tym, że ten rodzic musi być jakiś, a nastolatek musi być dopuszczony do jego świata. Jakim wzorcem jest ojciec zapatrzony w telewizor, którego głosu nawet nie znasz? Albo znasz tylko jego krzyki, bo robi awantury, gdy jest pijany? Albo matka, która wciąż się krząta i gotuje, a nie ma czasu usiąść przy stole i porozmawiać? Tacy rodzice nie są żadnym wzorcem, nie mają zainteresowań, nie mają poglądów, nie rozmawiają.

Lepszy ojciec despota?

Lepszy, bo przynajmniej jest jakiś, można budować swoją tożsamość w opozycji do takiego ojca. Nie zgadzać się z nim, dyskutować, kłócić.

I obrywać.

Czyli uczyć się konsekwencji stawiania na swoim. Wiesz, byłoby idealnie, gdybyśmy wszyscy mieli rodziców, którzy są otwarci, mają wielu znajomych, pracują, ile trzeba, w ciekawych miejscach, a po pracy mają wiele zainteresowań, którymi zarażają dzieci. Ale nie oszukujmy się, tak nie jest. Nie potrzeba jednak dużo, wystarczy rzucić to gotowanie od czasu do czasu i pójść na spacer czy do kina z synem czy córką. To zdecydowanie przyniesie więcej korzyści, niż gorący obiad podany z grymasem zmęczenia na twarzy.

Rodziców należy kochać bez względu na wszystko?

Oczywiście, że nie. To nieprawda, że wszystkie dzieci są kochane, wiele nie jest. Ale takie doświadczenie to głęboka trauma i trzeba wiedzieć, o czym się mówi, gdy zarzuca się rodzicom brak miłości. To, że rodzic był surowy, wymagający czy nawet powściągliwy w okazywaniu miłości, wcale nie znaczy, że nie kochał. Dorosłość polega na tym, że spokojnie dokonujesz rachunku zysków i strat. Jeżeli była tam miłość, to jej nie zaprzeczaj. Miłość to uczucie wyższe, dyplom z człowieczeństwa, to fundament, na którym budujesz siebie. Jeżeli tę szklankę widzisz do połowy pustą, to takie podejście rani tylko ciebie. Szukaj pozytywnych rzeczy.

Co to może być?

Ważne jest, by wyposażyć dzieci na życie w to, co ma znaczenie. Mieszkanie czy samochód zdobędą sami, jak przyjdzie na to czas. Ważniejszy jest ów wewnętrzny kompas.

Myślę o tym, że łatwo zrzucać winę na złe wzorce z domu, ale kiedy sama zakładasz rodzinę i masz dzieci, to wiesz, że choć dajesz z siebie wszystko, często ci nie wychodzi. I wciąż drżysz z obawy, jak to wpłynie na twoje dzieci.

Wzorce to nie jest szczegółowy przepis – jak nie dodasz masła, to ciasto nie wyjdzie. Jesteśmy ludźmi, popełniamy błędy, tracimy cierpliwość, ponoszą nas emocje. Młodzi ludzie uczą się, obserwując te zachowania i to, jak dorośli sobie z różnymi sytuacjami radzą. Czego się nauczysz w domu, gdzie wszyscy mówią do siebie miłym szeptem? Masz ochotę krzyczeć i nie możesz? Chcesz, by dziecko nauczyło się wszystkiego, więc musisz mu to wszystko pokazać. Jak cię poniesie, wycofaj się, przemyśl, pogadaj z partnerem, zastanówcie się, co można z tym zrobić. Uczcie się na błędach, dzieci też się tego nauczą.

***

Rozmowa jest fragmentem książki "Sztuka kobiecości". To trzecia po "Sztuce kochania" i "Sztuce obsługi penisa" książka w serii. "Sztuka kobiecości" to zbiór rozmów z seksuolożką i ginekolożką dr Beatą Wróbel. Dziennikarka Aneta Borowiec rozmawia z doświadczoną, a także słynącą z ciętego języka i poczucia humoru lekarką o istocie bycia kobietą w różnych kontekstach: potrzeb seksualnych, działania damskiego libido, o stresie, wychowywaniu dzieci, o budowaniu dobrych związków aż po sferę kobiecej psychiki. Książka dostępna w księgarniach od 29. 01. 2020. Wyd. Agora. 

'Sztuka kobiecości' w księgarniach od 29 stycznia 2020'Sztuka kobiecości' w księgarniach od 29 stycznia 2020 fot: materiały prasowe

Więcej o:
Copyright © Agora SA