Dorota Wellman: Jak ktoś ukrywa swój wiek, to ja po prostu wyję ze śmiechu

- Starsi panowie, którzy nie mają pojęcia o macierzyństwie, ojcostwie, czy o tym, jak to jest, kiedy nie można mieć dziecka, nie powinni zabierać głosu. Politycy powinni się starać, żeby dzieci miały dobre warunki życia i edukacji. Właśnie tym aspektem powinni zająć się rządzący, zamiast grzebać nam w d**pie - Dorota Wellman w naszym cyklu "Mamy Moc" opowiada o tym, jak ważne jest dla niej macierzyństwo i o tym, jak stworzyć partnerski związek.

Angelika Swoboda: Starałaś się o dziecko długo, z ogromną determinacją.

Przez pięć lat. Nie mogłam zajść w ciążę, z niewiadomych przyczyn. To był dla mnie okropny czas. Jeśli przez tyle lat tak bardzo chce się mieć dziecko i okazuje się, że znowu się nie udało, nie wyszło, to czuje się ogromny smutek. Co miesiąc byłam rozczarowana, a smutek mieszał się z zaburzeniami kobiecości.

Zobacz wideo

Zdecydowałabyś się na in vitro, gdyby nie udało ci się zajść w ciążę?

Nawet bym się nie zastanawiała. Oddałabym każde pieniądze, sprzedałabym samochód czy mieszkanie, żeby mieć dziecko. Zdecydowałabym się na każdą metodę, która dawałaby mi szansę na zostanie mamą, w tym także na in vitro. Jak pomyślę sobie o ludziach, którzy nie mogą skorzystać z in vitro, bo ich po prostu nie stać, to myślę sobie, że politycy się do tego ludzkiego nieszczęścia dokładają.

Więc róbmy wszystko, by rodziły się dzieci i wychowujmy je jak najlepiej, bo bez nich po prostu nie przetrwamy. Wracając do twojego pytania - nikt nie miał wówczas prawa decydować, czy mam się poddać in vitro, czy nie. Bo to jest tylko i wyłącznie moja prywatna sprawa. To procedura medyczna, zazwyczaj końcowa. Wcześniej przechodzi się wiele innych terapii, które nie zawsze doprowadzają do upragnionego celu. In vitro jest czasami ostatnią szansą. Dla niektórych szansą, która nie będzie im dana.

To my kobiety powinnyśmy decydować po pierwsze o tym, czy w ogóle chcemy mieć dziecko. Jeśli tak, szacunek, jeśli nie, szacunek. Lepiej nie mieć dziecka, niż być złą matką. Rozumiem też takie wybory i nigdy ich nie potępiam. Myślę, że nikt nie powinien zaglądać do naszych macic. My wiemy najlepiej czego pragniemy, co jesteśmy w stanie zrobić dla macierzyństwa, jak chcemy decydować o naszej płodności. Powinna to być wspólna decyzja kobiety i mężczyzny w związku. Czy chcemy mieć dzieci, czy nie? Co zrobimy, jak nie uda nam się zajść w ciążę naturalnie? Będziemy się leczyć, czy zdamy się na los? Uważam, że partnerzy, którzy pragną dziecka, mają prawo do skorzystania z każdej metody medycznej, która jest dostępna w Polsce i na świecie.

Nawiązujesz do politycznych dyskusji wokół tej metody?

Uważam, że zarówno wszystkie polityczne, jak i kościelne rozmowy o naszej płodności są po prostu głęboko niestosowne. Kobiet nikt w tej dyskusji nie bierze pod uwagę. Tak, jakby ktoś odciął kobietę i zostawił tylko macicę, którą można zapełnić pięknem, jakim jest dziecko, albo zostawić ją pustą.

Starsi panowie, którzy często nie mają pojęcia ani o macierzyństwie, ani ojcostwie, czy o tym, jak to jest, kiedy w ogóle nie można mieć dziecka, nie powinni w ogóle zabierać głosu. O zdanie w tej sprawie powinno się pytać przede wszystkim kobiety. A politycy powinni się starać, żeby nasze dzieci miały dobre warunki życia, wychowania i edukacji. Właśnie tym aspektem powinni zająć się rządzący, zamiast grzebać nam w d**pie.

Twój syn Kuba ma 26 lat. Wyobrażasz sobie życie bez niego?

Nie. To największe szczęście, jakie mi się w życiu zdarzyło. Nic piękniejszego, ważniejszego, nadającego sens mojemu istnieniu już się nie wydarzy.

Jaki jest?

Mój syn jest mądry, ma kręgosłup moralny, lubi ludzi. Jest fajnym człowiekiem. Człowiekiem, który wierzy, że poradzi sobie z trudnościami.

To podobnie jak ty. Bronisz praw kobiet szalenie odważnie. Kiedyś, odnosząc się do sytuacji w Polsce, napisałaś w "Wysokich Obcasach" tak: "Boże, jak to dobrze, że jestem stara. Nie muszę się martwić, że ktoś zdecyduje za mnie o antykoncepcji hormonalnej. I zasłaniając się klauzulą sumienia, nie sprzeda mi środków antykoncepcyjnych". Ale nie masz problemu ze swoim wiekiem.

W marcu będę mieć 59 lat i w ogóle tego nie czuję. W środku wciąż jestem dziewczyną. Wiek, który dla wielu kobiet jest problemem, ja mam w nosie. Młodość jest w głowie, w sercu. Mnie może strzykać w kręgosłupie, ale w głowie nic się nie poprzestawiało. Nie przywiązuję wagi do metryki, nie zastanawiam się nad nią. Znam kobiety, które wciąż mówią o upływającym czasie.

Myślę, że mają w głowie jeden wielki tykający zegar. On zabiera rozum i powoduje, że nie zajmujemy się wieloma ważniejszymi rzeczami niż nasz wiek. Jak ktoś ukrywa swój wiek, to ja po prostu wyję ze śmiechu. Tak bardzo mnie bawi, jak panie znane i nieznane mówią, że mają 10 czy nawet 20 lat mniej. W dobie współczesnych mediów to i tak prędzej czy później się wyda. Po co? Najfajniej jest, jak ktoś ma lat 70, a rozpiera go energia jak 40-latkę. Ja nie będę udawać nastolatki, bo jestem starą babą i świetnie się z tym czuję.

Nie przesadzasz z tą starą babą?

W dawnych czasach byłabym traktowana jak stara kobieta z doświadczeniem, która zbliża się do wieku emerytalnego. Teraz granice wiekowe się przesunęły i osoba po pięćdziesiątce nie jest już traktowana jak babcia. Ale część kobiet sama się tak traktuje. Poświęciły się na przykład tylko wychowywaniu wnuków, a to przecież nie jedyna misja, jaką kobieta ma w życiu. Poświęciły się rodzinie do tego stopnia, że zapomniały o sobie, o swoich pasjach.

A ty?

Ja? Żyję pełnią życia. Nie połową, nie ćwiercią. Mam poczucie, że życie trzeba wykorzystać na maksa. Niczego nie odwlekać, nie okładać na później. Nie przyjmuję wymówek w stylu "jestem za stara" czy "już mi nie wypada".

2017,  Warszawa , Pl. Na Rozdrożu. Joanna Mucha, Krystyna Janda, Dorota Wellman podczas Marszu dla Europy 'Kocham Cie Europo',  w 60. rocznice podpisania Traktatów Rzymskich, które dały początek zjednoczonej Europie2017, Warszawa , Pl. Na Rozdrożu. Joanna Mucha, Krystyna Janda, Dorota Wellman podczas Marszu dla Europy 'Kocham Cie Europo', w 60. rocznice podpisania Traktatów Rzymskich, które dały początek zjednoczonej Europie Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Ta siła i energia są wrodzone?

Myślę, że dostałam je po rodzicach. Mama fizycznie była co prawda zupełnie inna niż ja - była drobna, malutka i piękna, ale w środku - tak jak mnie - rozpierała ją energia. Nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu i zawodowo też robiła wiele różnych rzeczy. Ciągle jej było mało i do końca życia tak miała. Mój tata też nie był człowiekiem spokojnym i melancholijnym. To zatem cecha wrodzona, która jest przeze mnie pielęgnowana. Gdy zdarzają mi się drobne, naprawdę drobne chwile słabości, mówię sobie: "Nie, tak nie może być, trzeba robić. Nie ma, że jestem zmęczona".

Co cię wtedy nakręca?

Zżera mnie ciekawość ludzi i świata. Ciągle sprawdzam, co się wydarzyło, bo mnie interesuje wszystko. Polityka, wydarzenia kulturalne, sport. Co się dzieje w Polsce i na świecie. Muszę wiedzieć. Wszystko się gdzieś w tym moim łbie gromadzi i się przydaje. W pracy w telewizji, w pisaniu książek, podczas spotkań motywacyjnych. Staram się wzmacniać kobiety, mówić im, że wiele mogą. Jestem tego najlepszym przykładem.

Wyjaśnię ci o co chodzi: stara, gruba, nie najładniejsza. A od 30 lat jestem w telewizji, prawda? Choć przecież telewizja kocha młode, długonogie, szczupłe blondynki. Mówię kobietom: patrzcie na mnie, możecie wszystko. Tylko trzeba chcieć

Ja też?

Oczywiście! Rób co chcesz, rozwijaj się zawodowo. Ile kobiet odrzuca propozycję awansu, mówiąc: "Nie mogę, bo moja rodzina na tym ucierpi". Tymczasem, jak raz nie będzie obiadu, to mąż nie umrze z głodu. Bliscy potrafią się sami sobą zająć, tylko trzeba im na to pozwolić. Warto podążać za marzeniami.

Niedawno, po trzech latach, spotkałam się z paniami, które od dawna marzyły, by założyć małą kawiarnię. I wreszcie zdecydowały się zaryzykować. Kawiarnia składa się z czterech stolików, świetnie prosperuje, bo nigdzie w okolicy nie ma tak wybornej kawy i domowych ciast. Takie historie niezwykle mnie radują. Albo żony sadowników, które założyły tłocznię soków na zimno. Chwalą się produktem lokalnym, co mi niezwykle imponuje. Piłam ich sok z koszteli - to stara odmiana jabłek, których niepowtarzalny smak pamiętam z dzieciństwa. W ogóle uważam, że trzeba próbować różnych wyzwań.

Czego ty spróbowałaś?

Moją pasją jest latanie. Przez lata oglądałam samoloty, a nigdy nie wsiadałam za ster. A teraz wsiadam do wszystkiego, co wzbija się w powietrze i staram się jak najlepiej technikę pilotażu poznać. Nie zrobię już licencji, ale z pomocą instruktora i w jego obecności mogę spróbować pilotażu.

Nie uważasz, że my kobiety jesteśmy dziś o wiele bardziej przedsiębiorcze niż 10 lat temu?

I o wiele odważniejsze. Kiedyś czekałyśmy, aż ktoś inny powie coś pierwszy. Teraz śmiało pierwsze wygłaszamy swoje poglądy na tematy polityczne, obyczajowe czy społeczne. Wciąż nie najlepiej jest jednak jeszcze z odpuszczaniem obowiązków. Tak, jakbyśmy nie mogły pogadać z partnerem, że mamy prawo do własnego czasu. Bywa, że partner jest obciążnikiem ciągnącym kobietę w dół. Mówi: "Siedź w domu" albo "Nie poradzisz sobie z własnym biznesem, lepiej go nie zaczynaj".

Jak kobiety sobie dzisiaj z tym radzą? Jestem ciekawa, jakie masz spostrzeżenia.

Młodsze dużo lepiej niż te dojrzałe. Potrafią wynegocjować sobie z partnerem czas dla siebie, dla swojej pasji. A on nie kryje dumy, że jego żona tak świetnie się realizuje poza pracą zawodową, że ma pomysły. Kobiety z mojego pokolenia wciąż uważają, że muszą poświęcać się rodzinie, że tak powinno być. Że dom to świątynia, a rodzina rzecz święta.

Owszem, ja się z tym zgadzam, ale nie zapominajmy, że istnieje też życie pozadomowe. I jeśli partner nam go zabrania, to my równie dobrze możemy mu zakazać wyjścia z kolegami na piwo czy oglądania meczu. Albo zabronić mu biegania czy udziału w maratonie. To nie jest jednostronne życie. Nie tylko mężczyźni mogą realizować swoje marzenia czy pasje, kobiety mają do tego pełne prawo.

Dorota Wellman w obiektywie mężaDorota Wellman w obiektywie męża fot: Krzysztof Wellman

Łatwo powiedzieć, ale trudniej wywalczyć.

Czasem trzeba się pokłócić, żeby to wywalczyć. Ale warto doprowadzić do sytuacji w której partner zrozumie, że obie strony mają takie same prawa. Przecież skoro oboje pracujemy, to oboje jesteśmy tak samo zmęczeni.

Ty się musiałaś kłócić?

Nie musiałam, bo mój mąż jest mądry. Od początku wiedział, że jestem niezależna i że będę robić, co będę chciała. Taką sobie wziął, to ma. I tak już przez 32 lata. Od pierwszego momentu, odkąd jesteśmy razem, dzielimy się obowiązkami. Mój mąż nigdy na tym swojej męskości nie stracił. Doskonale dawał sobie radę i z wychowaniem dziecka, i z ogarnięciem domu. Ja często wyjeżdżam zawodowo, a mój mąż jakoś w tym czasie nie zginął.

Wysyłam męża, nawet jak czasem stawia opór, na zajęcia, które lubi. Chcę, żeby sobie poćwiczył czy spotkał się z kolegami. Nie zabraniam mu, żeby pojechał robić zdjęcia w jakieś dziwne miejsca, w które ja na pewno się z nim nie wybiorę. Rozumiem, że ma taką potrzebę, jak tak on rozumie moją potrzebę jeżdżenia na spotkania motywacyjne z kobietami czy robienia różnych rzeczy charytatywnie. Wręcz mi w tym pomaga. Jest moim kierowcą, ochroniarzem i pełni funkcję tragarza, kiedy trzeba. Wiele rzeczy robi się szybciej we dwoje, naprawdę.

Ciągle powtarzam, że z założenia jestem perfekcyjną panią domu, tylko wyglądam brzydziej niż Małgorzata Rozenek. Ale uwielbiam, jak jest posprzątane, wymyte, ugotowane. Ale czasem jestem tak zmęczona, że nie mam siły, by to zrobić. Co nam po tej perfekcyjności, jak padamy na twarz? I co z tego, że mama czy babcia zawsze tak robiły?

Ty, jak się domyślam, tak nie robisz?

Potrafię powiedzieć mężowi: "Krzysiu, jestem tak zmęczona, że mam prośbę, abyś odkurzył". I mój mąż nigdy nie mówi: "Nie". Odpowiada : "Ok, wiem, że jest ci to potrzebne" i odkurza. Prosty komunikat jest najlepszy.

Mam do mojego męża rozliczne prośby, czasem, by na przykład zrobił zakupy. Daję mu listę i po sprawie. Funkcjonujemy tak od wielu lat, nigdy nie było to przedmiotem sporów. On mnie wspiera, a ja się cieszę z jego sukcesów.

Tworzycie partnerski związek. Jaką masz na to receptę?

Szanujemy też swoje odrębności, staramy się nie nadużywać słowa "my". U nas jest "ja" plus "ja", każde z nas ma swoje życie. I dobrze, bo wtedy jest się dla partnera dużo bardziej interesującym. Przynosimy do domu nowe emocje, informacje, znajomości. To wzbogaca związek. Ale warto to ustalić na początku związku. Właściwie bardzo się dziwię, że niewiele par tak robi. Myślimy: "Hurra, kochamy się, seks jest cudowny i tak będzie przez całe życie". G***o prawda! Wiele ważnych rzeczy, w tej mgle uczuć, co nam oczy zasłania, warto ustalić od razu.

Jak będą wyglądały nasze finanse? Czy będziemy mieć wspólne czy oddzielne konta? Kto z nas będzie się realizował zawodowo? Nie rozmawiamy o tym, a potem jest rozczarowanie. Nie mówię, że trzeba to wszystko zapisać protokołem ostatecznym, ale uważam, że trzeba w związku rozmawiać dosłownie o wszystkim.

O wszystkim?

Na przykład o śmierci. Ja mam omówione z moimi bliskimi, co mają zrobić, kiedy umrę. Co się wydarzy z moimi oszczędnościami, jak sobie życzę być pochowana. Dlaczego chciałabym, żeby zaakceptowali moją wolę oddania organów do przeszczepu.

Dajmy spokój ze śmiercią. Niedawno ukazała się twoja kolejna książka "I ty możesz być modelką!". Powiedz mi, co cię motywuje?

Rodzina. Ona jest dla mnie generatorem siły. Gdyby w domu nie było dobrze, nie funkcjonowałabym tak aktywnie, jak funkcjonuję. Za każdym razem, kiedy coś się dzieje w domu, ta siła lekko słabnie. Poza rodziną ważna jest dla mnie praca. To dwie rzeczy, które się przenikają i wzajemnie na siebie wpływają.

Moich rodziców już nie ma na świecie, ale ja do dziś czerpię z tego, co mi dali. Z ich ogromnego wsparcia, cokolwiek robiłam. Namalowałam kota przypominającego osła, właściwie nie wiadomo, czy to był pies czy papuga, a rodzice mówili: "Super, fajnie to narysowałaś. Próbuj dalej". Nigdy nie słyszałam: "Ty się do tego nie nadajesz". Zauważali każdy mój sukces. Ja robiłam to samo, gdy dorastał mój syn. Najmniejszy sukces dziecka trzeba dostrzec. To nie muszą być peany, ale krótka pochwała jest ważna.

Wyszłam z domu z poczuciem, że jestem silna. Z wiarą wpojoną przez rodziców, że ze wszystkim sobie poradzę. Nie przekazywali mi swoich lęków, niedoskonałości. Dla mnie najważniejsze jest pokonywanie przeszkód, które początkowo paraliżują. Poczucie siły, jakie ma się na końcu, jest lepsze od orgazmu.

Nie trzeba mieć idealnej figury, żeby dobrać strój, w którym wygląda się atrakcyjnie. Dorota Wellman jest tego najlepszym przykładem. O modzie bez uprzedzeń, bez wieku, za to z odwagą, przekonaniem i poczuciem własnej wartości w książce, do której Dorota zaprosiła swoje przyjaciółki i koleżanki. Wspólnie prezentują 100 różnych stylizacji dla każdej sylwetkiNie trzeba mieć idealnej figury, żeby dobrać strój, w którym wygląda się atrakcyjnie. Dorota Wellman jest tego najlepszym przykładem. O modzie bez uprzedzeń, bez wieku, za to z odwagą, przekonaniem i poczuciem własnej wartości w książce, do której Dorota zaprosiła swoje przyjaciółki i koleżanki. Wspólnie prezentują 100 różnych stylizacji dla każdej sylwetki fot: Point of media - PrePress Digital Studio

Dorota Wellman: dziennikarka telewizyjna, radiowa i prasowa. Od 30 lat żona Krzysztofa Wellmana, mama Jakuba. Razem z Marcinem Prokopem tworzy charyzmatyczny duet w programie Dzień Dobry TVN. Autorka książek: "Jak być przyzwoitym człowiekiem", "Życie towarzyskie", "Ja nie mogę być modelką?!", "I ty możesz być modelką!". Laureatka licznych nagród, m. in. Wiktory w kategorii Prezenter Telewizyjny w 2010 roku, InicjaTOR 2015 (MediaTory), Europejska Nagroda Tolerancji 2014. Jedna z najbardziej wpływowych kobiet w polskich mediach.

***

Do tej pory w cyklu Mamy Moc ukazały się teksty:

Czytaj również nasz cykl Taty Moc:

Więcej o:
Copyright © Agora SA