Kary za utrudnianie kontaktów z dziećmi. "Jednej kobiecie komornik chce zlicytować mieszkanie"

Ojciec wniósł o finansowe ukaranie matki za utrudnianie mu kontaktu z dziećmi. Co z tego, że w czasie wyznaczonych przez sąd spotkań z dziećmi był na żaglach w Grecji. Za wyłudzanie nie ma kary. Ile matki (i ojcowie) muszą płacić grzywny drugiemu rodzicowi za to, że nie spotyka się z dziećmi? I dlaczego do tych spotkań nie dochodzi? Postanowiłam to sprawdzić.

Marta samotnie wychowuje dwoje dzieci. Z ojcem dzieci rozstała się kilka lat temu - młodsze miało wówczas półtora roku. Powodem rozstania była przemoc ze strony ojca wobec matki i dzieci, zgłaszana podczas trwania związku do prokuratury.

Po rozstaniu rodziców kontakty ojca z dziećmi sąd ustalił na dwa dni w miesiącu po siedem godzin w miejscu zamieszkania ojca w obecności kuratora sądowego. Po jakimś czasie ojciec wniósł do sądu wniosek o rozszerzenie kontaktów o nocowanie i wakacje oraz o zagrożenie matce grzywną 500 zł za każde naruszenie postanowienia, czyli niewydanie dzieci na spotkanie z nim. 

Zobacz wideo

- Dzieci nie chcą chodzić do ojca i być z nim sam na sam. Zresztą w obecności kuratora też nie chciały. Straszył dzieci, że je zje, ugotuje z nich zupę, złowi na wędkę, bo jest rekinem. Dzieci bały się tych historii. Młodsze miało wówczas trzy lata - opowiada matka, która - zgodnie z wnioskiem ojca - za każde niezrealizowane spotkanie ojca z dziećmi płaci karę grzywny 300 zł.

Grzywny są wyliczane według kalendarza, bez wnikania, czy dzieci były w tym czasie w szpitalu, czy np. ojciec w ogóle był zainteresowany spotkaniami z dziećmi. Grzywna wynosi zazwyczaj od 100 do 500 zł, ale zdarzają się i kary po 3500 zł za jeden kontakt. Grzywny niejednokrotnie przewyższają wysokość alimentów.

"Pojechał w podróż poślubną, ale o grzywnę wystąpił"

- Był taki czas, kiedy nie przychodził na spotkania z dziećmi przez trzy miesiące. Wysyłał tylko maile z pytaniem, czy wydam mu dzieci. Zataił informacje, że w czasie, kiedy powinien spotykać się z dziećmi, miał wieczór kawalerski, swój ślub i podróż poślubną. Domagał się grzywny, twierdząc, że mógł spotykać się z dziećmi. Chciał grzywny nawet za te dni, kiedy dzieci były w szpitalu na planowej kontroli, za dni, kiedy były na urodzinach przyjaciółki, występowały w chórze szkolnym. Wiedział, że to dla dzieci ważne wydarzenia, a i tak wnosił o grzywnę. Skierował sprawę do komornika. Teraz chce ode mnie 12000 zł, w tym też za dni, w które był na studiach podyplomowych i nie przyszedł do dzieci - opowiada nasza rozmówczyni.

Wysokość sankcji za utrudnianie kontaktów z dzieckiem zależy od wielkości majątku osoby rzekomo uniemożliwiającej kontakty oraz liczby naruszeń orzeczenia o kontaktach.

Zapis o karaniu finansowym rodziców wszedł do Kodeksu postępowania cywilnego kilka lat temu za aprobatą Marka Michalaka, ówczesnego Rzecznika Praw Dziecka. Rzecznik prowadził w 2014 r. kampanię "Jestem mamy i taty", która miała zwrócić uwagę na problem wikłania dzieci w sprawy rozwodowe rodziców. Kampania przypominała, że każde dziecko ma prawo do kontaktów z obojgiem rodziców.

Grzywny, czyli finansowe karanie jednego z rodziców za brak kontaktów dziecka z drugim rodzicem, wprowadzono po to, aby zmotywować (głównie matki) do nieutrudniania kontaktów z ojcami. Groźba kary finansowej ma powstrzymać kobiety przed chęcią zemsty na byłym partnerze.

Minęło kilka lat od wprowadzenia przepisu i czas pokazał, że przepis chroni kontakty rodzica z dzieckiem, ale przy okazji otwiera drzwi nie tylko do wyłudzeń, lecz także, w niektórych przypadkach, pozbawia dzieci podmiotowości.

Utrudnianie kontaktu rodzica z dzieckiem jest karaneUtrudnianie kontaktu rodzica z dzieckiem jest karane fot: shutterstock

W praktyce działa to tak: rodzic, który uniemożliwia drugiemu spotkania z dzieckiem, jest dyscyplinowany przez sąd. Na początek są groźby karą pieniężną. Potem, jeśli okaże się, że groźba była niewystarczająca, sąd nakłada na rodzica grzywnę. Pieniądze te nie są przekazywane na rzecz Skarbu Państwa, jak to się działo do 2011 r., ale na rzecz osoby, której prawa do kontaktu zostały naruszone. Jak przeczytamy na portalu Infor.pl, rodzic, któremu utrudniono kontakty z dzieckiem, może udać się z prawomocnym postanowieniem bezpośrednio do komornika.

- Od wszystkich pieniędzy, które dostajemy, nawet od wygranej w totka, musimy zapłacić podatek, od grzywny nie. A są kary, które wynoszą 50 tysięcy złotych. Jednej kobiecie komornik chce zlicytować mieszkanie na poczet kar. I to będzie nieopodatkowany wpływ na czyjeś konto - mówi Marianna, jedna z założycielek Stowarzyszenia Pomocy Kobietom i Matkom Eurydyka.

Na grzywnach można zarobić

Działaczki z Eurydyki walczą o to, aby sądy respektowały opinie psychologów dziecięcych i przede wszystkim brały pod uwagę wolę dziecka przy realizacji kontaktów, a także o zmianę prawa tak, aby zapobiec zjawisku wyłudzania pieniędzy za rzekome niezrealizowane kontakty. Według działaczek ministerstwo sprawiedliwości powinno przywrócić zapis o przekazywaniu kar grzywny na rzecz Skarbu Państwa zamiast na rzecz rodzica.

- Jedna z matek dostała karę grzywny za to, że nie doszło do spotkania ojca z dziećmi w wyznaczonym przez sąd terminie. Gdy ojciec miał spotykać się z dziećmi, był na żaglach w Grecji, wrzucał zresztą zdjęcia z wakacji na swój profil w serwisie społecznościowym. Ale o grzywnę wystąpił. Za wyłudzanie nie ma kary, nie ponosi się konsekwencji, a może się udać - opowiada działaczka stowarzyszenia.

Na profilu Stowarzyszenia Pomocy Kobietom i Matkom Eurydyka zdesperowani rodzice opisują swoje historie. Dowiadujemy się z nich, że na karach grzywny można zarobić. I to nieźle. Jeden z rodziców wykorzystuje przepisy po to, aby wyłudzić pieniądze i w ten sposób odzyskać alimenty płacone na dzieci. Na skutek postanowień sądowych niejednokrotnie dochodzi do sytuacji, że kary miesięcznie równoważą się z alimentami, a zdarza się i tak, że je przewyższają - i to wielokrotnie.

Tata mojego dziecka wniósł pozew o ukaranie mnie grzywną za niezrealizowane kontakty dziecka przez 12 lat. Wnioskowana kwota 42000 zł. Sprawa w toku

- napisała jedna z matek.

Działaczka ze stowarzyszenia Eurydyka zaznacza, że to nie jest wojna matek z ojcami, tylko rodziców pierwszoplanowych czyli tych z którym dziecko mieszka i drugoplanowych. Do jej stowarzyszenia po pomoc zgłaszają się przede wszystkim matki, ale nie tylko. Zdarzają się, chociaż rzadko, też ojcowie.

- Znam sytuację ojca, który płaci matce kary grzywny za to, że ich 13-letni syn nie chce spotykać się z nią w jej domu, w którym mieszka z nowym partnerem. Chłopiec nie lubi tam chodzić, wolałby spotykać się z matką na neutralnym gruncie. Ale potrzeby chłopca nie są brane pod uwagę. Spotkania z matką mają się odbywać w jej nowym domu. Ojciec płaci matce kary grzywny za to, że syn nie przychodzi na wyznaczone przez sąd spotkania. Zapłacił już pięć tys., zaraz będzie miał nałożone kolejne kary. Dzieje się tak, ponieważ to rodzic pierwszoplanowy, w tym przypadku ojciec, ma obowiązek przekonania dziecka do tego, aby chciało chodzić do domu matki na spotkania. Jeśli mu się to nie udaje, a dziecko nie chce iść na spotkanie z matką, ojciec musi zapłacić - tłumaczy nasza rozmówczyni.

Grzywna nawet za skrócone spotkanie

Tzw. rodzic pierwszoplanowy płaci karę grzywny również w sytuacji, kiedy do spotkania dziecka z rodzicem drugoplanowym dojdzie, ale zostanie ono skrócone.

- Przychodzę na spotkanie z dzieckiem, ale ono wychodzi po godzinie, bo już jest zmęczone, ma już dość. A przepisy brzmią tak, że za niewłaściwe wykonanie kontaktu rodzica pierwszoplanowego się karze. I przez taki zapis prawny, który umożliwia dowolną interpretację, co jest niewłaściwym wykonaniem, okazuje się, że niewłaściwym wykonaniem może być wszystko. Zarzucano mi, że przerzucam włosy na jedną stronę i tym samym daję dziecku znak, że ma wyjść, że jak zaglądam do torebki, to znaczy, że dziecko ma wyjść. W moim przypadku sąd wymyślił, że za nieprzyjście na kontakt z dzieckiem płacę 400 złotych, a za przyjście i wyjście wcześniej niż czas zakończenia kontaktu 200 zł. Czyli jak bym się nie obróciła, to i tak zapłacę - opisuje swoją sytuację Marianna ze stowarzyszenia.

Do obowiązku rodzica pierwszoplanowego należy również zwrot kosztów przygotowania kontaktu. Dochodzi do absurdalnych sytuacji, kiedy np. rodzic drugoplanowy wynajmuje mieszkanie na spotkanie z dzieckiem i zwraca się do pierwszoplanowego o zwrot kosztów za czynsz. Rodzic pierwszoplanowy musi też zwrócić koszty dojazdu drugoplanowego na spotkanie z dzieckiem.

"Dołożono karę matkom"

Zuzanna Celmer, psycholog, psychoterapeutka, autorka ośmiu książek o tematyce małżeńskiej, społecznej i rodzinnej zwraca uwagę na to, że przepisy, które z założenia mają zabezpieczać kontakty rodzica z dzieckiem, nie zawsze stoją na straży bezpieczeństwa dzieci. Zdarza się, że dziecko jest "udostępniane" rodzicowi na siłę, wbrew swojej woli, podczas spotkań doznaje krzywdy.

- Jest wielu ojców, którym bardzo zależy na kontaktach z dziećmi, zabiegają o nie, kochają dzieci, ale ponieważ rozstali się z matkami dzieci w złości, to dziecko stało się elementem przetargowym. Takie sytuacje pokrzywdzenia ojców doprowadziły zresztą do wprowadzenia przepisów, które zabezpieczyły ich prawa. Trzeba było to wyrównać, więc dołożono karę matkom, żeby nie utrudniały dziecku kontaktów z ojcem. Ale to jest przepis głęboko niesprawiedliwy. Pomijając te matki, które faktycznie traktują dzieci jak karty przetargowe czy element zemsty na byłym mężu, są sytuacje, w których wymuszanie na dzieciach kontaktów z drugim rodzicem sprawia, że życie tych dzieci zamienia się w dramat, bo są zmuszanie np. do spotkań z rodzicem przemocowym.

Celmer uważa, że państwo powinno stać na straży poczucia bezpieczeństwa dziecka, a nie tylko rodzica, którego chroni prawo.

- Niestety, na razie ani ustawodawca, ani inne organizacje do tego powołane, które mają stać na straży podmiotowości dziecka, np. Rzecznik Praw Dziecka, nie czują potrzeby inicjatywy ustawodawczej i zmiany tych przepisów - uważa terapeutka.

"Uprowadził dziecko, dał miseczkę do sikania"

Kiedy matka podejrzewa, że dziecko jest molestowane seksualnie podczas spotkań z ojcem, często nie jest w stanie udowodnić przed sądem, że dziecku dzieje się krzywda.

- Kiedy matki mówią o molestowaniu, najczęściej są traktowane jak osoby, które wymyślają do celów postępowania. Nieważne, jaki dowód mają, zawsze jest za mało. Jak to powiedział jeden z prokuratorów: "Gdyby materiał genetyczny z tego dziecka został zdjęty, no to byłby dowód" Albo gdyby to dziecko urodziło dziecko i DNA noworodka wskazywało, kto jest ojcem, to byłby dowód. Znam sytuację, kiedy ojciec uprowadził dziecko, przechowywał je w ciemnym miejscu, dał miseczkę do sikania. Dziecko panicznie boi się ojca, ale matki obowiązkiem jest to, aby chłopca przygotować, również psychicznie, na kontakty z ojcem i przekonać go żeby mimo uprowadzeń chciał iść z tatą - opisuje sytuację dwóch rodzin Marianna ze stowarzyszenia Eurydyka.

Według obowiązujących przepisów dziecko ma obowiązek spotykania się z rodzicem drugoplanowym, rodzic pierwszoplanowy ma obowiązek dopilnowania, aby do spotkań dochodziło. Rodzic drugoplanowy ma prawo do spotkań z dzieckiem, ale nie jest to jego/jej obowiązek. Jeśli nie chce, może nie przychodzić na spotkanie. Konsekwencji prawnych z tego nie będzie. 

Przemoc to nie konflikt

- Sąd nie analizował przemocy, nazwał ją konfliktem - wspomina Marta, która wraz z dziećmi jest pod stałą opieką psychologa ze względu na skutki przemocy, której doświadczyli od partnera i ojca. Na Martę od lat nakładane są kary grzywny.

- Sąd od razu zabezpieczył kontakty ojca z dziećmi. Zgodnie z wnioskiem ojca zagroził mi grzywną 300 zł za każde naruszenie kontaktu. Bez analizy mojej sytuacji finansowej, bez oczekiwania na moją odpowiedź na opinię biegłych i wniosek ojca o rozszerzenie kontaktów. W obecnej sytuacji jedynym sposobem na zapewnienie dzieciom bezpieczeństwa jest płacenie ojcu grzywien, bo system sprawiedliwości w Polsce zamiata sprawę pod dywan - mówi nasza rozmówczyni.

Joanna Fabisiak, posłanka, polityczka i samorządowiec w czerwcu tego roku składała interpelacje do ministerstwa sprawiedliwości w sprawie rozważenia możliwości wprowadzenia zmian w prawie rodzinnym, obligujących sądy do respektowania opinii psychologów i woli dzieci w kwestiach dotyczących kontaktów z drugim rodzicem.

Fabisiak na swoim profilu w serwisie społecznościowym kilka dni temu przypomniała treść listu, który wysłała do ministerstwa.

"Zgłaszają się do mnie mamy, które sygnalizują, że po rozstaniu rodziców dzieci nie są dostatecznie chronione w przypadkach, gdy ojciec dopuszcza się stosowania przemocy lub molestowania. Opisują sytuacje, gdy dzieci na skutek traumatycznych przeżyć bały się ojca i odmawiały z nim kontaktów, co było poparte opinią psychologa dziecięcego. Pomimo tego matki, pod groźbą kar finansowych, były zobligowane do umożliwiania spotkań. Ojcowie bowiem wnieśli do sądu sprawy o zagrożenie nakazem zapłaty za niewykonywanie kontaktów. Niestety, udowodnienie przed sądem, że dziecko było krzywdzone, jest niejednokrotnie procesem długotrwałym".

Zuzanna Celmer nie ma wątpliwości, że zmuszanie dziecka do spotykania się z rodzicem, który stosował przemoc, pogłębia przeżytą traumę i stwarza ryzyko dalszego krzywdzenia.

- Jesteśmy jednością psychofizyczną. Fizyczna i psychiczna przemoc zawsze odbije się na organizmie dziecka. Dzieci zmuszanie do kontaktów z rodzicem przemocowym zaczynają się moczyć, jąkać, gorzej się uczą, nie śpią, mają napady lęków. Zaczynają bać się wychodzenia do ludzi. I taka sytuacja sprawia, że matki muszą dzieciom zapewnić "podwójną opiekę" - mówi Celmer, która uważa również, że sędziowie i adwokaci rodzinni powinni przechodzić szkolenia na temat faz rozwoju dziecka. Według ekspertki niezwykle ważne jest, aby rozumieli psychologiczny aspekt rozwoju dziecka, a nie tylko kierowali się formułkami.

- Gdyby sędziowie i adwokaci potrafili odróżnić, kiedy jest konflikt między rodzicami i robią sobie złośliwości, a kiedy w grę wchodzi przemoc fizyczna czy psychiczna, to wiedza ta mogłaby pomóc dzieciom, łatwiej byłoby nam chronić osoby dotknięte przemocą - podsumowuje działaczka ze stowarzyszenia Eurydyka.

Standardy pomocy dziecku są ładnie napisane

Państwo powinno stać na straży poczucia bezpieczeństwa dziecka, a nie tylko rodzicaPaństwo powinno stać na straży poczucia bezpieczeństwa dziecka, a nie tylko rodzica fot: shutterstock

Podczas rozwodu rodziców dzieci są często kartą przetargową. Rzadko zdarza się "miękkie" rozstanie. Brakuje mediacji, opieki psychologicznej dla dzieci. Rzecznik Praw Obywatelskich oraz forum organizacji pozarządowych stworzyli "Standardy pomocy dziecku w sytuacji rozstania rodziców" - dokument dla wszystkich rozstających się. "Standardy" powstały po to, aby służyły ochronie potrzeb i interesów dziecka, a nie były używane do realizacji interesów w konflikcie pomiędzy rodzicami.

Według działaczki ze stowarzyszenie Eurydyka standardy są ładnie napisane i to tyle.

- Co z tego, że my mamy standardy, mamy przepisy prawa. Co w sytuacji, kiedy te przepisy zawodzą? Gdzie wtedy iść? Tego w standardach już nie ma - wyjaśnia.

W Polsce rozpada się mniej więcej co trzecie małżeństwo. To ok. 65 tys. rozwodów rocznie. A nie ma danych o rozpadających się związkach nieformalnych, w których rodzi się ponad 22 proc. wszystkich polskich dzieci.

W odpowiedzi na wspomnianą interpelację poseł Joanny Fabisiak w sprawie wprowadzenia zmian w prawie rodzinnym, obligujących sądy do respektowania opinii psychologów i woli dzieci w kwestiach dotyczących kontaktów z drugim rodzicem ministerstwo sprawiedliwości opublikowało pismo. 

 Z dokumentu dowiadujemy się, że "analiza danych statystycznych w zakresie ilości spraw o wykonywanie kontaktów wpływających do sądów nie daje podstaw do twierdzenia, że obowiązujące w tym przedmiocie regulacje nie są wystarczające i zachodzi konieczność wprowadzania proponowanych zmian".

Z opinią ministerstwa nie zgadza się działaczka stowarzyszenia Eurydyki. Według niej obowiązujące przepisy sprawiają, że od przemocy nie można się uwolnić.

- Wielokrotnie dzwonią do mnie zdziwione matki. One myślały, że sąd im pomoże. Myślały, że jak wyszły z domu przemocowego i ratują dzieci od przemocy, to ktoś im w tym pomoże, a tu się okazuje, że nie. Nadal będzie stosowana przemoc. Ja to nazywam zalegalizowanym stalkingiem - podsumowuje.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.