"Składki na koniec roku to jakieś szaleństwo. A co, jak nie zapłacę?" [LIST]

Koniec roku szkolnego coraz bliżej, rodzice planują zakup prezentów dla nauczycieli. Zaczynają się zbiórki i dyskusje o tym, po ile się składać. A kwoty czasem bywają kosmiczne, o czym napisała w liście do redakcji nasza czytelniczka.

Rok szkolny upłynął mi pod znakiem licznych zbiórek. Zbieraliśmy na wszystko: na wycieczki, na materiały plastyczne, na chusteczki, na prezenty na tryliard okazji. Zbliża się koniec roku i znów "trzeba" zbierać. I to nie po złotówce, im więcej, tym lepiej.

Zobacz wideo

"Co kupujemy na koniec roku?", "Musimy ustalić, po ile się składamy" - moją skrzynkę mailową zaczęły zasypywać maile od trójek klasowych. Każdy z nich to jedna wielka puszka Pandory, ciężko nadążyć za kolejnymi mailami, które pojawiają się w dyskusji. Nikt nie pisze, że po co, że może po prostu podziękujmy pani, a może niech dzieci coś przygotują... Nie, pojawiają się tylko propozycje kolejnych prezentów, jeden droższy od drugiego. I chociaż nikt nie wyskoczył z propozycją sfinansowania zagranicznej wycieczki (ciekawe, co ludzi powstrzymuje, pewne w końcu ktoś rzuci taki pomysł), to i tak opcje bywają dość zaskakujące (i kosztowne, oczywiście).

Dla wychowawcy najlepiej kupić pół sklepu. Same kwiaty to za mało. Do tego najlepiej jeszcze herbata lub kawa - ale nie taka tam normalna, ze zwykłego spożywczaka. Trzeba iść do specjalistycznego, kupić malusieńkie torebeczki za miliony monet. I jeszcze praliny (tak, tak, też za miliony), może jakaś książka ("Ale co lubi?", "Kryminały czyta każdy", "Może coś o tym, jak słuchać dzieci", "Postawiłabym na biografię"), coś spersonalizowanego - pióro, torba na laptopa, kalendarz... Lista "drobiazgów" jest bardzo długa. A prezent główny? Przez długi czas faworytem była biżuteria - najpierw setki maili zastanawiania się, czy pani ma przekłute uszy, czy nosi pierścionki, czy woli srebro, czy złoto. A może platynę? Od samego czytania maili można zwariować, a gdy pojawiają się propozycje kwot zbiórki - sala bez klamek gwarantowana. Wręczanie biżuterii ostatnio stało się passé, teraz wręcza się karty podarunkowe (do jubilera także, spokojnie). Oczywiście na kartę nie można "nabić" 20 zł, stówa to minimum. Pojawiają się jednak głosy, że i to za mało, że za to to tylko waciki, nic więcej. I kwota rośnie... Składki na koniec roku to jakieś szaleństwo.

Ale przecież nie tylko wychowawcę trzeba obdarować. Ktoś kiedyś zaproponował, żeby pozostałym nauczycielom kupić jakiś zbiorczy prezent - bombonierkę, ciastka na wagę - i postawić go w pokoju nauczycielskim wraz z karteczką z podziękowaniami. Ale nie, bo przecież nie wiadomo, czy nie będą częstować się wszyscy, a przecież mogą tylko "nasi". Trzeba coś kupić. A symboliczny kwiatek nie może być po prostu jedną różą czy tam tulipanem - musi być wiecheć, z asparagusem i spółką.

W przedszkolu było podobnie. Chociaż płaciliśmy na radę rodziców i chociaż było mówione, że prezenty na koniec kupowane są właśnie z tych pieniędzy, to i tak było za mało, musieliśmy zbierać się dodatkowo w grupach. Każde zakupy były poprzedzone toną maili, żeby nie kupić czegoś mniejszego od innych grup, bo jeszcze pani pomyśli, że ją mniej cenimy.

Jakie są moje propozycje? Jestem fanką prezentów, które faktycznie robią dzieci. Laurka sprawdzi się zawsze. To za mało? Dodajmy do tego bukiet (albo kwiatka w doniczce). Do tego nie trzeba wielkich zbiórek.

Żeby nie było, w mailach propozycje prezentów od dzieci też się pojawiają. Ale nie jakaś tam laurka. Wielkie grupowe zdjęcia, plakaty z różnymi powiedzonkami, kolaże z portretów - wszystko na pół ściany, w artystycznych ramkach. Nikt nie zastanawia się, czy wychowawczyni ma na to miejsce, czy będzie pasować do wystroju. W końcu to prezent "od dzieci", musi się znaleźć na niego jakaś przestrzeń.

Nie pamiętam, jak to wyglądało "za moich czasów". Mam jakieś zdjęcia z odbierania świadectwa, z kwiatkiem w dłoni. Wydaje mi się, że wtedy nie było wielkich zbiórek, każdy dawał nauczycielowi, co chciał (lub tego w ogóle nie robił). A teraz? Jak nie dołożysz się do zbiórki, to i tak za ciebie założą. Co roku czytam, że nauczyciele nie chcą dostawać prezentów, a od rodziców słyszę, że tylko tak mówią. Może i tak jest, ale uważam, że całe to "zastaw się, a postaw się" jest bez sensu. Ale najwyraźniej my już tak lubimy, nie może być za skromnie, bo "co ludzie powiedzą". A dzieci uczymy, że to nie rzeczy są najważniejsze.

Fanka laurek

Od redakcji

Co sądzicie o zbiórkach na prezenty dla nauczycieli? U Was wygląda to podobnie, jak u naszej czytelniczki? Piszcie na edziecko@agora.pl.

Więcej o:
Copyright © Agora SA