Skąd tyle złości w rodzicu? Psycholog: Rodzic walczy z dzieckiem o władzę, a to walka kompletnie niepotrzebna

Joanna Biszewska
- Każdemu z nas zdarzyło się chyba jednorazowo coś "wypalić". Niedobrze dzieje się, kiedy regularnie ranimy dziecko słowami, kiedy nie ma relacji partnerskiej między dzieckiem a rodzicem, kiedy rodzic jest nastawiony tylko na sukcesy dziecka i przekonany, że to dziecko musi zawsze słuchać. W takim układzie trudno jest, aby dziecko miało poczucie własnej wartości - o tym, jak radzić sobie z własną złością, rozmawiamy z psycholog Magdaleną Lange Rachwał.

Joanna Biszewska, eDziecko.pl: Jak to się dzieje, że w relacji z dzieckiem pojawia się sporo złości?

Magdalena Lange Rachwał, psycholog: To dlatego, że jesteśmy w tę relację bardzo silnie zaangażowani emocjonalnie. Trudniej jest nam nabrać dystansu do sytuacji i przyjrzeć się jej z boku. To jedno.

A drugie?

W wychowaniu dzieci często mamy takie przekonanie, które wybrzmiewa u bardzo dużej części rodziców, że kiedy dziecko nie chce robić tego, co chcemy, to mamy poczucie, że jesteśmy niekompetentni, że nie sprawujemy kontroli nad swoim dzieckiem, ponosimy porażkę wychowawczą.

Złość uruchamia się w sytuacjach, kiedy tracimy poczucie kontroli.

Najczęściej. Rodzic czuje, że ponosi porażkę, stąd jest tej złości tak dużo. I walczy z dzieckiem o władzę. A to walka kompletnie niepotrzebna. Bo jeżeli rodzic wychodzi z założenia, że "musisz mnie zawsze słuchać", a dziecko nie słucha, to wiadomo, że na końcu pojawi się frustracja.

Ale są momenty, kiedy dobrze jest, jeśli dziecko podąża za rodzicem. Dla mnie są to sytuacje, które zagrażają życiu dziecka, np. wyrywanie ręki przed przejściem dla pieszych.

Mówimy wówczas o ochronnym użyciu siły. W takich momentach warto pamiętać, że dziecko, które wyrywa się na przejściu dla pieszych, nie chce zrobić nam na złość. Ono jest spontaniczne, chce doświadczać świata. Widząc, że dziecko chce pobiec, rodzic musi złapać je za rękę i przeprowadzić przez ulicę. I to wystarczy.

To trudne. Bo takie sytuacje wyzwalają złość. Nie raz zdarza się nam wtedy powiedzieć: "Tyle razy ci to tłumaczyłam", "taki duży chłopiec", "nie mam już do ciebie siły".

Można próbować pewne sytuacje przepracować.

Przepracować?

Jeśli rodzic czuje, że wybuchów złości czy agresji jest za dużo, to być może warto udać się do kogoś, z kim można o tym porozmawiać i zastanowić się, dlaczego tak się dzieje. Można próbować pomóc sobie samemu i odpowiedzieć na pytania: "O co mi chodzi? Jakie są moje potrzeby w tej chwili? Jakie są potrzeby mojego dziecka?".

Rodzic wyczuje, kiedy w swojej złości musi się zatrzymać i coś sobie przemyśleć?

Powinien. Jeśli w relacji z dzieckiem dużo interakcji kończy się awanturami, krzykami, kłótniami i nie są to pojedyncze wypadki, to znaczy, że dzieje się coś niedobrego.

Co może zrobić rodzic, który czuje, że zaraz wybuchnie?

Powiedzieć do dziecka: "W tej chwili nie jestem w stanie z tobą rozmawiać" albo "Jestem zła, poproszę o przerwę". W ten sposób pokazujemy dziecku również to, że złością można zarządzać.

Czyli zamiast się nakręcać, wprowadzamy pauzę?

To najprostsza metoda, którą można stosować w warunkach domowych. Możemy też zapisywać sobie na kartce, które sytuacje z dzieckiem są dla nas najbardziej konfliktowe, wyciągać wnioski, co poszło nie tak, co można było zrobić inaczej. To już jest autorefleksja, początek do tego, aby wprowadzić zmiany. Sytuacje z domu można też próbować przełożyć na nasze życie poza domem. Czy kiedy szef nas wyprowadzi z równowagi, to przestajemy nad sobą panować i krzyczymy na przełożonego, nie przebierając w słowach? Raczej nie.

Złość to jedna z emocji. Powinno niepokoić nas, że pojawia się w relacji rodzic-dziecko?

Złość nie jest emocją do eliminacji. Złość jest informacją o tym, że zostały naruszone nasze granice. Złość będzie się pojawiać, ale dobrze, aby nie w efekcie wyrzucenia jej na dziecko. Przyjrzyjmy się swojej złości, zastanówmy się nad nią, odczujmy ją, dajmy sobie czas na odreagowanie. Możemy też się zastanowić: "Dlaczego złoszczę się na moje dziecko w takich momentach"? "Jakie myśli pojawiają się w mojej głowie, że tak się nakręcam"?

Ale to nie zawsze działa. Po kolejnej kłótni obiecujemy sobie, że już nie będziemy krzyczeć na dzieci, że zanim to zrobimy, policzymy do dziesięciu, weźmiemy trzy oddechy, wyjdziemy z pokoju, wrócimy spokojniejsi. Ale kiedy coś nagle w domu się dzieje, złość znowu nami rządzi.

To dowodzi, że nie wyciągamy wniosków. Jeśli powtarzamy sobie "nie chcę tego robić", to - jak widać - nic nie znaczy. Trzeba zastanowić się, dlaczego tak się dzieje, co jest pod spodem? Bez tego nie pójdziemy dalej. Jeżeli tych sytuacji złości jest bardzo dużo, to musimy się im przyjrzeć. Czy to są złe założenia wychowawcze? Czy nasze oczekiwania są nieadekwatne do wieku dziecka? Czy być może nasza złość to brak ustawiania granic osobistych?

Stało się. Nakrzyczeliśmy na dziecko, źle się z tym czujemy. Możemy jeszcze uratować tę sytuację?

Możemy przeprosić dziecko, powiedzieć: "Nie powinnam się tak zachowywać, nie miałam racji". Ja tak robię w stosunku do swojego dziecka, bo też, jak każdy rodzic, mam chwile, kiedy po prostu nie wszystko idzie tak, jakbym chciała.

Jako rodzice wymagamy. Żeby dziecko zjadło, poskładało zabawki po zabawie, zechciało się wykąpać, wcześnie poszło spać, bo to ważne, aby się wysypiało itp.  Kiedy dziecko nie współpracuje, denerwujemy się.

Wymieniła Pani tyle rzeczy, że nawet ja, osoba dorosła, poczułam się przytłoczona. Tak samo odbiera to dziecko. Rodzic ma potrzebę dbania o dziecko, to jest zrozumiałe. Tylko te potrzeby są czasami rozbieżne z tym, czego chce lub potrzebuje dziecko. A dziecko, jak każdy człowiek, czasami się zgodzi na coś, co rodzic proponuje, a czasami nie.

W rodzicielstwie musi zaistnieć szacunek dla potrzeb dziecka i dla potrzeb rodzicaW rodzicielstwie musi zaistnieć szacunek dla potrzeb dziecka i dla potrzeb rodzica fot: pexels.com

To ważne, aby zrozumieć potrzeby dziecka.

Opowiem na przykładzie. Dziecko nie chce chodzić spać o wymyślonej przez rodzica porze. Buntuje się, bo też chce mieć poczucie swojej autonomii. Czasami przesunięcie godziny snu o pół godziny kończy problem.

Aby złości w rodzicielstwie było jak najmniej, trzeba zrozumieć swoje potrzeby, potrzeby dziecka i starać się je pogodzić. Tak to rozumiem.

Rodzicielstwo to przyglądanie się swoim potrzebom i świadomość, że nie tylko moje potrzeby są ważne w relacji z dzieckiem. Że ważne są również potrzeby dziecka. Musi zaistnieć szacunek dla potrzeb dziecka i dla potrzeb rodzica.

Czego rodzić nie powinien robić w złości?

Schodzić do poziomu dziecka, czyli jeżeli dziecko powie w złości "jesteś głupi", rodzic mu nie odpowiada "ty też", tylko prezentuje postawę osoby dorosłej, która wie, że małe dziecko gorzej sobie radzi ze złością niż dorośli, bo dopiero uczy się zarządzania swoimi emocjami. Powinien też przede wszystkim zdawać sobie sprawę z tego, co mówi do dziecka.

Kiedy złość wymyka się spod kontroli, mówimy nieprzyjemnie słowa. A one ranią.

Jeśli dziecko słyszy, że jest "niegrzeczne" albo że "nic z niego nie będzie", jego poczucie własnej wartości spada na łeb na szyję.

Czego nigdy nie powinniśmy mówić dziecku w złości?

Największym zagrożeniem, moim zdaniem, jest odebranie dziecku miłości, powiedzenie: "nie kocham cię" albo "jak będziesz tak robił, to gdzieś cię oddam". To są straszne słowa, które - wiem z praktyki gabinetowej - czasami padają.

I zostawiają ślad.

Te o odebraniu miłości tak.

A te inne?

Każdemu z nas zdarzyło się chyba jednorazowo coś "wypalić". Niedobrze dzieje się, kiedy regularnie ranimy dziecko słowami, kiedy nie ma relacji partnerskiej między dzieckiem a rodzicem, kiedy rodzic jest nastawiony tylko na sukcesy dziecka i przekonany, że to dziecko musi zawsze słuchać. W takim układzie trudno jest, aby dziecko miało poczucie własnej wartości.

Jak możemy chronić siebie? Bo to, że jesteśmy rodzicami, nie oznacza przecież, że nie mamy prawa do asertywności.

To ważne, aby w życiu domowym była przestrzeń dla rodzica, który mówi do dziecka: "Teraz jest moja chwila na odpoczynek i to jest ważne. Za chwilę coś porobimy razem, ale teraz chcę mieć czas dla siebie". Kiedy od samego początku pokazujemy dzieciom, że dbamy o siebie i jesteśmy dla siebie samych ważni, dzieci to przyjmą i będą rozumiały, że one mają swoje potrzeby, ale potrzeby mają też rodzice.

W rodzicielstwie musimy zatem zostawić miejsce dla siebie i swoich potrzeb?

Tak, bo podejście "muszę dać 100 procent mojemu dziecku, nic nie zostawiam dla siebie" w konsekwencji może rodzić bardzo dużo frustracji. Tak samo jak postawa "moje dziecko musi mnie słuchać, bo wtedy będzie dobrze wychowane" też jest skazane na porażkę. Bo dziecko będzie się przeciwstawiać i to jest zdrowy objaw. Będą też dzieci, które wejdą w rolę "supergrzecznych", co jest dla nich tragiczne, bo będą rezygnowały z tego, co potrzebują, żeby zadowolić innych. Dobrze jest, kiedy rodzic chroni swoje granice, ale też szanuje granice dziecka i rozumie, że dziecko ma prawo do złości.

Często jest tak, że złość dziecka wywołuje w nas te same emocje.

Zamiast iść z dzieckiem na starcie, zapytajmy je: "Czego teraz potrzebujesz?". Na tym polega Porozumienie bez Przemocy*. Jeśli dziecko jest już na tyle duże, że potrafi swoje potrzeby określić, to ono nam o nich opowie. Czasami wystarczy powiedzieć do dziecka: "Widzę, że jesteś zły. Jeśli tego potrzebujesz, to się wyzłość". I to wszystko.

Magdalena Lange Rachwał jest psychologiem o specjalności klinicznej oraz psychoterapeutą w trakcie certyfikacji. Prowadzi w Poznaniu prywatną praktykę psychologiczną. Pracuje też w dwóch Poradniach Zdrowia Psychicznego (z dziećmi i dorosłymi). W swojej pracy opiera się na zasadach Porozumienia bez Przemocy. Prowadzi warsztaty dla rodziców. Współpracuje z wydawnictwem LektorKlett, pisząc komentarze psychologiczne dla książeczek z serii Akademia Inteligentnego Malucha (Elementarz Inteligentnego Malucha oraz książeczki o Lenie i jej przygodach, seria dla nauczycieli przedszkola „Żyrafa Ola”)

*Porozumienie bez przemocy (PbP):  koncepcja Marshalla B. Rosenberga jest coraz bardziej popularnym sposobem komunikacji ze względu na jej skuteczność w budowaniu płaszczyzny porozumienia. PbP kładzie bardzo duży nacisk na stronę językową komunikatów. Marshall Rosenberg wyróżnił symbolicznie dwa języki wzajemnej komunikacji: język żyrafy i język szakala. Ten pierwszy jest przykładem empatycznej, pozytywnej i efektywnej komunikacji bez przemocy, drugi komunikacji opartej na agresji.

Kim jesteś w relacji z dzieckiem?

Szakal:

Jest to rodzaj komunikacji zamkniętej na odbiorcę, agresywnej. Język szakala promuje osiągnięcie celu wszelkimi możliwymi sposobami, mającymi zmusić partnera do zrobienia tego, czego pragnie druga strona. W rzeczywistości nie ma tu mowy o partnerstwie rozmowy, ale raczej o dążeniu do dominacji. Dialog zamienia się w konfrontację, w której wygrywa osoba bardziej bezwzględna. W tym sposobie rozmowy nie zwraca się uwagi na uczucia, emocje i potrzeby drugiej strony. Język szakala charakteryzują: analizy, porównania, krytyka (często bezwzględna). Pozorny intelektualizm wypowiedzi nie niesie ze sobą bogatej treści, służy zdominowaniu partnera dialogu. Typowa jest tutaj komunikacja "jak coś…., to coś" ("jeżeli tego nie zrobisz, nie będzie dobranocki") lub ("jeżeli ładnie zjesz obiadek, dostaniesz ciastko"). Kara i nagroda jest w tym przypadku narzędziem do osiągania założonego celu. Często używane sformułowania to: "musisz", "trzeba", "powinieneś", "to twój obowiązek". W języku szakala często postrzega się partnera dialogu jako kogoś, kto ma złe intencje i może skrzywdzić - stąd wpisana weń strategia obrony (często przez atak).

Żyrafa:

W tym języku dominuje nastawienie na porozumienie oraz współpracę. Mamy tu do czynienia z otwartą postawą rozmówców, założeniem uczciwości komunikacji oraz pozytywnych intencji odbiorcy. W  dialogu z dziećmi dorosły rezygnuje z dominującej pozycji na rzecz partnerstwa. Jest to sposób komunikacji dostrzegający uczucia i potrzeby innych oraz własne (te zaspokojone i te niezaspokojone). Prostota przekazu pozwala lepiej zrozumieć wzajemne oczekiwania oraz potrzeby, co wcale nie spłyca przekazywanych treści. W modelu tym nie ma miejsca na oceny innych, przypisywanie im negatywnych intencji, oskarżeń o manipulację. W tym języku dostrzega się niezaspokojone potrzeby innych i interpretuje jako frustrację, złość, ból. Dzięki skupieniu na potrzebach obu stron możliwe jest porozumienie.

Relacja oparta na Porozumieniu bez Przemocy opiera się na czterech podstawowych elementach, jakimi są: obserwacje, uczucia, potrzeby i prośby. Ważne jest, aby zacząć od bezstronnej obserwacji problemu i powstrzymania się w tym momencie od oceny sytuacji lub krytyki. Dzięki temu będziemy mieli bowiem szansę na zrozumienie rzeczywistych uczuć, jakie nam towarzyszą i co za tym idzie - sformułować własną potrzebę. Te etapy pozwolą na sformułowanie prośby, która wyjaśni, czego potrzebujemy.

Etap pierwszy: Obserwacja

W założeniu Porozumienia bez Przemocy obserwacja powinna w jak najwyższym stopniu wystrzegać się subiektywizmu spojrzenia (oczywiście nie jest to możliwe w sposób absolutny) oraz ocen i interpretacji faktów, z którymi się stykamy. Istotne jest nauczenie dziecka, aby potrafiło opisać to, co się dzieje, w sposób niejako surowy. Istotne jest dążenie do oddzielenia obserwacji od reakcji na to, co się dzieje. Ważne jest wyłączenie komentarzy oraz opinii. Pomaga to przyjąć inną perspektywę w sytuacjach trudnych, szczególnie zaś konfliktowych. Dochodzące do głosu emocje powodują, że trudno jest nie oceniać sytuacji z perspektywy własnych przekonań i sądów. Akceptacja różnego sposobu widzenia tej samej sytuacji jest tutaj kluczowa  ("ty to widzisz tak, ja tak"). Celem jest znalezienie elementów wspólnych.

Etap drugi: Uczucie

W Porozumieniu bez Przemocy rozmówca uczy się słuchać swojego ciała, ponieważ ono jest najlepszym miernikiem odczuwanych uczuć. Chcąc dotrzeć do własnych uczuć, należy unikać pytań oraz zwrotów: "czuję, że", "mam wrażenie, że", "wydaje mi się, że", "czuję się jak". Prosto postawione pytanie: "co czuję?" powinno być punktem wyjścia do określenia własnych emocji. W przypadku określania uczuć odchodzi się, podobnie jak w obserwacji, od interpretacji. Stwierdzenie: "czuję smutek, złość" odnosi się do rzeczywistych uczuć. Sformułowanie: "czuję się niedoceniony, lekceważony" jest interpretacją (warto zwrócić uwagę, że niosącą ze sobą przerzucanie winy na drugą stronę, obciążaniem kogoś za własne cierpienie). Nauka odróżniania uczuć od ich interpretacji jest kluczowa dla efektywnego porozumiewania się.

Etap trzeci: Potrzeba

W Porozumieniu bez Przemocy niezwykle ważne jest sklasyfikowanie własnej potrzeby, która domaga się zaspokojenia. Teoretycy tego sposobu komunikacji wielokrotnie podkreślają, że potrzeba jest głęboka - nie jest to płytka, chwilowa zachcianka. Potrzeby są wspólne wszystkim istotom ludzkim, są związane z ochroną i rozwojem życia. W schemacie PbP obserwacje, uczucia i potrzeby są silnie ze sobą powiązane. Wyraża się to w formułowaniu myśli ułatwiających komunikację: "Kiedy widzę…, to czuję…, bo potrzebuję…".

Etap czwarty: Prośba

Zamknięciem schematu komunikacji w Porozumieniu bez Przemocy jest wyrażenie prośby. Rozmówcy muszą się nauczyć wypowiadać swoje prośby w sposób jasny i konkrety - ułatwia to wzajemne porozumienie. Prośba powinna odnosić się do miejsca, czasu i sposobu jej spełnienia.  (czego chcemy, gdzie, kiedy i jak) oraz być wyrażona bez negacji, np. zamiast "proszę, żebyś nie hałasował" lepiej powiedzieć: "proszę, żebyś był ciszej".

Porozumienie bez Przemocy wymaga odejścia od sposobu komunikacji, w którym jesteśmy wychowywani. Wymaga zmiany sposobu spoglądania na rzeczywistość oraz jej interpretacji. Komunikacja PbP wymaga wysokiej świadomości, dostrzegania własnych potrzeb oraz potrzeb innych, formułowania próśb, które są pomocne w celu osiągnięcia skutecznego konsensusu.

Porozumienie bez Przemocy w przypadku rozmów z dziećmi wymaga nauczenia ich właściwego odczytywania swoich uczuć i emocji, co wymaga treningu. Ważne, aby dzieci słyszały, jak dorośli z ich otoczenia mówią o swoich uczuciach. Staje się to wtedy dla dzieci czymś naturalnym, codziennym. Porozumiewanie się w ten sposób z dziećmi wymaga częstego pytania o ich uczucia, ponieważ są one warunkiem zrozumienia własnych potrzeb przez dziecko. Dorosły może starać się odczytać potrzebę malucha, jednak to zawsze on ostatecznie ją akceptuje i weryfikuje. Komunikacja tego typu wymaga od wychowawcy rozumienia przede wszystkim siebie, swoich uczuć i potrzeb, aby był w stanie nauczyć tego samego dziecko.

Powinno cię również zainteresować: Mama do dziecka na placu zabaw: No to ja już idę, pa, pa. "Takie zachowanie jest okropne" [FELIETON]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.