"Problem polskiej oświaty nie leży tylko w samych zarobkach nauczycieli, to jedynie część składowa problemu" [LIST]

Nasz czytelnik podzielił się z nami swoją opinią na temat strajku nauczycieli. Wspiera on strajkujących i zaznacza, że nie chodzi tylko o zarobki.
Zobacz wideo

Problem nie leży w tym, że nauczyciele zarabiają za mało, problem leży w całym systemie, a także w zmieniającej się sytuacji ekonomicznej i większej świadomości płacowej Polaków. Moja Mama (obecnie emerytka) przez całe życie pracowała jako nauczyciel przysposobienia obronnego oraz pedagog szkolny w jednym z zespołów szkół. Pensja, którą otrzymywała, nie była wysoka, oczywiście daleko mniejsza niż pensja lekarza, milicjanta, o górnikach czy hutnikach to nie wspomnę. Zapewniała jednak w miarę stabilne życie oraz dwa miesiące wakacji, a na koniec emeryturę. Pewne przywileje dla tej grupy społecznej. W okresie PRL zawsze jeździłem z siostrą na pełne dwa miesiące czy to w góry, czy nad morze lub jeziora mazurskie. Nie było kokosów, ale stać nas było na wynajęcie domku, choć o przeciętnym standardzie.

Po 1989 r. sytuacja się zmieniła. Już nie można było sobie pozwolić na dwa miesiące wakacji. Zazwyczaj był to już miesiąc lub trzy tygodnie. Nastąpił okres gospodarki rynkowej, wszystko można było kupić, ale trzeba było zapłacić znacznie więcej. Polscy nauczyciele ze średniej klasy z roku na rok przesuwani byli przez kolejne rządy na margines płacowy społeczeństwa. Skończyły się trzy tygodnie wakacji, z trudem już można było sobie pozwolić na tydzień.

Okazało się, że pensum godzinowe, które wyrabiało się w jednej szkole, nagle trzeba składać w kilku placówkach, gdyż brakuje godzin.

Co więcej, dostrzec można było grupy zawodowe, których wynagrodzenie stale rośnie, a pensje nauczycielskie, owszem, wzrastają, ale niezmiernie powoli. Z mojego pokolenia (przełom lat 70. i 80. XX w.) większość z nas chciała zostać nauczycielami, ale niewielu się na to odważyło. Podczas studiów wszyscy robiliśmy specjalizację nauczycielską. Okazało się jednakże, że w tym zawodzie ciężko się będzie utrzymać. Zwiększona biurokracja, niskie zarobki i spadający prestiż społeczny tego zawodu są znacznymi przeszkodami. I tylko desperaci pójdą do tego zawodu.

Ostatnie dwie dekady to niestety zły okres dla polskiej edukacji. Wyrosło nam roszczeniowe pokolenie młodzieży oraz ich roszczeniowych rodziców, "którym się należy". Kolejne rządy nie zapewniały nauczycielom dostatecznej ochrony ani prawnej ani finansowej. Na YouTubie można było obejrzeć nagrane komórkami zdarzenia ze szkół, gdy uczniowie bezkarnie koszem na śmieci maltretowali nauczyciela. Trudno się zatem dziwić, że najlepsi absolwenci szkół wyższych nie chcą iść do tego zawodu za pensję 1800 do ręki, gdy w sieciach handlowych można dostać na początek ok. 3000 na rękę i więcej. Zwłaszcza, że metr kwadratowy własnego mieszkania w dużym mieście to wydatek 6-8 tys. (sic!). I co po wakacjach nauczycielowi (w praktyce już nie dwa miesiące, a jeden miesiąc), skoro i tak go nie stać nigdzie na wyjazd. A za coś trzeba się dokształcać, czego wymaga od nauczyciela władza.

W ostatnich latach kolejne grupy zawodowe otrzymywały lub raczej wywalczały groźbą strajku podwyżki lub różnego rodzaju bonusy: górnicy, służby mundurowe (w szczególności policjanci i żołnierze), sędziowie, lekarze, rolnicy. Warto podkreślić, że zarobki początkującego policjanta są daleko lepsze od asystenta na wyższej uczelni z doktoratem. Jako wykładowca akademicki o zarobkach policjantów mógłbym jedynie pomarzyć. A przecież nauczyciele akademiccy i tak lepiej zarabiają od tych, co uczą w liceach i podstawówkach. Jakoś nikomu nie przeszkadzało, że policjanci będą strajkować w okresie obchodów odzyskania niepodległości i mogą swoim strajkiem udaremnić uroczystości. Pieniądze na podwyżki dla tej grupy od razu się znalazły. Dla nauczycieli nigdy ich nie było, a to ograniczanie Karty Nauczyciela, a to zwiększone pensum godzinowe, a to zwiększona papierologia, konieczność robienia kursów. I do tego cały czas pretensje uczniów i ich rodziców: że zbyt dużo godzin dziecko się uczy, że za trudny program, że zbyt wysokie wymagania, że tornister za ciężki i czego to jeszcze szkoła nie powinna uczniom zapewnić.

Dlatego problem polskiej oświaty nie leży tylko w samych zarobkach nauczycieli, to jedynie część składowa problemu.

Po pierwsze: brak prestiżu tego zawodu i powszechne myślenie, że to zawód dla przeciętnych lub słabych. Tym bardziej, że sukces zawodowy mierzy się głównie wysokością zarobków. Po drugie: stałe pomiatanie tą grupą zawodową przez kolejne rządy, nie tylko obecnej formacji (np. wydłużanie i utrudnianie ścieżki awansu zawodowego). Po trzecie: dzisiejsze pokolenie młodzieży, dość trudnej, spędzającej czas wirtualnie i na rozmowach przez komórki, wymagającej większego zaangażowania czasu i środków, większej uwagi i cierpliwości.

Na koniec warto podkreślić ogólną sytuację szkół, które są niedoinwestowane, gdzie brakuje wielu podstawowych środków do prawidłowego funkcjonowania: zaplecza komputerowego, etatów w administracji, dentysty, stołówki, etatów na świetlicy, dobrze wyposażonej sali gimnastycznej, boiska itp., a przede wszystkim przeciążenie systemu biurokracją, sprawozdawczością itp. Jestem pesymistą, jak chodzi o przyszłość polskiej edukacji, kolejne reformy nic nie dały, a więcej popsuły, wyrosło nam już pokolenie osób nieczytających książek, wychowanych na testach, nauczyciele się postarzeli (młodych brak).

Życzę nauczycielom powodzenia w strajku. Do policjantów i innych grup zawodowych nic nie mam, im także życzę wysokich zarobków.

Od redakcji:

Jeśli chcecie podzielić się z nami swoimi refleksjami na temat strajku nauczycieli lub ogólnie na temat kondycji polskiej szkoły, czekamy na Wasze listy. Piszcie na adres edziecko@agora.pl. Najciekawsze wypowiedzi opublikujemy i nagrodzimy książką.

Więcej o: