Co traci rodzina zapracowanego ojca

Mężczyzna pracujący od rana do nocy jest w stanie zapewnić rodzinie wszystko... poza swoją obecnością. O mężach i ojcach, którzy w domu jedynie bywają - mówi dr Barbara Smolińska.

Dwie strony medalu

Przed młodymi mężczyznami stoi dzisiaj bardzo trudne zadanie. Z jednej strony oczekuje się od nich uczestniczenia w życiu rodziny, budowania więzi z żoną i dziećmi. Z drugiej zaś wymaga się, by zarabiali dużo pieniędzy i robili karierę. Tylko wtedy mają szansę zapewnić najbliższym odpowiedni poziom życia. Własny dom, dobry samochód, atrakcyjne wakacje, najdroższe przedszkole, ekskluzywną szkołę... Ta lista w zasadzie nie ma końca, a media skutecznie łudzą , że to wszystko jest osiągalne i należy się każdemu niemal z urzędu. "Możesz to mieć" krzyczą reklamy.

I młodzi ludzie w dobrej wierze idą za tym głosem, nie biorąc pod uwagę drugiej strony medalu. Całkowite poświęcenie się pracy odbywa się zawsze kosztem rodziny, chociaż to właśnie dla niej mężczyzna pracuje. Jego stała nieobecność w domu powoduje, że rodzina jest w jakimś sensie niepełna. Ta sytuacja odbija się na wszystkich - żonie, dzieciach i na samym wiecznie zapracowanym ojcu.

Nieszczęśliwe żony

Żony zapracowanych mężów często skarżą się na samotność. Mają pieniądze i wszelkie udogodnienia, ale wcale nie czują się szczęśliwe, są sfrustrowane, niezadowolone, zepchnięte na drugi plan. Te same kobiety podsycają czasem zawodowe ambicje mężów, zachęcając ich do zwiększenia "wydajności", choć to oznacza jeszcze większą samotność. Nieszczęśliwe żony przenoszą swoje lęki na dzieci. Stają się wobec nich nadopiekuńcze, niecierpliwe, zbyt wymagające.

Niektóre mamy starają się zastępować nieobecnego całymi dniami tatę. Ale matka nie zastąpi dziecku ojca i nie powinna próbować spełniać dwóch ról. Wystarczy, by radziła sobie z własną.

Warto czasem zastanowić się, co jest ważniejsze dla rodziny - czy zachęcanie męża do podjęcia dodatkowej pracy (kosztem jego obecności w domu), czy raczej zadowolenie się niższymi zarobkami i docenienie faktu, że dziecko ma częsty i dobry kontakt z ojcem.

Bez ojca

Dzieci zapracowanych mężczyzn wychowują się praktycznie bez ojca. Ich świat od początku jest światem głównie kobiecym i później nie ma już właściwie szans na żadną zmianę. W przedszkolu i szkole dziećmi zajmują się przeważnie także panie.

Nieobecność taty boleśnie odczuwają zarówno chłopcy, jak i dziewczynki . Ci pierwsi nie mają od kogo dowiedzieć się, co to znaczy być mężczyzną, a bez tej wiedzy nie potrafią podjąć męskich ról i budować własnej tożsamości. Potwierdzenie własnej męskości powinni dostać od ojców, a nie od matek.

Dziewczynki podświadomie łączą nieobecność ojca ze swoją osobą. Wyrastają w poczuciu niskiej wartości, odrzucenia i niewiary we własne siły. Myślą, że coś jest z nimi nie tak, skoro ojcowie nie poświęcali im uwagi.

Zdezorientowani mężczyźni

Młodzi mężczyźni nie wiedzą, co naprawdę znaczy być ojcem. Wyjście na cały dzień do pracy może być jedynym znanym im wzorcem męskiego zachowania. Jednak ich ojcowie wracali do domu o przyzwoitej porze, oni zaś przesiadują w pracy do późna, a po powrocie mają siłę najwyżej na przeczytanie gazety i leżenie przed telewizorem.

Dla tych, którzy w dzieciństwie nie mieli kontaktu z ojcem, praca bywa kołem ratunkowym. Dzięki niej stają się "bezpiecznie" nieobecni (nie nauczono ich, w jaki sposób mogliby normalnie zaistnieć w rodzinie). Wychowani przez kobiety, gubią się w swoich życiowych rolach. Nie zdają sobie sprawy, że wciągają w to błędne koło swoje własne dzieci.

Więź wymaga kontaktu

Często ojciec jest dla dzieci osobą nieznaną, niewiele o nim wiedzą, nie znają jego gustów ani nawyków. Trudno się temu dziwić, skoro tata wychodzi, kiedy dziecko jeszcze śpi, a wraca z pracy wtedy, gdy ono już zasnęło. Więź między ojcem a dzieckiem nie pojawia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wymaga kontaktu i bliskości, a nie opłacania polisy na życie, inwestowania w drogie zajęcia edukacyjne i najlepsze szkoły. Dzieci nie są lokatą kapitału, nie należy ich traktować jedynie jak inwestycje. Dla wielu dobrze sytuowanych ojców kontakt z dzieckiem nie polega na wspólnym spacerze czy zabawie w budowanie z klocków, oznacza jedynie budowanie przyszłości dziecka, planowanie jego edukacji itp. Ale to za mało...

Wielu ojców zaczyna to rozumieć dopiero wtedy, gdy odczują nagły brak dziecka, np. po rozwodzie. Gdy wyprowadzają się z domu nabierają umiejętności kontaktowania się z córką czy synem, bycia z nimi, budowania trwałej więzi. Jakby z daleka dostrzegli coś wreszcie, że dziecko ich potrzebuje.

Od poczęcia

Nie wszyscy ojcowie są bezradni wobec brali wzorców i czasu.. Coraz więcej jest takich, którzy mierzą się z trudną sytuacją i podejmują wysiłek istnienia w życiu dziecka i to już od chwili jego poczęcia. Chodzą z żonami na zajęcia w szkołach rodzenia, uczestniczą w porodach, włączają się w opiekę nad maleńkim dzieckiem. Z każdym rokiem jest coraz więcej takich ojców i świadczy to o tym, że poświęcenie się pracy zawodowej i budowanie więzi z żoną i dzieckiem nie wykluczają się wzajemnie.

Wiele tu zależy od mądrości kobiet, żeby podświadomie nie odpychać mężczyzn od "niańczenia" dziecka, odrzucając oferowaną im pomoc. Mądrość polega na tym, by pozwolić ojcu jak najbardziej zbliżyć się do malucha, nawet kosztem krzywo zapiętego kaftanika. Kobieta może ułatwić mężczyźnie stawanie się ojcem, jeśli tylko będzie umiała przyjąć jego gotowość do opieki nad niemowlęciem, jego zainteresowanie i chęć pełnego uczestniczenia w nowym życiu rodziny.

Mężczyźni, którzy są ze swoimi dziećmi od pierwszych dni po ich narodzinach, starają się potem uczestniczyć w ich życiu, interesować się nimi, pomagać, uczyć. Niepowtarzalna więź, jaka wytwarza się na początku, nie ginie.

Ranek dla dziecka

Wiadomo, że dla wielu mężczyzn praca jest bardzo ważna i starają się ją utrzymać, bo o dobrą pracę trudno. Takie są czasy. Warto jednak zastanowić się, czy czasem kariera nie przesłania tych najważniejszych wartości w naszym życiu. A może dałoby się wprowadzić w dziennym grafiku jakieś drobne zmiany?

Są ojcowie, którzy w przerwie na lunch wychodzą z dziećmi na krótki spacer. Są tacy, którzy np. w każdy wtorkowy ranek odwożą dziecko do przedszkola. To jest ten wyjątkowy dzień, kiedy mogą nieco porannego czasu poświęcić tylko maluchowi.

Pielęgnowanie małżeństwa

Warto przyjrzeć, jak spędzamy czas z rodziną. Czy bawiąc się z dziećmi czytamy jednocześnie gazetę, czy umiemy być z nimi naprawdę? Czy potrafimy być jeszcze mężem i żoną, czy tylko mamą i tatą? Czy poświęcamy w ogóle jakiś czas na budowanie naszego związku?

Często zgłaszają się do mnie małżeństwa, które przeżywają kryzys. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że małżonkowie prawie wcale nie spędzają ze sobą czasu, bo go nie mają... Są zdziwieni, gdy słyszą, że nie zbudują bliskiej więzi, jeśli nie będą mieli ze sobą żadnego kontaktu. Zdziwieniu towarzyszy często ogromne rozczarowanie, że nie podaję im gotowej recepty na uzdrowienie związku, czegoś w rodzaju krótkiego hasła, które wystarczyłoby jedynie wypowiedzieć, by małżeństwo rozkwitło. Myślę, że to jeszcze jedna pułapka, w którą wpadają młode małżeństwa. Oboje są przekonani, że oto teraz, po ślubie, wszystko potoczy się naturalnie, bez żadnego wysiłku z ich strony, tak jak w reklamach, gdzie wystarczy przecież tylko odrobina wybielacza albo lepszy proszek...

Rodzinę trzeba budować i na to potrzeba dużo czasu oraz wysiłku obu stron - to nie jest urządzenie, które uruchomimy, wystukując kod dostępu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.