Chcę opowiedzieć o mojej 10-letniej córce, uzależnionej od Internetu. Chcę ostrzec innych rodziców" - tak zaczynał się wstrząsający list, który dostała dziennikarka Weekend.gazeta.pl Anna Kalita. Jej wywiad z autorką listu jest już jednym z najczęściej czytanych i komentowanych tekstów magazynu. Dlatego chcemy kontynuować temat uzależnienia od internetu i obecności technologii w życiu naszych dzieci pod szyldem "Dzieci w sieci". W najbliższych dniach na Gazeta.pl czytajcie kolejne teksty. Jeśli chcecie podzielić się swoją historią piszcie na adres: dzieciwsieci@agora.pl
Pierwszy raz poniższą rozmowę opublikowaliśmy pod koniec zeszłego miesiąca. Już kilka godzin po publikacji otrzymaliśmy pierwszy list od rodziców poszukujących pomocy dla swojego dziecka. Takich zgłoszeń - od chwili publikacji - mieliśmy dużo więcej. Piszecie o bezradności, poszukiwaniu wiedzy i porad specjalistów i zagubieniu, które tak często towarzyszy współczesnym rodzicom. Wasza reakcja to do dla nas znak, że o problemie nadużywania Internetu wśród młodych ludzi trzeba rozmawiać. Zapraszamy do dyskusji i zadawania pytań pod adresem dzieciwsieci@agora.pl i przypominamy rozmowę z dr n. med. Andrzejem Silczukiem.
Psychiatra, dr n. med. Andrzej Silczuk: Dzieci kiedyś, przynajmniej w naszych wyobrażeniach, bawiły się ze sobą. Dzisiaj siedzi szóstka obok siebie, każdy ze swoim smarfonem, grają w gry, nie rozmawiają ze sobą, mimo że są w tym samym pokoju. To budzi niepokój.
Pytanie, gdzie jest punkt odcięcia, który będzie mówił o tym, że te zachowania już są psychopatologią, a na ile mieszczą się w katalogu zdrowych, typowych zachowań społecznych. To jest bardzo trudne.
To nadużycie. Do stwierdzenia uzależnienia konieczna jest diagnoza, a diagnozy nie może dostarczyć osoba do tego niewykwalifikowana. Komunikat o tym, że mamy w szkole dzieci uzależnione od Internetu, jest ciekawy, bo równocześnie można powiedzieć, że prawdopodobnie w tej samej szkole mogą być dzieci już uzależnione od nikotyny, które funkcjonują w sposób dysfunkcyjny.
Tak, mówimy wówczas o nadmiernym zaangażowaniu w aktywności internetowe. Tempo rozwoju technologicznego jest obecnie niesamowicie szybkie. Każda zmiana związana z postępem wiąże się również z tym, że pojawia się swego rodzaju "podatek" od tego postępu w postaci psychopatologii.
Ludzkość zyskuje nowe technologie lub odkrywa jakieś substancje i pewna grupa ludzi nie jest w stanie znaleźć zakresu bezpiecznego stosowania. Czyli albo traci zdrowie, albo nie potrafi kontrolować swoich zachowania i na przykład nadmiernie używa jakiegoś dobra.
Profilaktyka jest potrzebna. Chociażby taka, aby szkoły, w ramach godzin wychowawczych, przynajmniej raz na miesiąc, prowadziły zajęcia profilaktyczne z udziałem psychologa. Takie zajęcia z profilaktyki przeciw nadmiernemu zaangażowaniu w czynności są, od dobrych kilkunastu lat, realizowane we Francji.
Przede wszystkim do uczniów szkół podstawowych. Wychodzi się z założenia, że grupa dzieci między szóstym a dziesiątym rokiem życia, to jest taka grupa, w której można zrobić najwięcej dobra, jeśli chodzi o profilaktykę i odpowiednie przystosowanie do używania nowych technologii.
Każdy z nas ma pewną, nieznaną sobie podatność na rozwój jakiegoś zaburzenia.
W rodzinach, w których oboje rodzice uzależnili się od alkoholu, prawdopodobieństwo, że dziecko też się uzależni, jest dużo większe, niż w rodzinie, w której nie doszło do rozwoju tego nałogu. Jednak sam wpływ podłoża genetycznego, czyli podatności na rozwój zaburzenia, jest niewystarczający. Musi być czynnik zewnętrzny. Mówimy wówczas o pakietach cech temperamentnych czy osobowości predysponującej do uzależniania się. Część z nich podlega wpływom środowiskowym i kształtuje się przez całe życie.
Wiele problemów bierze się z potrzeby tzw. regulowania emocji. Człowiek, który przeżywa nadmierny smutek, jest zezłoszczony, pobudzony albo nawet bardzo szczęśliwy, dla wyciszenia intensywnych emocji sięga po alkohol, leki, albo oddaje się innym czynnościom.
Zakupy, przeglądanie sieci internetowej, oglądanie kilkunastu lub kilkudziesięciu filmików w Internecie, masturbacja, wielogodzinne wrzucanie monet do automatu na niskie wygrane. Wszystko celem odłączenia się od przeżywanych emocji, zastąpienia ich czymś intensywnym. Czymś, co spowoduje, że można się odciąć od "tu i teraz". To jeden z dysfunkcyjnych mechanizmów, który bardzo często obserwujemy u osób uzależnionych lub osób w grupie ryzyka.
Nadmierne zaangażowanie, np. w używanie Internetu, prawdopodobnie wiążę się z brakiem alternatywy, która byłaby korzystniejsza.
Znam historię młodego człowieka, który porzucił zaangażowania w gry komputerowe w momencie odebrania prawa jazdy i zakupu pojazdu. Okazało się, że gry i aktywności związane ze środowiskiem internetowym, przestały być atrakcyjne, kiedy zyskał nowe kompetencje społeczne. Odbierając prawo jazdy, stał się kimś pożądanym w towarzystwie rówieśniczym - mógł przewozić kolegów, koleżanki.
Praktycznie z dnia na dzień wyszedł z patologicznego funkcjonowania w świecie gier komputerowych. Współcześnie psychopatologię i zaburzenia psychiczne postrzega się nie jako występowanie konkretnego objawu, ale jego wpływ zakłócający codzienne funkcjonowanie.
Można założyć, że dla dziecka, które wstaje o 7.00 rano i od 8.00 do 16.00 spędza produktywnie czas z rówieśnikami w szkole, kilka godzin przed ekranem nie jest nawet połową tego czasu dnia, który spędziło z rówieśnikami. Obawa wiąże się przede wszystkim z tym, że rodzic ma poczucie, że traci kontakt z dzieckiem. Pytanie, czy rodzic jest w stanie zaoferować dziecku coś atrakcyjniejszego, niż filmiki w sieci.
fot: pexels.com
Kiedy rodzic zaproponuje ciekawą, wspólną zabawę lub inną aktywność, najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że dziecko, nawet wstępnie oponując, poświęci aktywność internetową na korzyść czasu spędzonego razem.
Dziecko siedzi ze smartfonem, rodzic czerpie z tego korzyści. Współcześnie niejeden rodzic wraca do domu po średnio dziesięciu godzinach nieobecności, może wreszcie odpocząć, albo zająć się domowymi zaległymi obowiązkami. To zawsze jest dylemat, na ile problem, który manifestuje się u młodego człowieka, jest problemem tego człowieka, a na ile jest konsekwencją trudności, które dzieją się w systemie rodzinnym.
W każdym zespole psychopatologicznym wieku młodzieńczego, takim jak: zaburzenia odżywiania się, zespoły depresyjne, zachowania opozycyjno-buntownicze, nadmierne zaangażowanie w Internet czy w gry hazardowe, używanie substancji psychoaktywnych, jednym z podstawowych zaleceń lekarza psychiatry diagnozującego młodego człowieka jest skorzystanie z konsultacji psychoterapeuty rodzinnego, pracującego w nurcie systemowym.
To rodzaj terapii, gdzie obiektem zainteresowania przestaje być wyłącznie wydelegowany do ujawniania cierpienia młody człowiek, ale wszystkie osoby w rodzinie i ich wzajemna komunikacja.
Byłoby cudownie, gdyby takie rozwiązanie mogli zalecać pediatrzy. Trzeba pamiętać o tym, że w drabince diagnostycznej psychiatrzy dziecięcy znajdują się gdzieś na szarym końcu. Na ogół, zanim rodzice trafią z dzieckiem do psychiatry, próbują szukać innych rozwiązań.
Idą do pediatry, bo dziecko skarży się, że je boli głowa albo do okulisty, bo może z powodu czytania przy komputerze pogorszył się wzrok. A potem do ortopedy, ponieważ dziecko narzeka, że boli nadgarstek. A ból wynika z tego, że ma zbyt duży smartfon, ewentualnie za dużo czasu spędza przy myszce.
W pewnym momencie, np. nauczyciel w szkole, widząc, że dziecko jest rozdrażnione, wpada na pomysł, że może warto byłoby skorzystać z pomocy psychologa/pedagoga szkolnego. Dziecko tam trafia i zostaje mu zaproponowana wizyta u psychiatry dziecięcego.
Bo wciąż brakuje świadomość społecznej, że czasami, kiedy pewne zachowania dziecka są niepokojące, warto pomyśleć o interwencji psychoterapeuty pracującego w nurcie systemowym, czyli z całymi rodzinami. Wówczas rzadziej dochodziłoby do sytuacji, w której najmłodszy lub jeden z młodszych członków rodziny jest wydelegowywany przez system do ujawniania trudności w rodzinie.
Rodzice kłócą się przy dzieciach, ale etap zgody, czyli zamknięcia konfliktu, pozostaje już poza dziećmi. To jest bardzo rozszczepiające, niedobre doświadczenie. Dziecko jest świadkiem tego, że dorośli na siebie krzyczą, jednak po jakimś czasie kłótnia przechodzi w pokój, rodzice zaczynają się przytulać. Dziecko nie wie, co się stało, bo przecież jeszcze chwilę temu było w poczuciu zagrożenia. I następnym razem, kiedy zobaczy, że rodzice się przytulają, to może oznaczać, że za chwilę może dojść do zmiany i świat znów robi się czarno-biały.
I elementów przejścia. Terapeuta systemowy rozmawia ze wszystkimi osobami w rodzinie na poziomie równości. Komunikacja redukuje napięcie. A redukcja napięcia w zdrowy sposób minimalizuje ryzyko, że młody człowiek, będzie próbował pozbyć się stresu w sposób niezdrowy, na przykład spędzając trzy godziny przed snem ze smartfonem przed oczami, tylko po to, żeby tak długo grać, aż zmęczy się i zaśnie z wyczerpania.
Takie zachowanie rodzica to przemoc. To są mocne słowa, ale zaraz wyjaśnię dlaczego.
Mam doświadczenie w pracy z ludźmi, którzy mają realne trudności w komunikacji społecznej na żywo. W relacjach z rówieśnikami czują się zahamowani, boją się odezwać publicznie w obawie przed tym, że zostaną źle przyjęci, ocenieni. Za to dużo swobodniej czują się, gdy mają kontakt z drugą osobą poprzez edytor tekstu.
I dostają wszystkie możliwe pozytywne "głaski" na temat swojej błyskotliwości, ogromu wiedzy, tempa odpowiedzi. Albo kiedy grają w gry online i wygrywają, wtedy są "kimś", coś im wychodzi, coś się udaje, budzą respekt przed innymi. Często aktywność online jest substytutem tego, czego nie osiąga się w relacjach z rówieśnikami w klasie. W momencie, w którym bezradny rodzic wpada na pomysł, że stanie się "władcą prądu", odłącza Internet, zabiera kabel od monitora, czyli działa poprzez siłowe ograniczanie, to należy jednoznacznie nazwać zachowanie rodzica przemocą.
Często aktywność online jest substytutem tego, czego nie osiąga się w relacjach z rówieśnikami w klasie. fot; pexels.com
Jeśli dziecko lub nastolatek zamyka się w pokoju, to trzeba zadać sobie pytanie, do czego musiało dojść w rodzinie, że nastolatek barykaduje się, żeby móc siedzieć przed komputerem? Być może trzeba się zastanowić, jak wyglądała wcześniej komunikacja w rodzinie, jak funkcjonowały relacje między rodzicami, relacje między rodzicami a dzieckiem? Czy dziecko było/jest poza diadą rodzicielską? Czy, niestety, jest do niej zapraszane? Zachowania podyktowane rozpaczą i bezradnością powinny skłonić rodzica do tego, aby się zastanowił: "ok, czy w takim razie nie należy czegoś zmienić"?
Kiedy na skutek używania jakiegokolwiek medium dochodzi do szkód w funkcjonowaniu codziennym: narastający deficyt snu, opuszczanie lekcji, podczas pobytu w szkole dziecko sprawia wrażenie nieobecnego, nie jest w stanie zaangażować się w aktywności uczniowskie, nie potrafi skoncentrować się na tym, co się dzieje. Alarmujące jest też zachowanie dziecka, które w momencie, kiedy dostanie telefon do ręki, zatraca się. Zapomina o tym, że miało odrobić lekcje, wykąpać się, zjeść kolację. W takich sytuacjach możemy mówić, że istnieje prawdopodobieństwo, że u tej osoby rozwija się zespół związany z nałogiem behawioralnym. To nie oznacza, że na pewno tak będzie.
Takie zachowania mogą być manifestacją zespołu depresyjnego, zaburzeń lękowych, które rozładowywane są za pomocą smartfona. W sytuacji, kiedy zaobserwujemy, że u nastolatka pojawiają się zachowania przynoszące szkody, na przykład: słaba frekwencja w szkole, znaczne pogorszenie w nauce, zachowania agresywne, trzeba rozważyć zgłoszenie się do psychiatry dziecięcego w celu dokonania diagnozy.
Rosną pokolenia dzieci, dla których coś, co dla ich rodziców było elementem przemiany technologicznej, jest światem zastanym. Łatwiej jest nam wyobrazić sobie osobę w wieku emerytalnym, która ma trudność z obsługiwaniem smartfona, niż dwuletnie dziecko, które jest w stanie na telefonie wykonywać całkiem skomplikowane działania. Wraz ze zwiększeniem liczby użytkowników sieci, będzie rosła ta część populacji, która - w związku z większym kontaktem z technologią - poniesie szkody.
To wyzwanie dla współczesnej opieki zdrowia psychicznego, żeby dostrzegać trudności na tyle wcześnie, by równie wcześnie wprowadzać programy profilaktyczne minimalizujące szkodliwe używanie np. smartfonów.
Dostrzegamy istotę problemu, jest duże prawdopodobieństwo, że jest to uzależnienie. Natomiast trzeba być bardzo ostrożnym, żeby przykładając mniej lub bardziej swoiste i czułe kryteria diagnostyczne, nie wciągać w obszar psychopatologii osób zdrowych lub osób, które wymagałyby jedynie interwencji z poziomu profilaktyki, psychoedukacji, ewentualnie psychoterapii.
Grupy psychoterapeutyczne dla młodych ludzi, którzy nadmiernie korzystają z Internetu, są świetnym rozwiązaniem. I co ważne, w tych grupach prowadzone terapie mają na celu redukcję lęku, depresji, poczucia dyskomfortu społecznego. Nie ma jednoznacznie wystandaryzowanych, stosowanych na całym świecie programów, realizowanych w leczeniu osób, nazwijmy to w cudzysłowie, "uzależnionych od Internetu".
***
Dr n. med. Andrzej Silczuk jest psychiatrą, kierownikiem Zakładu Profilaktyki i Leczenia Uzależnień Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Członek Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego oraz Polskiego Towarzystwa Badań nad Uzależnieniami.
Dr n. med. Andrzej Silczuk fot: archiwum prywatne
Do tej pory w cyklu "Dzieci w sieci" pisaliśmy o: