Gdy proszę, żeby pasażer opuścił miejsce dla wózka, nieraz słyszę: "Bo co?". Nie pytajcie, co odpowiadam

Dlaczego te "nudzące się baby, co biorą kasę za nic" pchają się do autobusu w godzinach szczytu? Bo nie mają wyjścia, Drodzy Państwo.

Matka z dzieckiem w komunikacji miejskiej to wyjątkowo niepożądana persona. Taka z wózkiem - jeszcze bardziej. Wielu osobom się wydaje, że zajmowane przez nią miejsce jest niepotrzebnie marnowane. Inni, słuszni pasażerowie, mogliby przecież podróżować wygodniej, załatwiać sprawniej swoje ważniejsze sprawy, gdyby nie ta dzieciata zawalidroga.

Front nasz codzienny

Poglądu nie opieram na podejrzeniach czy domysłach. Nie wnioskuję na podstawie bazyliszkowatych spojrzeń. Od roku słyszę - wprost - niewybredne komentarze w autobusie, tramwaju czy metrze. W miarę regularnie korzystam z tych środków transportu z wózkiem. W zasadzie wszędzie mam przygody.

Oczywiście, jest grupa pasażerów życzliwych. To najczęściej kobiety, niejednokrotnie młode matki, które niedawno były w podobnej sytuacji. Nieraz z siatami, zmęczone, a nie dość, że zrobią miejsce dla dziecka, to i mnie zaproponują, żeby przysiąść obok. Niemal zawsze znajdzie się jednak jakiś osiłek czy inny intelektualista, który chętnie się wypowie i spróbuje uprzykrzyć mi życie.

Ciekawe, że jeszcze się nie zdarzyło, bym była świadkiem podobnego ataku na pasażera nietrzeźwego, nieświeżo pachnącego, głośno gadającego przez telefon, z ubłoconym rowerem, duszącego się kaszlem i roznoszącego zapewne wszystko, także prątki gruźlicy. Matka z dzieckiem wydaje się obiektem wręcz idealnym do zaczepek, bo bezbronnym. Oczywiście, nie dotyczy to mnie. Mam trzecie dziecko, tak hartowała się stal, więc daję radę. Konfrontacje nie należą jednak do przyjemnych.

Zobacz wideo

Pierwsza linia frontu - wsiadamy

Nowoczesne autobusy i tramwaje mają oznaczenia na drzwiach, które przeznaczone są dla wózków. Zawsze się do nich kieruję. Bezwózkowi też. Jeśli przeszkadzają ci dzieci, po co wybierasz miejsca przeznaczone dla nich? Nie ma ich wiele. Wręcz przeciwnie - maksymalnie dwa w całym składzie, jeśli jest długi i jedno w klasycznym. Zdążysz, drogi spieszący się pasażerze, przejść do innej części. Dlaczego kierujesz się tam, gdzie ja? Nie pojmę.

Jeśli taki pasażer zdoła się wepchnąć przede mną przy wsiadaniu, z rozkoszą zajmie miejsce przeznaczone na wózek w środku. Nieważne, że dookoła pełno innych, także siedzących. Kiedy grzecznie proszę, żeby je opuścił, nieraz słyszę serdeczne: "Bo co???". Nie pytajcie, jak odpowiadam, ale to działa.

Robi się ciasno

Tak mi się ułożyło, że zazwyczaj wsiadam do tramwaju czy metra na pierwszym jego przystanku (mieszkam na końcu świata) i to ma swoje dobre strony: w ogóle mogę się dostać. Jeśli muszę wsiadać gdzieś na trasie, jest już znacznie gorzej. Pomijam składy, które muszę przepuścić, bo nie są dla wózków przystosowane. Zwykle nie mam szans dostać się do pojazdu za pierwszym czy drugim razem z powodu rowerzystów.

Zawsze sądziłam, że rower służy do tego, by to na nim jeździć. Nie jest to do końca prawda. Spotykam wielu cyklistów, którzy najwyraźniej rowery mają dla szpanu i odnoszę wrażenie, że te cudeńka wożą komunikacją miejską wte i wewte.

Jeszcze się nie spotkałam z tym, by rowerzysta puścił przodem osobę niepełnosprawną czy matkę z wózkiem, choć nakazuje mu to prawo. Nie mówiąc już o tym, żeby wysiadł, gdy nie ma innej możliwości pomieścić wszystkich. 

Przypominam zatem dla jasności. Miejsca wyznaczone (w całym składzie metra są tylko dwa, naprawdę: dwa, na końcu i początku składu) w pierwszej kolejności zajmują:

  1. osoby niepełnosprawne
  2. osoby z wózkiem
  3. jeśli nie ma nikogo takiego, dopuszczony jest transport roweru.

Tak mówią przepisy, można przeczytać to na oznaczeniach tych miejsc. Tymczasem rowerzyści nie dość, że blokują miejsce nielegalnie, to jeszcze komentują bezczelnie, że mogłabym podróżować poza godzinami szczytu, skoro mam bachora i nic do roboty.

Ano muszę

Konia z rzędem temu, kto wymyślił, że miejsce dla wózków jest tylko na końcu i początku składu metra. Wiadomo, że te odcinki są zawsze oblężone przez wszystkich spóźnialskich, którzy wskakują w ostatniej chwili, niejednokrotnie żądając, żeby ci w środku trochę się przesunęli. Na wózek? No a czemu nie? Mnóstwo ludzi się go trzyma, szturcha, popycha i to w sumie jest ok. Gorzej, gdy plecaki czy koło od roweru lądują w środku (używamy już spacerówki).

Uwielbiam korzystać z komunikacji miejskiej poza godzinami szczytu. Rzecz w tym, że pracuję i wyprawa do żłobka w innym czasie nie ma sensu. Wcześniej nie pracowałam, ale to niewiele zmieniało. Naprawdę, wierzycie Drodzy Państwo, że rodzice niemowlaków mają wybór i po prostu kochają ścisk? Że urzędy, w których są dziesiątki formalności do załatwiania, przychodnie dziecięce, ośrodki rehabilitacyjne, punkty szczepień itp. pracują poza godzinami szczytu i jeszcze dają rodzicowi swobodę wyboru? Skąd bierzecie te pomysły?

Bez tych komentarzy i złośliwości też nie jest lekko. Na wielu stacjach metra jedna winda, często zepsuta, brak jakichkolwiek podjazdów. Interweniowałam w tej sprawie. Efekt? Kiedyś, jak się winda zepsuła, pomagali pracownicy metra. Teraz mają odsyłać wózkowych na inną stację "ze względów bezpieczeństwa" (skądinąd słusznie...).

Jak winda działa, to kolejki... Mogę tak w nieskończoność. Tak serio - najtrudniejsza pozostaje ludzka nieżyczliwość.

Generalnie lubię komunikację miejską

Czasem nie jest tłoczno. Bywa, że ktoś miły serdecznie zagada. Mój synek uwielbia towarzystwo i świetnie się czuje w komunikacji. Nie wrzeszczy, nie robi zamieszania, zachowuje się lepiej niż niejeden dorosły. Dlaczego jego obecność tak wielu osobom przeszkadza? Razem z wózkiem zajmuje maksymalnie miejsce trzech osób. To warte tej ilości jadu?

To prawda: mogłabym nie mieć dzieci. Nie szczepić ich, nie leczyć, nie posyłać do żłobka. Mogłabym nie pracować, nie spłacać kredytu, żyć z zapomóg, podróżować po świecie... Co wam do tego, Drodzy Współpasażerowie? Płacę za bilet. Mam prawo tu być i nie wysłuchiwać durnot. Nie płacę, bo mam dofinansowanie? Widać się opłaca, bo chyba rozumiecie, że nikt nikomu niczego za darmo nie da.

Nie analizuję waszych decyzji życiowych. Nie obchodzi mnie czy wy też jedziecie do pracy, czy do spa, czy poszukujecie straconego czasu. Oczekuję tego samego w drugą stronę. Dlaczego to ma być dużo?

Ostatnio pewien młody człowiek opowiedział mi o matce z wózkiem dziecięcym, która próbowała wyprosić z wyznaczonego miejsca osobę niepełnosprawną. Pomijam, że to niezgodne z przepisami. Tak, to jest panoszenie się i zachowanie niedopuszczalne. Nie sądzę jednak, że to tej pani zawdzięczam dziesiątki niemiłych sytuacji w podróży.

Pasażerowie, zima się kończy. Może bądźmy dla siebie dobrzy na wiosnę?

Więcej o:
Copyright © Agora SA