"Okres spędzony w szkole uważam za najgorszy z możliwych. Marnowanie czasu, pasji i chęci poznawania świata"

- Bardziej byłem zaciekawiony poznawaniem okolicznego parku niż wkuwaniem na pamięć poziomu opadów w lasach deszczowych. Większą frajdę sprawiało mi szukanie robaków na ryby niż wykuwanie podziału komórkowego - wspomina lata edukacji 32-latek, tata dwulatka.

List 32-latka, który publikujemy za jego zgodą na naszych łamach, to odpowiedź na artykuł pt. Rodzice oburzeni pracą domową: 360 pytań z "Pana Tadeusza" w podstawówce. "Czy wypełnianie tego ma sens?".

***

Urodziłem się w 1986 roku, łatwo obliczyć, ile lat mam teraz. Jestem królikiem doświadczalnym polskiego systemu edukacji, czyli pierwszym rocznikiem, który poszedł do gimnazjum. Jak to się skończyło? Tym, że jedyną lekturą, którą przeczytałem od deski do deski, był „Pan Kleks". Czy się tego wstydzę? Nie.

Zawsze, gdy ktoś pyta, czy czytałem lektury, odpowiadam, że nie. Zaś po zakończeniu edukacji przeczytałem więcej książek niż wszystkie podstawy programowe razem wzięte. Dlaczego? Ponieważ sam mogłem je sobie wybrać.

System edukacji w naszym kraju jest naprawdę chory, tak jak tego typu sytuacje, że nauczycielka dzieciom z klasy podstawowej zadaje test, przez który nawet licealista miałby ochotę "rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady".

Przeczytałem Państwa artykuł, wpis i komentarze. Jedne mniej, drugie bardziej obrażające nauczycielkę. Nie znalazłem natomiast żadnego przychylnego komentarza. Mi też na usta cisną się epitety, mam dwuletniego syna i wizja posłania go do tego edukacyjnego piekła zbliża się nieuchronnie, a nie wyobrażam sobie, żeby moje dziecko mogło wrócić do domu z taką pracą domową. Uznam to za bardzo kiepski żart albo jakiś eksperyment, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że jakikolwiek nauczyciel każe dzieciom zrobić taki test. Jest to absolutnie niedopuszczalne i karygodne.

Moim zdaniem taka osoba powinna udać się na jakiś długi urlop, bo najwidoczniej to jakaś nauczycielka licealna, która przypadkiem jeszcze nie łapie się na wiek emerytalny, ale z braku laku rzucono ją na nauczanie w klasach podstawówki i wygrzebała coś z odmętów swojej szafy. Jedyna opcja, która wydaje się logiczna, bo mam znajomych pedagogów świeżo po studiach i chyba żaden by nie wpadł na taki pomysł.

Wracając do tego, jak wyglądała edukacja w moim czasie... Okres wprowadzania gimnazjów był okresem testów, testów wyboru oczywiście. Praktycznie cały czas byliśmy przygotowywani do realizacji testów, zarówno do gimnazjum, jak i szkoły średniej. Prawie wszystko "C, A, D, B". Ta magiczna kombinacja pozwalała zdawać nawet największym tumanom. I nie jest to żart.

Nigdy nie byłem uważnym uczniem, nigdy nie przykładałem uwagi do przedmiotów, które zupełnie mnie nie interesowały. Bardziej byłem zaciekawiony poznawaniem okolicznego parku niż wkuwaniem na pamięć poziomu opadów w lasach deszczowych z geografii. Większą frajdę sprawiało mi szukanie robaków na ryby i czytanie poradników ojca, o której godzinie karp "lepiej bierze", niż wykuwanie na pamięć podziału komórkowego.

Przy okazji porannej wycieczki nad staw przekonałem się na własne oczy, jak wygląda zając, sarna czy lis. Więcej frajdy sprawiało mi czytanie historii rodu Czartoryskich - pochodzę z Puław  - niż zgłębianie tajników bostońskiego topienia herbaty. I tak dalej.

I jakoś to moje podejście nie przeszkodziło mi w tym, aby ukończyć każdą z klas bez "dublowania" roku. Czerwonego paska nie było na świadectwie, ale na tyłku również go nie uświadczyłem. Byłem po prostu normalnym dzieckiem ciekawym świata, które mimo wielu prób systemu nie poddało się i wygrało z molochem. Z systemem polskiej edukacji.

Często czytam w artykułach i publikacjach, że ludziom z mojego rocznika brakuje "tamtych chwil" i cofnęliby się w czasie, gdyby tylko mogli. Ja natomiast mogę śmiało powiedzieć, że czas spędzony w polskiej szkole uważam za najgorszy z możliwych, jeżeli chodzi o marnowanie właśnie czasu, pasji i chęci poznawania świata.

Pozostaje mi tylko nadzieja, że gdy moje dziecko pójdzie do szkoły coś się zmieni. Jednak nawet, jeśli do tego nie dojdzie, wiem, że sam zadbam o to, aby moje dziecko, tak jak ja, było żądne i ciekawe świata i żadna reforma czy nauczyciel nie stanie mi na drodze.

***

Czy odrabiać z dzieckiem prace domowe?

A jakie są wasze szkolne doświadczenia? Jesteśmy ciekawi waszych historii. Piszcie do nas na adres: edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA