"Jak ma chore dzieci, powinna boso chodzić". Rodzice niepełnosprawnych dzieci nie mają prawa do przyjemności?

Dawać czy nie dawać? A jeśli tak, to czy rozliczać w jakikolwiek sposób z pomocy? Temat finansowego wspierania rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi wywołuje skrajne emocje, a argumenty "za" i "przeciw" mnożą się też wśród naszych czytelników.

Nasz tekst Z sieci: "Zbierają na rehabilitację dzieci, a mąż w Nike'ach chodzi". Matka niepełnosprawnej trójki odpowiada odbił się szerokim echem. Po jego publikacji odezwali się do nas rodzice w podobnej sytuacji i każdy zwrócił uwagę na ten sam problem - rozliczania przez bliskich i obce osoby (w sieci i na ulicy) - ze wszystkiego, na co wydają pieniądze.

Temat po raz kolejny wywołał gorącą dyskusję po tym, jak jedna z użytkowniczek naszego forum przyznała w wątku "Komu wolno nosić najki i latać do Londynu?", że ma mieszane uczucia odnośnie do tego, na co rodziny wspierane finansowo przez innych wydają pieniądze.

Zainspirowana artykułem "Z sieci: "Zbierają na rehabilitację dzieci, a mąż w Nike'ach chodzi". Matka niepełnosprawnej trójki odpowiada" (...) przyznam, że mam odrobinę mieszane uczucia. Z jednej strony owszem, trzeba w czymś chodzić i jakoś w miarę normalnie funkcjonować, z drugiej jednak kłaniają się (...) co poniektóre wymagania. (...) Co jest wygórowane, a co nie?

"Coś im się od życia należy" ale tylko "za swoje, nie cudze"?

Ponad 130 odpowiedzi świadczy o tym, że ten temat wciąż budzi silne kontrowersje, zwłaszcza że w wątku nie brakuje skrajnych wypowiedzi. Do osób, które uważają, że rodzice niepełnosprawnych dzieci powinni wydawać pieniądze również na własne przyjemności i potrzeby, należy m.in. użytkowniczka, która napisała z ironią:

 Jak ma chore dzieci, to boso powinna chodzić. Z doświadczenia wiem, że firmowe buty dłużej wytrzymują, wiec w rozliczeniu taniej wychodzi. Oboje pracują i chcą żyć, nie są tylko rodzicami. Coś im się od życia należy.

Nie wszystkim to jednak odpowiada. Jedna z komentujących wypowiedź forumowiczki kwituje krótko:

Od życia im się należy "za swoje", nie cudze.

Zdecydowana większość użytkowniczek, które udzielały się w tym wątku, broni jednak bohaterki artykułu i uważa, że ona i jej mąż wcale nie są rozrzutni (jedna z czytelniczek ich fanpejdża "wyśledziła" w sieci, że mężczyzna wyjechał raz do Londynu na mecz, gdzie miał spać na kanapie u znajomego, i nosi sportowe buty marki Nike):

No błagam - najki z promocji to naprawdę żaden luksus. Londyn - to zależy, ale w wersji budżetowej (tanie linie, spanie u znajomych) również. Owszem - nie mam ochoty wspierać naciągaczy, ale dajmy rodzicom chorych dzieci żyć. Ich komfort też jest bardzo ważny.
Dla mnie normą jest, że ludzie żyją na średnim poziomie i do tego zbierają pieniądze. Jak najbardziej w przeciętnym poziomie życia mieści się malowanie paznokci, wylot do Londynu i para najków. Jednak jest też poziom, powyżej którego czułabym się jak frajerka - gdyby rodzice byli "zrobieni" od stóp do głów, wakacje spędzaliby luksusowo, a najnowsze ciuszki sportowe wylewały się z każdego zdjęcia, to jednak uznałabym, że za mało dokładają się do własnej zbiórki.

"Nie daje się po to, aby potem wypominać"

Argumentem, który pojawia się wśród piszących na forum najczęściej jest jednak ten, który odwołuje się do kultury osobistej i przekonań darczyńców:

Jeśli się składam na kogokolwiek, to robię to z potrzeby pomocy i nie interesuje mnie status rodziny.
Strasznie to jest prostackie i chamskie takie rozliczanie kogoś. Nie daje się po to, aby potem wypominać czy rozliczać osobę, której coś się podarowało. Sama mam zasadę - nie interesuje mnie, co kto zrobi z podarowaną przeze mnie rzeczą, czy na co wyda podarowane przeze mnie pieniądze.

Co oprócz 500 plus rodzicom oferuje państwo?

"Takie postępowanie jest sposobem na życie cwaniaków"

Jeszcze więcej osób osób wypowiedziało się na ten temat w komentarzach pod naszym artykułem. W tym przypadku przeważały jednak opinie, które krytykowały postępowanie mamy trójki niepełnosprawnych maluchów. Często brutalne:

W każdym z nas drzemie ukryty talent, np. niektórzy nie znają poczucia wstydu, traktują wyżebrane jak zarobione.
Takie postępowanie jest żerowaniem na uczuciach wrażliwych ludzi (...) i sposobem na życie cwaniaków.
Rodzice mają prawo być snobami metkowymi, mogą mieć kosztowne hobby, niech jednak w takich wypadkach sami finansują też rehabilitację dzieci. Nie dziwię się hejtowi. Roszczeniowość pokolenia "przecież mam prawo do..." jest niebywała.

"Ja mam zdrowe dzieci i dwie prace, a nie kupuję markowych butów"

Sporo komentatorów nastawionych negatywnie do bohaterów artykułu argumentowało też, że "sami mają zdrowe dzieci, ale na markowe buty i wyjazdy pieniędzy nie wydają":

Ja mam zdrowe dzieci, nie zbieram pieniędzy od ludzi, mam dwie prace, a mimo tego nie kupuję markowych butów, bo uważam, że są za drogie (...). Nie chodzę w workach pokutnych. Chodzę w ubraniach i butach za kilkadziesiąt, a nie za kilkaset złotych. Nie chodzę nawet na miejscowe mecze, o zagranicznych nie wspominając, nie chodzę do kina - mecze i filmy oglądam w telewizji. Tu kilkaset złotych zaoszczędzone, tam kilkadziesiąt, na czymś innym kilka - ziarnko do ziarnka... Ale lepiej zbierać od ludzi, a samemu żyć bardziej rozrzutnie niż darczyńcy.
Nie chcą się narażać na niepochlebne komentarze, to niech nie prowadzą bloga. Mnie może te buty tak nie rażą (czasami droższe jest ekonomiczniejsze niż tandeta), ale wyjazd do Anglii przy trójce chorych dzieci wymagających ciągłej opieki i rehabilitacji wykracza poza moje pojmowanie wyciągania ręki po pieniądze do innych i nie zamierzam się tego wstydzić.

Po której stronie się opowiadacie? Uważacie, że niepełnosprawne rodziny też powinny sobie od czasu do czasu pozwolić na jakąś przyjemność, czy powinno to być wykluczone, skoro nie stać ich na terapię czy rehabilitację dla dzieci i muszą zbierać na nie pieniądze? Piszcie w komentarzach albo na adres edziecko@agora.pl. Najciekawsze wypowiedzi opublikujemy za zgodą autorów na naszych łamach i nagrodzimy ich książką.

Zobacz też:

Więcej o:
Copyright © Agora SA