"Chciałabym, aby rodzice zrozumieli, że praca nauczyciela należy do trudnych"

- Zarówno nauczyciele, jak i rodzice działają trochę po omacku. I to pierwsza cecha, która nas łączy - pisze w liście nasza czytelniczka.

Tekst "Nauczycielka z 30-letnim stażem: Role się odwróciły. Teraz to nauczyciel ma spuszczoną głowę, a rodzic na niego krzyczy" wzbudził spore zainteresowanie naszych czytelników. W odpowiedzi napisała do nas m.in. nauczycielka, która widzi problem z podwójnej perspektywy, gdyż sama jest także mamą ucznia.

Zobacz wideo Patryk Kuzior: Niskie pensje specjalistów w administracji czy szkolnictwie przekładają się na jakość usług

To nie jest łatwe zadanie

Postanowiłam napisać ten list, chociaż nigdy do tej pory nie wypowiadałam się w tak szerokim gronie odbiorców na temat statusu nauczyciela i rodzica we współczesnej szkole. Jestem nauczycielem od ponad 10 lat, a od roku także rodzicem ucznia szkoły podstawowej. 

Bycie dobrym nauczycielem oraz dobrym rodzicem nie jest łatwym zadaniem. Nasze dziecko nie rodzi się z załączoną instrukcją obsługi, tak samo, jak uczeń nie przychodzi do szkoły z pełnymi wytycznymi dotyczącymi procesu kształcenia i wychowania. Studia pedagogiczne - niestety - w niewielkim stopniu przygotowują przyszłych nauczycieli do pracy w zawodzie, choć przyznać trzeba, że stan wiedzy oraz trendy w dziedzinach psychologii, pedagogiki i metodyki zmieniają się nieustannie.

Pierwsza cecha, która nas łączy

Zarówno nauczyciele, jak i rodzice działają zatem trochę po omacku. I to pierwsza cechą, która nas łączy. Jako nauczyciel staram się być dla ucznia pomocnikiem w zdobywaniu wiedzy i kształceniu umiejętności. Daję zarówno dziecku, nastolatkowi, jak i - o zgrozo! - sobie samej prawo do popełniania błędów. Wymagam jednak chęci i dążenia do poprawienia ich. Jako rodzice również błądzimy i to dość często. To już kolejne podobieństwo między nami.

To trudna praca

Chciałabym, aby rodzice zrozumieli, że praca nauczyciela należy do trudnych, wyczerpujących emocjonalnie - jak chyba każda praca z ludźmi. Nie kończy się na tych osławionych 18 godzinach spędzonych tygodniowo przy tablicy, ale obejmuje także dyżury, okienka, podczas których przygotowuje się materiały dydaktyczne, konsultacje, spotkania z rodzicami, rady pedagogiczne, szkolenia, dodatkowe studia, wreszcie ogrom pracy w domu związanej z przygotowaniem się do zajęć (bo podstawa programowa w naszym kraju dość często jest zmieniana!), wyszukiwaniem i przygotowywaniem pomocy naukowych i sprawdzaniem prac.

Rodzic, który wraca do domu z pracy lub po prostu zajmuje się na co dzień prowadzeniem domowego gospodarstwa, też często czuje się zmęczony, przepracowany, nie zawsze znajduje tyle czasu dla swojego dziecka, ile chciałby dlań przeznaczyć. Ja też nie zawsze sprawdzę na następny dzień kartkówki, nie wyjdę z dzieckiem na obiecany spacer, nie zrobię domowych kopytek i zamiast nich zamówię pizzę. Rodzice i nauczyciele żyją w mniej więcej tej samej rzeczywistości, która zmusza nas do ciągłego pędu, pośpiechu, powodując wyczerpanie i wyrzuty sumienia, podpowiadające, że nie dość dobrze realizujemy swoje życiowe role.

"Zawsze ze spokojem wysłuchuję rodzica"

Zdarza się, że odwiedzają mnie rodzice domagający się zadawania częstszych i bardziej obszernych prac domowych. Jest to temat dość kontrowersyjny nawet w środowisku psychologów i pedagogów. Zawsze ze spokojem wysłuchuję rodzica, który - skoro przeznaczył czas na rozmowę ze mną - ma na pewno na uwadze edukacyjne dobro swojego dziecka, starając się następnie przedstawić swoje racje. Chciałabym, aby każde zadanie domowe zostało sprawdzone zaraz po wykonaniu. Jeśli uczę języka polskiego w czterech klasach, nie jestem fizycznie w stanie tego zrobić. W związku z tym redukuję częstotliwość tak, abym mogła dokładnie, z uwagą, pochylić się nad pracą każdego ucznia, aby czuł on, że to, co zrobił, jest ważne. I rodzice, i nauczyciele głównym celem swojego działania czynią dobro dziecka-ucznia. I to również jest nam wspólne.

"Łączy nas wspólny cel"

Jako rodzic ucznia nie zawsze zgadzam się z decyzjami, słowami, reakcjami, a nawet ocenami swojego dziecka. Nie wyrażam jednak tego w sposób głośny, otwarty, a tym bardziej przy dziecku. Niepotrzebne, a wręcz szkodliwe jest w moim mniemaniu poddawanie w wątpliwość autorytetu nauczyciela, który ma być przecież dla ucznia przewodnikiem i pomocnikiem. Staram się, aby dziecko czuło, że może mi powiedzieć o wszystkim. Staram się jednocześnie tłumaczyć mu pewne zachowania nauczycieli, tak jak objaśniam otaczający nas świat.

Nikt - ani nauczyciele, ani rodzice - nie powinni w tej sytuacji stać z pochylonymi głowami, pokazując swoje uniżenie. Nie chciałabym, aby rozpatrywać nasz status jako walczące ze sobą strony w konflikcie. Łączy nas przecież wspólny cel: dobro dziecka. Poza tym bądźmy dla siebie po prostu ludzcy.

Chcesz wziąć udział w dyskusji? Podziel się z nami swoją opinią lub historią? Napisz do nas: edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy publikujemy w serwisie.

 

Więcej o:
Copyright © Agora SA