Bulwersująca scena na ulicy. "Widziałem dziecko, które jest do bycia bitym przyzwyczajone"

Pan Bohdan widział, jak kilkuletnie dziecko było bite przez opiekuna na ulicy. Oburzającą scenę opisał w poście na Facebooku. Nie miał wówczas pojęcia, jak w takiej sytuacji należy zareagować.

- Wczoraj widziałem na ulicy, jak ojciec bije syna w głowę (może pasierba, ale z kontekstu ewidentnie kogoś w bliskiej relacji). Obok była matka - nie tylko nie interweniowała, ale na chłopca krzyczała, bo coś tam - relacjonuje pan Bohdan. 

- Chwilę wcześniej synek, z 6 lat może, przytulił się do taty na dzień dobry w jakiś skrępowany sposób, a potem powiedział: "Zobacz, mam nową książkę". Nic się nie działo, ale coś się dosłownie w 10 sekund musiało zadziać, bo dostał dwa razy w głowę. Mówił tylko: "Aua, to boli", ale nie płakał - dowiadujemy się z dalszej części wpisu. 

"Nic w tej sytuacji nie było nie w porządku"

Jak pisze pan Bohdan, całe zdarzenie trwało zaledwie dwie minuty. Dlatego nie jest w stanie wyciągnąć daleko idących wniosków. Jednak jego zdaniem nie była to przemoc w afekcie, a metoda wychowawcza. - Ojciec się w ogóle nie przejmował, że jest świadek (ja), że stoimy tuż koło żłobka. Nie mówię, że w ukryciu domowym taka przemoc byłaby w porządku, mówię, że nie było dla niego nic w tej sytuacji nie w porządku - pisze dalej.

Autor wpisu wyjaśnia także, dlaczego nie zareagował. - W pierwszym odruchu chciałem się rzucić w obronie, jakoś zareagować, brakowało do tego jakiejś sekundy, ale zatrzymała mnie myśl, że moja reakcja może się skończyć tym, że chłopak oberwie jeszcze bardziej, jak nie teraz, to potem - tłumaczy.

"Nie mam poczucia, że coś zrobią"

Pan Bohdan po zdarzeniu skontaktował się z Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. Opowiedział o bulwersującej sytuacji. Tam dowiedział się, że może zadzwonić na policję, albo do Ośrodka Pomocy Społecznej. Jednak takie działania i tak mogą okazać się nieskuteczne, jeśli nie znamy dokładnych danych sprawcy.

- Tak się zupełnie przypadkiem złożyło, że poznałem te dane chwilę później, za mało, żeby zgłosić na policję, ale zadzwoniłem do żłobka, opisałem sytuację, podziękowali uprzejmie. Nie mam poczucia, że coś zrobią, będę z czasem dopytywał - pisze pan Bohdan.

"Widziałem czystą przemoc i brutalność"

Autor wpisu przyznaje, że nadal nie wie, jak należało zachować się w tej sytuacji. - Od wczoraj nie mogę przestać się trząść na myśl o tym, co widziałem i nie wiem, co robić. Widziałem czystą przemoc i brutalność, widziałem dziecko, które jest do bycia bitym przyzwyczajone i nie dostaje żadnego wsparcia nawet od mamy (tak, wiem, dwie minuty), widziałem siebie bezradnego i niedającego chłopakowi żadnego wsparcia. Dzwoniłem do znajomych, też nie wiedzą, też nie wiedzieliby, proszą, że jak rozkminię, to żeby dać im znać - kończy swój wpis. 

Pod postem pojawiły się liczne komentarze. Okazuje się, że wiele osób zdecydowałoby się w takiej sytuacji na interwencję.

Może jednak warto reagować, mimo wszystko? Zawstydzić pana? Wziąć na bok i postraszyć? Nie mam pojęcia, strasznie trudne pytanie zadałeś...
Ja mam ten sam zgryz od pewnego czasu. Ale na dziś rozwiązałam go tak, że zwracam uwagę publicznie, głośno i wyraźnie. Oczywiście dostaję za to zje*kę, ale dzięki temu dziecko słyszy i dowiaduje się, że to może nie jest normalne, co rodzice robią i że ktoś dorosły staje po jego stronie.
Brak reakcji to przyzwolenie społeczne na tego typu sytuacje. Ja w takich sytuacjach na głos mówię, że powinni się państwo wstydzić. Warto też zwrócić się do dziecka, żeby wiedziało, że ma swoje prawa i może nie godzić się na takie traktowanie.

Bicie dzieci - nadal poważny problem

Opisana przez pana Bohdana sytuacja, mimo że jest oburzająca, zapewne nie jest odosobniona. Wielu z nas było świadkami przemocy wobec najmłodszych w różnych sytuacjach. I, jak pokazują liczne badania, rodzice często akceptują przemoc wobec dzieci.

Problemem od lat zajmuje się Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Niedawno organizacja rozpoczęła kampanię społeczną skierowaną do rodziców "Potrafię się zatrzymać". Jej celem jest zaproponowanie dorosłym rozwiązań, które mogą zastąpić klapsy w wychowaniu dzieci. W akcję zaangażowała się m.in. aktorka Karolina Gruszka i modelka Julita Olszewska, a także wielu innych rodziców aktywnych w mediach społecznościowych.

Aż 43 proc. rodziców akceptuje klapsy

O tym, że takie kampanie są bardzo potrzebne, przypominają wyniki najnowszych badań. Z sondażu przeprowadzonego na zlecenie Rzecznika Praw Dziecka wynika, że aż 43 proc. rodziców akceptuje klapsy. Co więcej, aż 24 proc. osób twierdzi, że "lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło".

- Trzeba podkreślić, że bicie nie wzmacnia poczucia własnej wartości. Nie daje też większych możliwości rozwojowych i to wykazało kilkadziesiąt badań międzynarodowych - przypomniał Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak w trakcie konferencji, która podsumowywała wyniki tegorocznych badań.

Zgodnie z polskim prawem kary cielesne względem dzieci są zabronione. Dotyczy to także klapsów. Regulacja ta obowiązuje od 2010 roku. Wówczas wprowadzono w życie nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.

Jak zapytać dziecko o to, jak było w szkole?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.