Nasz artykuł na temat pobytu Sary na włocławskiej porodówce wzbudził duże emocje u czytelników. Kobieta opisała m.in. ordynarne zachowanie personelu, brak dostępu do informacji i długie oczekiwanie na poród.
Wiele osób przeraził post Sary. Niektóre z komentujących sytuację kobiet zaczęły dzielić się własnymi historiami z polskich porodówek. To przykład komentarzy, które pojawiły się pod postem na fanpage'u Gazeta.pl:
Wstrząsające? Ja słyszałam, że mam się nie drzeć, bo jak się nie zamknę, to zostanę sama i nikt mi nie pomoże. Położne gadały sobie o jakichś pierdołach, a ja czułam, że to już i wyłam z bólu. Zakazały mi przeć, chcąc dokończyć pogaduchy.
To dotyczy również innych placówek w Polsce, nieprywatnych. Brak empatii, jakieś dziwne zadufanie lekarzy, ale też pielęgniarek.
Zapewne nie kupiła "dobrowolnej" cegiełki na szpital, więc personel stwierdził, że pacjentka nie rokuje.
Sara w swoim tekście nie precyzuje, w którym szpitalu rodziła, ale wspomina, że była to włocławska porodówka. Okazuje się, że w tym mieście jest tylko jeden szpital. Poprosiliśmy jego przedstawicieli o komentarz w sprawie.
- Opisany poród odbył się ponad trzy tygodnie temu, a post jest sprzed trzech dni. Dlatego było to dla nas spore zaskoczenie. Bo mamy też sporo pozytywnych opinii po porodach - dowiadujemy się z włocławskiego szpitala.
Obecnie w placówce trwa kontrola. - Wiadomo, że personel też może mieć czasami gorszy dzień. Jednak jeśli z naszej strony pojawiły się jakieś uchybienia, to po sprawdzeniu sytuacji zostaną wyciągnięte konsekwencje - informuje nas przedstawiciel placówki.
Zobacz także: