Dzieci w samolocie. ''Większym problemem byli dorośli. Przekrzykiwali się, żeby umówić się na chlanie" [LISTY]

Dopiero na lotnisku w Grecji zauważyłam, że leciały z nami dzieci. Jedno miało nie więcej niż 6 miesięcy, drugie coś około 4 lat. Całą drogę były cichutko, starsze bazgrało coś na kartce - opisała swój lot z cudzymi, małymi dziećmi na pokładzie samolotu nasza czytelniczka.

Po publikacji artykułu 'Po kiego czorta bierzecie niemowlaki na wakacje?'. Za i przeciw samolotowym podróżom z dziećmi otrzymaliśmy sporo listów. To tylko pokazuje, że temat małych dzieci na pokładzie samolotu wciąż wzbudza emocje. Nie zawsze, niestety, pozytywne. Publikujemy wybrane wypowiedzi. Dziś dwie z nich.

Całą drogę byli cichutko

Jestem mamą 3-miesięcznej Amelki i o ile uważam, że dla niej to za wcześnie na podróże samolotem - nie wytrzymałaby nawet 30 minut na rękach, takie oto dziecię "podłogowe" mam - to nie sądzę, że to wyklucza inne maluchy z podróży.

Zacznijmy od tego, że 2 lata temu leciałam z mężem na Kretę (podróż poślubna) i dopiero na lotnisku w Grecji zauważyłam, że leciały z nami dzieci, jedno miało nie więcej niż 6 miesięcy, drugie coś około 4 lat. Całą drogę byli cichutko, starsze bazgrało coś na kartce, czym nam się pochwaliło, kiedy oczekiwaliśmy na bus. Drugie cały lot przespało.

Większym problemem były "dorosłe dzieci" na swojej pierwszej wycieczce bez rodziców. Porozrzucani byli po całym samolocie i przekrzykiwali wszystkich, żeby umówić się na wielkie "chlanie" na miejscu. Pomijam fakt, że można było to zrobić po wyjściu z samolotu, w końcu jechali do tego samego hotelu.

Planuję za rok, po sezonie, zabrać małą na wakacje samolotem i nie wydaje mi się to dziwne. Lekarz zaleca zmianę klimatu, a nie mam zamiaru jechać kilkanaście godzin autokarem, bo w takich warunkach nawet dorosły szału dostaje. Każdy zna swoje dziecko i wie, czy można z nim lecieć, czy nie.

Kamila

***

Komentarze o „madce bachora” na pewno nie motywują

- A mi się wydaje po prostu, że wszystko jest kwestią wychowania i podejścia. Zarówno rodziców dziecka, jak i współpasażerów. Obie strony są po trochu winne - zauważa pan Rafał. Jego wypowiedz publikujemy poniżej:

Rodzice - jeśli poświęcają dziecku wystarczająco dużo czasu  - o co jest dość trudno w tych czasach - są w stanie nauczyć dziecko co i kiedy może. Potrafią zapanować nad nim, spokojnie wytłumaczyć, uciszyć. Zbiera się bowiem plon z ziarna, jakie się zasiało. 

Podejście też ma znaczenie, bo jeśli rodzic jest świadom tego, jaką niedogodnością może być jego podróż z dzieckiem dla reszty podróżnych, to dołoży wszelkich starań, by zniwelować możliwość wywołania tego dyskomfortu. Jeśli ma to - za przeproszeniem - w nosie, to stwierdzi, że „dziecko sobie pokrzyczy, bo jest dzieckiem, a dzieci krzyczą”. Stąd rosnąca zła reputacja, bo jako ludzie, szybciej wyłapujemy negatywy, niż pozytywy.

Podróżni też nie ułatwiają życia rodzicom małych dzieci. Głośne komentarze o „madce”, która nie umie uciszyć swojego „bachora” na pewno nie motywują biednego rodzica. O ironio, o wychowaniu zazwyczaj krzyczą najgłośniej ci, którzy sami go potrzebują!.  Ludziom brakuje dzisiaj empatii.

Sam osobiście nie lubię, jeśli nad uchem krzyczy mi dziecko, kiedy chciałbym się przespać w samolocie. Ale można czegoś nie lubić, a jednocześnie to rozumieć i nie czynić z igły wideł. Może ten rodzic też przechodzi piekło nie mogąc uciszyć chociaż na chwilę swojego dziecka?

Cóż, powtarzając za Terencjuszem: Homo sum; humani nihil a me alienum puto.  Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce.

Rafał

***

A jakie jest Wasze zdanie? Też przeszkadzają wam dzieci na pokładzie samolotu? Czy uważacie, że to fanaberia rodziców, którzy zabierają je w taką podroż? A może macie argumenty za tym, że przestrzeń publiczna jest dla każdego, a sama dyskusja o tym, czy niemowlak powinien podróżować samolotem, jest dyskryminująca?

Czekamy na Wasze listy. Piszcie na adres edziecko@agora.pl. Najciekawsze wypowiedzi opublikujemy i nagrodzimy książką.

Więcej o:
Copyright © Agora SA