Przeżyłeś płacz dziecka w czasie jazdy samochodem? Nie reaguj jak ten tata

Nina Harbuz
Na Youtube można obejrzeć ojca, który wykrzywia twarz, udając szloch. Z tylnego siedzenia dobiega płacz jego dziecka. W pierwszej chwili jego miny śmieszą, ale jeśli zrozumiemy, co w ten sposób robi dziecku, przestanie nas to bawić.

Komentarze pod filmikiem, na którym ojciec przedrzeźnia swoje zanoszące się płaczem dziecko, są pozytywne albo wręcz wyrażające zachwyt dla zachowania ojca. Internauci piszą o tym, że spadli ze śmiechu z kanapy, że mogliby oglądać nagranie w kółko, bo tak je bawi, ktoś beztrosko wyznał, że "zsikał się ze śmiechu".

 

Miny wygłupiającego się taty rzeczywiście mogłyby śmieszyć, gdyby oderwać je od kontekstu sytuacji. Ale trudno udawać, że nie śmieje się z płaczu dziecka, a to wszystko zmienia. Bo gdy zrozumiemy, jak takie przedrzeźnianie przeżywa mały człowiek, zachowanie mężczyzny przestaje być zabawne.

Koszmar podróży z płaczącym dzieckiem

Sytuacja, którą oglądamy zdarzyła się każdemu rodzicowi choć raz. Każdy przeżył dziki płacz dziecka w czasie podróży samochodem. I każdy wie, że nie jest to łatwe do zniesienia doświadczenie. Przeprowadzono nawet badania, które pokazują, że gdy włączymy dorosłej osobie dźwięk płaczącego dziecka, to w subiektywnym odbiorze, trwa on zawsze dłużej niż w rzeczywistości. 

"Kiedy zobaczyłem ciebie po raz pierwszy..." Znani ojcowie o najważniejszym momencie w swoim życiu [WIDEO]

Ale fakt, że jest nam trudno wytrzymać krzyk dziecka, nie jest powodem, żeby je przedrzeźniać. Wyobraźmy sobie, że gdy nam jest trudno i płaczemy, ktoś bliski i ważny - przyjaciółka, mąż, żona, partner, partnerka - siada obok nas i zaczyna kpić z naszych min. Zapewne czulibyśmy się zlekceważeni i wyśmiani. Dziecko czuje podobnie, choć jest w o tyle trudniejszej sytuacji niż dorosły, że nie umie się obronić. Jedyne z czym zostaje, to komunikat, że gdy czuje się nieszczęśliwe i sfrustrowane i próbuje to wyrazić w możliwy dla siebie sposób, czyli przez płacz, jest śmieszne, żałosne, robi to nieadekwatnie. 

Dzieci kpinę wyczują natychmiast

Wyśmiewanie dziecka, traktowanie niepoważnie jego przeżyć, pozbawia je prawa do przeżywania trudnych emocji. - Dzieci taką kpinę wyczują natychmiast, budzi ona często dziecięcą złość, irytację i frustrację - komentuje Anna Olczyk-Grabowska - trenerka umiejętności psychospołecznych i pedagożka związana z FamilyLab. - Najczęściej w takiej sytuacji, kiedy dziecko płacze i rodzic je "naśladuje", "przedrzeźnia", dziecko zaczyna jeszcze bardziej płakać, krzyczeć, zdarza się, że nawet uderzy rodzica. Czuje się nierozumiane.

-  Pamiętam, jak odbierałam młodszą córkę z przedszkola i jechałyśmy po jej starszego brata, który kończył zajęcia. Córka nie chciała mi towarzyszyć, kopała w siedzenie i płakała, bo była zmęczona i wolała być jak najszybciej w domu. Starałam się więc nawiązać z nią kontakt wyciągając do niej rękę i mówiąc, że widzę, jak ją to złości i jak bardzo chciałaby być już w domu.
Jednocześnie chciałam odebrać syna, więc komunikowałam, że jest to dla mnie ważne, żebyśmy pojechały tam razem. Nie znaczy to, że natychmiast, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, uspokajała się, ale najważniejsze, że jej emocje były zauważone, a ja, szanując jej przeżycia, powiedziałam, co dla mnie jest istotne. Nie zawsze udaje się nam zaspokoić potrzeby dziecka w danym momencie, jednak możemy je usłyszeć i uznać.

Podnobna sytuacja mogła się zadziać w relacji youtubowego ojca i jego synka. To, co mógł zrobić, to spróbować zrozumieć dlaczego dziecko jest sfrustrowane, empatycznie "wejść w jego buty", nazwać emocje i potrzeby, mówiąc chociażby: Widzę, że czujesz złość i masz już pewnie dość tej jazdy samochodem. Chciałbyś teraz pobiegać, a my wciąż jedziemy. Niestety, często złość dziecka powoduje złość rodzica i zapętlamy się w tej sytuacji i trudno z niej wyjść. - Ojciec na filmie nawet nie próbuje nawiązać kontaktu z synem, a w takiej relacji to dorosły jest za to odpowiedzialny, podobnie jak za zaspokojenie potrzeb syna czy córki. - tłumaczy Olczyk. 

- Podejrzewam, że ten ojciec czuł złość i może był zmęczony płaczem dziecka, więc dał upust swojej frustracji. Dziecko dużo zyskuje, kiedy może liczyć na empatię, wsparcie rodzica i bezpieczne wyrażanie emocji. Buduje to jego poczucie własnej wartości. Kiedy jednak rodzic nie ma przestrzeni, by wspierać dziecko, to warto, by mówił o sobie. O tym, co się z nim dzieje, czyli o swoich uczuciach i emocjach, oczywiście w sposób, który nie narusza dziecka, czyli bez wyrzutów i wpędzania w poczucie winy.
Warto też zadać sobie pytanie: dlaczego to mnie tak bardzo złości? Może jestem przemęczony, niewyspany, napięty sytuacją w pracy i moje niezaspokojone potrzeby powodują, że łatwiej się irytuję i zamiast wyrazić to w konstruktywny sposób, wyładowuję się na innych. Zawsze warto za to przeprosić, także dziecko.

Powiedz dziecku o bezradności

Co zatem najlepszego mógłby zrobić rodzić "uwięziony" w samochodzie z krzyczącym, płaczącym i sfrustrowanym dzieckiem? Poza okazaniem mu zrozumienia, może powiedzieć, że czuje się bezradny: Tak bardzo chciałabym zrozumieć dlaczego płaczesz, ale nie wiem i nie mam pomysłu jak Ci mogę teraz pomóc. Jeśli rodzic mówi to szczerze i doda jak sam czuje się w tej sytuacji, bez wyrzutów i wpędzania dziecka w poczucie winy, to malec to przyjmie. Co więcej, nauczy się, że można w bezpieczny i niekrzywdzący sposób komunikować innym, że nie radzimy sobie z czyimś zachowaniem i też może być nam ciężko.

Kolejną inspiracją, jak poradzić sobie z płaczącym dzieckiem w aucie, może być inny tata, który z własnej dłoni zrobił gadającego ludzika, czym uspokoił, a nawet rozbawił, synka. 

 

- Bliskie mi jest rodzicielstwo przez zabawę, czyli, na przykład, udawanie, że ręka to postać, która mówi o emocjach dziecka i próbuje zrozumieć, co się takiego dzieje, że płacze - mówi Olczyk-Grabowska. - Lawrence Cohen, który uczy i propaguje rodzicielstwo przez zabawę, opowiadał jak kiedyś jego córka nie chciała włożyć skarpet, a zależało mu, żeby szybko wyjść z domu. Założył je więc na ręce i udawał, że skarpetki prowadzą ze sobą ożywiony dialog, a potem kłócą się, właśnie o wyjście. To rozładowało napięcie, dziewczynka zaczęła się śmiać, ubrała się i w końcu mogli ruszyć do przedszkola i pracy.

Nie chodzi o to, żeby uciekać od emocji dziecka, odwracać uwagę, ale szukać innej, pomocnej perspektywy. - Ostatnio jechałam z mężem i dziećmi w długą podróż samochodem - opowiada pedagożka.- Przebyliśmy ponad 3 tys. kilometrów i ani razu nie włączyliśmy bajki. Rozmawialiśmy ze sobą, wymyślaliśmy zagadki, oglądaliśmy chmury i opowiadaliśmy, z czym nam się kojarzą. Ale zarówno ja, jak i partner byliśmy przygotowani na to, że może dzieci będą miały dość i wtedy zrobimy długi postój na zabawę, jedzenie, odpoczynek. Czasem krótka pauza, możliwość wzięcia dziecka na ręce, jeśli jest malutkie lub pobiegania kilka minut w przypadku starszych chłopców i dziewczynek, wystarczy, żeby napięcie zeszło i można było ruszyć w dalszą drogę.  

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.