Pod zlewem na podłodze. Pani Monika pokazuje, jak wygląda miejsce dla mamy w polskim szpitalu dziecięcym

W poznańskim Szpitalu św. Józefa warunki dla rodziców czuwających przy dzieciach są - delikatnie mówiąc - niekomfortowe. Jak bardzo? Pokazuje to zdjęcie matki jednego z przebywających tam dzieci.

Publiczne szpitale w Polsce od dawna zmagają się z brakiem pieniędzy. Problemy finansowe nie omijają nawet placówek dziecięcych, co przekłada się na warunki, jakie oferują małym pacjentom i czuwającym przy nich rodzicom.

Niedawno pisaliśmy o tym, że w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka rodzic, który chce się zajmować przebywającym tam dzieckiem, musi zapłacić m.in. za wynajem krzesła albo składanego leżaka lub przynieść swoje.

CZYTAJ WIĘCEJ >> Krzesło 6,8 zł, leżak 8. Ojciec o tym, ile trzeba płacić za czuwanie przy dziecku w polskim (darmowym) szpitalu

Pani Monika, która zamieściła na Facebooku zdjęcie z izolatki w Szpital św. Józefa w Poznaniu, nie skarży się na konieczność dopłaty za wypożyczenie mebli. Ilość dostępnego miejsca "dla rodzica" jest tam tak mała, że żadne by się nie zmieściły.

Czuwająca przy chorym dziecku matka na podłodze między umywalką a łóżeczkiem zmieściła tylko poduszkę, na której może usiąść. Biorąc pod uwagę, że jej dziecko przebywa na oddziale zakaźnym, pobyt w szpitalu może potrwać nawet kilkanaście dni.

Komentarze pod jej postem są dość jednoznaczne. Ludzie wyrażają współczucie i złość z powodu warunków, w jakich polscy rodzice muszą opiekować się poważnie chorymi dziećmi.

"Dostałam opier*ol, że śpię obok łóżeczka, a nie pod" 

Nie brakuje też wyznań matek, które mają podobne albo jeszcze gorsze doświadczenia.

Byłam tam nie raz (przy szóstce dzieci zwiedziliśmy milion oddziałów). Niestety takie warunki są najczęstsze. Czasami personel traktuje rodziców jak wrogów, w nocy trzeba zrywać się z karimaty, bo pielęgniarki nie mają jak dojść do łóżka.
Też byłam w Poznaniu, tragedia normalnie, bo w jednym [szpitalu przyp.red.] nie wolno było mieć nawet karimaty.
Też z dwójką dzieci byłam dwa tygodnie w takich warunkach! W jednej sali była jeszcze trójka innych dzieci i matek śpiących na podłodze. Ja dostałam opier*ol, że śpię obok łóżeczka, a nie pod! Masakra!

Pani Monika zaznacza, że nie ma pretensji do personelu szpitala - zwłaszcza pielęgniarek. "To są kobiety, które pracują za jakieś grosze. Od lat. Dobrze, ze chociaż leki podają. Miałam już takie, które miały pretensje, że proszę o zmierzenie temperatury".

Odpowiedź szpitala

Poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie przedstawicieli szpitala. Oto, czego dowiedzieliśmy się od rzeczniczki placówki, Urszuli Łaszyńskiej.

- Szpital może zapewnić jedynie miejsce siedzące przy łóżku pacjenta. Na wybranych oddziałach istnieje możliwość pobytu dziecka w sali z przydzielonym łóżkiem dla opiekuna (wszystko zależy od aktualnej sytuacji w szpitalu - panująca grypa, obłożenie itd.) - mówi.

- Na Oddziale Obserwacyjno-Zakaźnym opiekunowie nie mogą spać na podłodze (na salach wieloosobowych mają do dyspozycji krzesła i rozkładane fotele). Podłoga może być jednym z najbardziej zanieczyszczonych miejsc na oddziale, a wszystko przenosi się na dziecko. Dodatkowo, personel musi mieć stały dostęp do dziecka. Jeżeli na oddziale są wolne większe łóżka, staramy się je udostępnić rodzicom. Zaznaczam, że cały czas mamy wyłączoną część Oddziału Obserwacyjnego-Zakaźnego dla pacjentów chorujących na grypę. To bardzo utrudnia pracę - wyjaśnia.

- Staramy się ułatwić naszym pacjentom i rodzicom pobyt w naszej placówce, robimy co w naszej mocy, żeby sprawnie i skutecznie leczyć naszych pacjentów. Personel dokłada wszelkich starań, żeby dzieci w dobrej atmosferze wracały do zdrowia, jednak bardzo często mamy ograniczone możliwości. Warunki lokalowe są trudne, oddziały cały czas wyglądają tak jak za czasów, kiedy rodziców na nich nie było. To często rodzi konflikty - dodaje rzeczniczka.

- Przypominam jednak, że trwają prace związane z budową Wielkopolskiego Centrum Zdrowia Dziecka. Budowa powinna ruszyć jeszcze w tym roku. Będą tam 354 łóżka, wszystkie w salach jednoosobowych z miejscem dla rodzica i własnym węzłem sanitarnym. Za kilka lat dzieci z Poznania i okolic powinny być leczone w zupełnie innych warunkach - podsumowuje.

Dzieci mówią o kłótniach dorosłych i znowu zaskakują. "Mama się kłóciła o kabanosy"

Zobacz też:

Więcej o:
Copyright © Agora SA