Kompletnie nie zrobiło to na nikim wrażenia. Gospodarze od razu poszli do łazienki i zaproponowali dwa środki do natychmiastowego zastosowania. Dziewczynce umyto głowę i przez 10 minut bawiła się z preparatem na wilgotnych włosach. W tym czasie wszyscy prewencyjnie obejrzeliśmy głowy potomstwu i spryskaliśmy się trzecim środkiem, który domownicy także mieli na stanie.
Spośród tych czterech rodzin dla trzech regularne odwszawianie nie było niczym nowym. Robili to po raz piąty w tym roku szkolnym. Wesz, która przerwała spotkanie, to była widać niedobitka z poprzedniego odwszawiania. Po zalecanym czasie dziewczynce spłukano preparat i wysuszono włosy. Na wszelki wypadek wszystkie włosy mama przeciągnęła jeszcze rozgrzaną prostownicą.
Tylko moje dzieci, jako jedyne, do tej pory wszy nie miały. Przyjaciele są w specjalnych klasowych grupach mailingowych, w których informują się o przypadkach pojawienia się wszy i sposobach na pozbywanie się ich. A dzieci chodzą i do szkół państwowych, i do społecznych, i do prywatnych. Dla nich głowa to głowa, nieważne czy dziecka zamożnych, czy gorzej uposażonych rodziców. A dla rodziców to żadne tabu, ot, kolejne zadanie do odhaczenia.
Chcesz podzielić się z nami swoją historią? Napisz do nas: listydoredakcji@gazeta.pl. Autorka tego listu otrzymuje książkę Joanny Matusiak "Manufaktura codzienności".