Twórczyni Momencika: "Nie wiem, jak przed dzieckiem mogłam powiedzieć, że nie mam na coś czasu"

W 15 minut wymyśliła dla młodych rodziców coś, co zachwyciło nawet Anię i Roberta Lewandowskich. I to w branży, o której nie miała pojęcia. O powstaniu "Momencika" i potędze wiary w siebie rozmawiam z Ritą Aniołowską.

Pierwszy rok życia dziecka jest pełen “pierwszych razów”: pierwszy uśmiech, pierwsze słowo, pierwsza przespana noc (jeżeli macie szczęście), pierwszy ząb, pierwsze kroki. Każda mama dokumentuje te jakże ważne wydarzenia z życia malucha i całej jego rodziny, ale bywa, że zmęczonym rodzicom coś umyka.

Rita Aniołowska wpadła na pomysł, jak w uroczy sposób uwiecznić te przełomowe, wzruszające chwile. Pomogła jej koleżanka, wspaniała ilustratorka i również młoda mama, Anna Rudak. Tak powstał Momencik, którym zachwyciły się tysiące młodych mam, w tym sama Anna Lewandowska.

Zacznę od plotek - jak Wam się udało to, że Momencik pokazała na swoim Instagramie Anna Lewandowska?

- To, jak Momencik trafił do pani Ani, to nasza słodka tajemnica, lecz fakt, że go pokazała na Instagramie i to w jaki sposób podchwyciły to media - zaskoczył nas wszystkich. Wydaje mi się, że sukcesem jest po prostu trafiony produkt oraz stworzenie projektu specjalnie pod nią i jej partnera. Bez nacisków, bez próśb, bez wpychania produktu na siłę udało nam się trafić do niej i podarować coś, co, mam nadzieję, autentycznie jej się spodobało. Nie pozostaje nam teraz nic innego, jak wypatrywać pierwszych zdjęć maleństwa z momencikową kartą.

Co to jest Momencik?

- To przede wszystkim zestaw kart do zdjęć, który pomaga zapamiętać najważniejsze chwile w pierwszym roku życia malucha. Dziecko nie ma szans na pamiętanie swojego pierwszego spaceru, ale może za kilka lat zobaczyć na zdjęciu, jak wtedy wyglądało. To miła pamiątka dla rodziców, dziadków i dla dziecka! Chciałybyśmy także, żeby Momencik stał się czymś więcej, dążymy do tego, aby w swojej ofercie mieć wiele produktów, które dają radość i kojarzą się z czymś bardzo pozytywnym.

Skąd pomysł na karty? Każdy rodzic ma w telefonie setki zdjęć malucha, dlaczego uznałyście, że to coś, co warto zrobić?

- Momencik zrodził się z potrzeby rynku. Nie jest to pierwszy na świecie taki zestaw, ale nie było niczego “naszego”. Od chwili pojawienia się pomysłu do podjęcia konkretnych działań upłynęło jakieś 15 minut. Szybkie sprawdzenie rynku, wymyślenie nazwy, wycena druku, no i przede wszystkim kontakt z Anią (Rudak - przyp. red.), która od razu przyklasnęła idei. Zależało nam, żeby nasz produkt był polski, oryginalny, pięknie ilustrowany i wysokogatunkowy. Od samego początku stawiamy przede wszystkim na jakość.

Czy było warto?

- Zawsze warto robić coś twórczego, inaczej życie byłoby smutne. Uczymy się nowych rzeczy w zupełnie nieznanej dotąd dla nas branży. To cudowna przygoda, która, mamy nadzieję, będzie trwać bardzo długo. Nasz produkt trafił już do prawie tysiąca małych rączek. Czy to dużo? W skali całej Polski pewnie nie. Ale czy to dużo dla nas? Bardzo! Za każdym razem widząc maluszka na zdjęciu z naszymi kartami robi nam się miło na sercu.

Jak wygląda wasza współpraca z Anią Rudak i jakie są jej fundamenty? Przyjaźń? Znałyście się wcześniej?

- Poznałyśmy się w marcu ubiegłego roku, a pierwszy raz zobaczyłyśmy się na żywo dopiero we wrześniu. Skontaktowałam się z Anią, kiedy szukałam plakatu do sopockiego klubu muzycznego, który prowadzę. Zakochałam się w jej pracach i postanowiłam napisać z pytaniem, czy mogłaby stworzyć coś specjalnie dla nas. Zgodziła się od razu. Następnym projektem był już Momencik, który pojawił się w mojej głowie trzy miesiące później. Mimo że mieszkamy w jednym mieście, nasz kontakt ograniczał się jedynie do rozmów w internecie, spotkałyśmy się, kiedy trzeba było zaakceptować pierwsze próbne wydruki kart.

Kolokwialnie mówiąc - od razu zaiskrzyło. Rozumiemy się bez słów, a ja w pełni oddałam Ani władzę nad sferą artystyczną projektu. Współpracujemy trochę na zasadzie mózgu i serca. Ania tworzy, ja działam. Prywatnie pracuję jako marketingowiec, więc we wszystkich działaniach promocyjnych czuję się jak ryba w wodzie. Ania natomiast dba o to, by wszystko, co ma na sobie logo Momencik, było ładne i spójne. Może przyjaźń jest zbyt dużym słowem, ale na pewno jesteśmy bardzo dobrymi kumpelkami z perspektywami.

Czy Momencik miał być sposobem na własny biznes na macierzyńskim, czy po prostu chciałyście zrobić coś ładnego razem?

- Decyzja o powstaniu Momenciku była na tyle spontaniczna, że trudno ją skategoryzować. Na macierzyńskim już nie byłam, ale możliwe, że była to wewnętrzna potrzeba udowodnienia sobie czegoś. Że potrafię, że mogę sama, że doprowadzę sprawę do końca. I doprowadziłam. Momencik jest, działa, zdobywa kolejne serca i jestem z niego cholernie dumna.

Jak wygląda proces realizacji takiego marzenia - od planu do efektu? Jak miałby się zabrać za coś podobnego ktoś nie zajmujący się na co dzień grafiką?

- Wszystko zależy od tego, jak bardzo chcesz i jak mocno jesteś zmotywowana. Jeżeli wszystkie swoje działania ukierunkujesz na powstanie produktu, wówczas wszystko idzie sprawniej, mimo to trzeba pamiętać o bezpiecznym zapasie czasu. Zawsze coś może pójść nie tak i zazwyczaj coś w fazie produkcji się wywala. Opóźnia się wydruk, kolory wychodzą nie takie, itd. Chciałam powiedzieć, że ważną kwestią jest wycena całej inwestycji, lecz szybko ugryzłam się w język, bo gdybym sama wtedy taką zrobiła, dziś nie byłoby Momenciku. Jestem z natury lekkim chaosem, więc działam albo spontanicznie, albo wcale.

Młode mamy często zakładają swoje pierwsze firmy. Czy myślisz, że macierzyństwo wyzwala jakieś pokłady kreatywności i odwagi koniecznej do stworzenia czegoś swojego?

- Mnie na pewno bardzo uporządkowało. Mamy na etacie faktycznie widzą swojego malucha przez parę godzin dziennie, lecz po powrocie mogą oddać się w pełni właśnie niemu. Mamy, które mają swoje biznesy, teoretycznie mają nienormowany czas pracy i mogą przebywać z dzieckiem, kiedy chcą, lecz w praktyce pracują cały czas. Tak źle, tak niedobrze. Wszystko to kwestia zdrowego wyważenia.

Czym w Twoim życiu jest Instagram? Ja na przykład nie wierzę matkom, które mają małe dzieci i idealnie wypucowane mieszkania. Lubię Instagram, a jednocześnie wkurza mnie jego zakłamywanie rzeczywistości.

- To wszystko jest kwestią podejścia. Korzystam ochoczo z Instagrama, śledzę różne mamy, inspiruję się, podziwiam, ale nie zazdroszczę. O ile jesteśmy pewni siebie i nie definiujemy się poprzez świat zewnętrzny będziemy czuć się dobrze we własnej skórze niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdziemy. Mnie oglądanie pięknie urządzanych mieszkań tylko motywuje do działania. Wolę raczej szukać tam pozytywów i brać wszystko z przymrużeniem oka.

Przed zajściem w ciążę prowadziłam tylko jeden klub w Sopocie. Wówczas wydawało mi się, że nie mam czasu na nic. Dziś prowadzę dwa kluby, jedną restaurację, zajmuję się zawodowo mediami społecznościowymi jednej z firm galanteryjnych oraz mam Momencik. Nie wspominając już o obowiązkach matki oraz partnerki. I kiedy tak cofam się myślami w przeszłość, zastanawiam się jak wówczas mogłam powiedzieć, że nie mam na coś czasu? Chyba po prostu byłam totalnie niezorganizowanym leniem.

To także może cię zainteresować:

Przedszkolaki śpiewają ulubione piosenki. "Ja mam ulubioną piosenkę o kaczkach i krasnoludkach"

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.