"No, zjedz rosołek" - mówisz tak do dziecka? Wiesz, że to może mieć w przyszłości tragiczne konsekwencje?

Fundacja Family-Lab opublikowała post, w którym przekonuje, że wpływanie na dziecko szantażem i wywoływaniem poczucia winy, może przynieść tragiczne konsekwencje w przyszłości. Część rodziców była zaskoczona, bo sama stosowała ten schemat.

Często dzieci to małe niejadki. Widok pochylonego nad maluchem rodzica, czy dziadka, namawiającego "No, zjedz, za mamusię", "Zjedz, zjedz, bo tatuś pogniewa się, że ci nie smakuje" jest wszystkim mającym kontakt z dziećmi dobrze znany. Czy pomyślelibyście jednak o tym nakłaniającym do jedzenia opiekunie, jak o manipulatorze? Pewnie nie. Powiedzielibyście raczej, że rodzic, czy dziadek dbają o dziecko, próbując wcisnąć mu jeszcze jedną łyżeczkę rosołku. Cóż, okazuje się, że nie do końca dbają.

Przynajmniej nie o jego psychikę.

Na profilu fundacji Family-Lab Polska pojawił się post, pod którym rozgorzała niemała dyskusja. Wpis przedstawia dwie scenki z życia Michała - z jego dzieciństwa oraz okresu dorosłego. Autorzy posta zasugerowali, żeby zastanowić się nad tym, czy coś różni obie sytuacje.

Dzieciństwo

Pierwsza scenka to doskonale nam znane i opisane wcześniej karmienie wnuczka przez babcię:

- Michałku, zjedz rosołek! - prosi babcia. - Nie chcę - odmawia chłopiec. - Zjedz, już pora na obiad - tłumaczy babcia. - Ale nie chcę - opiera się dziecko. - Babcia specjalnie dla Ciebie ugotowała. - Ja nie lubię. - Nie lubisz?! Na pewno lubisz, zobacz, jaki pyszny! - Nie, nie chcę. - Michałku, specjalnie kupiłam ci wiejską kurę, ten rosołek jest bardzo zdrowy, on ci pomoże. - Ale ja nie potrzebuję pomocy… - chłopiec wciąż próbuje odmawiać, więc babcia postanawia wywołać we wnuczku poczucie winy: - Babci będzie przykro, jak nie zjesz… - Babciu, ale ja nie chcę… - Mieliśmy iść na plac zabaw, ale jak nie zjesz, to nie pójdziemy - dzięki szantażowi babci ostatecznie udaje się przekonać wnuczka do zjedzenia rosołu. - No dobrze… daj… zjem…

Dorosłość

Druga scenka przedstawia dorosłe życie Michała. Tym razem chłopak jest w towarzystwie kolegów, którzy proponują mu narkotyki:

- Michał, masz! - Dzięki, nie chcę. - Stary, wszyscy już brali, najwyższy czas na ciebie. - przekonuje znajomy. - Nie, ja nie chcę - wciąż odmawia Michał. - Stary, specjalnie skołowałem na dzisiaj! - Ale ja nie chcę. - Idealny towar, czyściutki, w sam raz!
- Nie, stary, ja nie biorę - twardo odmawia chłopak. - Chyba żartujesz! Nawet nie wiesz, jak musiałem kombinować, żeby go załatwić.  - To twoja sprawa. - Stary, potrzebujesz się wyluzować, to ci pomoże. - Nie, dzięki za taki luz. - Tak mi się wydawało, że z ciebie jest mega sztywniak. - Może i tak… - wydaje się, że Michał zaczyna lekko się uginać. - Ludzie daliby się pokroić za taki towar! - Może i tak…  - Stary, mieliśmy iść razem do Krzyśka, ale jak ty jesteś taki drętwy, to nie ma sensu. Jak nie bierzesz, to nie idziesz - twardo stawia warunek znajomy. - Dobra, daj... - ugina się Michał.

Czy to ma wpływ?

Oczywistością jest, że obie scenki są skonstruowane tak, żeby były do siebie podobne. Nawyk ulegania pod wpływem szantażu i poczucia winy, który bliscy wyrobili w chłopcu w dzieciństwie, sprawił, że dorosły Michał nie był na tyle asertywny, by odmówić robienia czegoś, na co nie miał ochoty.

Niektórzy komentujący post uznali go za przesadę:

Informowanie dziecka skąd się bierze obiad na stole i o konsekwencjach nie zjedzenia obiadu to nie szantaż tylko wychowywanie. Również z jakiegoś powodu deser podaje się po obiedzie, a nie przed. Wiązanie tego z tym jak dealer nagabuje do wzięcia prochów to za dużo jak dla mnie.
Typowy błąd dowodzenia: słaba analogia.
Co ma piernik do wiatraka??? Głupie porównanie!

Inni dostrzegli, że post jest prawdziwy - opiekunowie często nie uważają swojego zachowania za opresyjne i nie myślą o tym, że mogłoby ono w przyszłości wpływać źle na dziecko:

Autentyk z wczoraj: mąż do prawie czterolatka: Zjedz zupę jest na stole. [...] Będzie mi przykro jak nie zjesz. Bardzo się starałem. [...] S: Tato nie zmuszaj mnie. M: Przecież Cię nie zmuszam S: ale mi też się robi przykro jak tak mówisz i to jest zmuszanie. Mąż: przepraszam nie chcę chcę Cię zmuszać. Powiedz mi jak będziesz głodny. Komentarz męża wieczorem: no zagiął mnie tak, że mogłem tylko podkulić ogon i przeprosić.
Jest różnica między rosołkiem i dragami, owszem. Nie ma różnicy na poziomie mechanizmu. Rolą rodzica jest nauczyć dziecko dokonywać wyboru [...], wreszcie odmawiać. Odmawiać również tym osobom, które są dla mnie ważne. Jeśli jako pięciolatek mogę odmówić mamie, to jako piętnastolatek jestem mocniejszy w odmawianiu koledze. Prosta zależność.
Też sie czasem łapię na takim wmuszaniu jedzenia, najczęściej w chorobie - jednak, gdy apetytu brak, a leku na pusty żołądek dziecku nie dam. Staram się jednak nie zmuszać, a podpytuję na co ma ochotę. Całe dzieciństwo wysłuchiwałam "zjedz bo cię wiatr porwie"itp.

A wy co o tym sądzicie? Trafne porównanie, czy słaba analogia?

To też może cię zainteresować:

"W d**** ma się dzieci" - nauczycielka szczerze o polskich przedszkolach. Tak mocnej wypowiedzi jeszcze nie było

Jednym zdjęciem dziecka sprowokowała setki matek. Potem wyjaśniła, że... to eksperyment

Nietypowe pancakes z obrazkami [HAPS KIDS]

Więcej o:
Copyright © Agora SA