Tak wygląda "prawdziwa twarz raka". Rozdzierające serce zdjęcie, które ojciec zrobił umierającej córce

Zdjęcie małej dziewczynki cierpiącej w agonii poruszyło internautów. Umieścił je na swoim profilu facebookowym ojciec małej Jessiki, żeby pokazać, jak wygląda "prawdziwa twarz raka".

 Andy Whelan zrobił zdjęcie umierającej na nowotwór córce. Twarz dziewczynki wykrzywia grymas cierpienia. Na jej chorobliwie wychudzonym ciele widoczne są żyły. Napięte mięśnie nie pozwalają spokojnie leżeć i wypoczywać. Zdjęcie było udostępniane ponad 11 tysięcy razy.

Andy podpisał fotografię:

To najtrudniejsze zdjęcie, jakie przyszło mi zrobić. Jest na nim moja czteroletnia córka. Kilka dni temu dostała diagnozę, według której zostało jej kilka tygodni życia, po batalii z rakiem, jaką toczyła przez ponad dwanaście miesięcy. Ta fotografia została zrobiona w chwili, kiedy my, jako rodzice, nie mogliśmy dać jej żadnego wsparcia [...], kiedy stawiała czoła temu rozdzierającemu bólowi w samotności. Niestety, to nie jest rzadki widok dla naszej rodziny [...] widzimy to regularnie, każdego dnia i nocy, obecnie coraz częściej. To jest prawdziwa twarz raka. Żyły mojej małej dziewczynki wychodzą spod jej skóry, samotna łza spływa z policzka, jej ciało jest zesztywniałe, a jej twarz wykrzywiona z bólu.

Nerwiak płodowy

U Jessiki ponad rok temu zdiagnozowano nerwiaka płodowego (neuroblastoma, nerwiak zarodkowy). Ten nowotwór złośliwy występuje tylko u dzieci. Rozwija się z niedojrzałych komórek układu współczulnego, który należy do autonomicznego układu nerwowego. Reakcje tego układu są niezależne od woli. Wystarczy przypomnieć sobie, co dzieje się z ludzkim organizmem w stresujących sytuacjach - najczęściej można zaobserwować szybsze krążenie krwi, przyspieszone bicie serca, napięcie mięśni, rozszerzenie źrenic. Oznacza to, że układ współczulny mobilizuje ciało do tego, żeby mogło sprawniej zareagować na stresową sytuację. Najczęściej nerwiak płodowy pojawia się w okolicy przykręgosłupowej lub w nadnerczu.

Często neuroblastoma jest trudna do zdiagnozowania, ponieważ jej objawy mylone są z objawami innych chorób. Dziecko cierpiące na nią może chudnąć, mieć uciążliwy kaszel, duszności i bóle klatki piersiowej. Często objawem towarzyszącym temu nowotworowi jest też anemia.

Leczenie przede wszystkim powinno rozpocząć się od wycięcia guza. Chory zostaje też poddany chemioterapii i radioterapii. Najtrudniej wyleczyć nerwiaka, który jest umiejscowiony w obrębie jamy brzusznej. 

Trudna diagnoza

 Guz u Jessiki znajdował się w nadnerczach. Na początku, kiedy dziewczynka skarżyła się na bóle rąk i ramion, lekarze zdiagnozowali u niej zapalenie kości i stawów. Po 10 tygodniach leczenia zbliżał się termin wypisania dziewczynki. Lekarze, widząc stan, w jakim znajdowała się Jessica, zdecydowali się na ponowne przeprowadzenie badań. Andy wspomina:

Jessica płakała z bólu po nocach. Jedna z pielęgniarek powiedziała o tym lekarzowi, więc ten zdecydował się zbadać jej brzuch, żeby upewnić się, czy rzeczywiście dolegają jej wyłącznie zaparcia.

To wtedy lekarz wykrył guza umiejscowionego w nadnerczach dziewczynki. Lekarze zaordynowali chemioterapię. Po wyczerpującej 3-miesięcznej kuracji przeprowadzono kontrolne badania. Wyniki nie były pocieszające. Okazało się, że guz wciąż miał te same rozmiary, a leczenie nie wpłynęło na niego w żaden sposób. Lekarze podjęli kolejną próbę i wdrożyli nową kurację.

Jessica przebywała w szpitalu już tak długo, że zaczęła zaprzyjaźniać się z innymi dziećmi z oddziału, a także z personelem medycznym. Andy wspomina, że podczas nielicznych nocy spędzonych w domu dziewczynce zdarzało się tęsknić za znajomymi z oddziału.

Najgorsze rokowania

Po kolejnych kilku miesiącach stan Jessiki uległ poprawie. Jej włosy zaczęły odrastać, a ona miała więcej energii niż zazwyczaj. Jednak, kiedy druga terapia dobiegła końca, okazało się, że w żaden sposób nie wpłynęła ona na guz. Co prawda nowotwór nie powiększył się, lecz także ani trochę się nie zmniejszył. Andy wspomina, że był wstrząśnięty brakiem dobrych informacji:

To był szok. Jessica wyglądała wtedy bardzo dobrze i trudno było uwierzyć, że jej stan nie polepszył się.

Po jakimś czasie lekarze zauważyli, że dziewczynka ma przerzuty - nowotwór zajmował kolejne obszary jej ciała. Kolejne terapie wydawały się bezsensowne - dla Jessiki nie było już ratunku. Dziecku pozostało tylko kilka tygodni życia. Andy pamięta, że ta wiadomość nim wstrząsnęła:

Kiedy to usłyszałem, czułem się, jakby pękło mi serce i ktoś wypompował całe powietrze z moich płuc.

Trochę normalności

 Rodzice podjęli trudną decyzję - chcieli, żeby dziewczynka przeżyła swoje ostatnie dni jak normalne dziecko, zamiast powoli gasnąć w szpitalu, wyczerpana kolejnymi badaniami. Z pomocą fundacji zaczęli zbierać pieniądze, które miały pomóc w ufundowaniu córce kolejnych atrakcji.

W słusznej sprawie

Choć dzielenie się tak prywatnym i bolesnym momentem z życia własnego dziecka może być oburzające, ojcem Jessiki kierowały wyższe pobudki. W swoim poście Andy wyjaśnił, że zdjęcie nie miało na celu urazić czy zasmucić kogoś. Chodziło mu o to, żeby szerzyć wiedzę o nowotworach dziecięcych. Ojciec Jessiki wierzy w to, że ludzie zszokowani zdjęciem w przyszłości będą zwracać większą uwagę na cierpienie dzieci chorych na raka i być może będą chętniej im pomagać.

To też może cię zainteresować:

Ojciec zrobił córce poruszające zdjęcie. Historia tej jednej rzęsy wzruszy cię do łez

Zrobiła córce szkolne zdjęcie. Nie wiedziała, że będzie ostatnim. Skleiła je z czymś, co ściska za gardło

Więcej o:
Copyright © Agora SA