Więcej informacji o aktualnej sytuacji na Ukrainie na stronie Gazeta.pl
Podróż 11-letniego Hassana rozpoczęła się na początku marca. Z Zaporoża na południowym wschodzie Ukrainy wyruszył pociągiem w stronę granicy ze Słowacją, gdzie w Bratysławie przebywali ich krewni. Jego mama, Julia Pisecka, musiała wówczas zostać ze schorowaną 84-letnią babcią, która samodzielnie się nie porusza i nie mogła uciekać. Jak powiedziała w filmiku, który nagrała, żeby wyjaśnić tę sytuację:
Nie miałam innego wyjścia, jak wsadzić syna do pociągu do granicy ze Słowacją.
Kobiecie zależało na tym, żeby jej dziecko jak najszybciej znalazło się w bezpiecznym miejscu.
Chłopiec miał przy sobie paszport, plastikową torbę i numer telefonu zapisany na wewnętrznej stronie dłoni. Do jego pasa mama przytwierdziła też kartkę z najważniejszymi informacjami. Wykazał się wielką odwagą, samozaparciem i trzeźwością umysłu. Gdy przekroczył granicę, zaopiekowali się nim wolontariusze, którzy pomogli odnaleźć krewnych.
W wypowiedzi opublikowanej na Facebooku przez Słowacką policję kobieta poinformowała, że jest wdową i ma pod opieką więcej dzieci.
15 marca słowacka policja poinformowała:
Niemożliwe stało się rzeczywistością. Hassan, który samotnie podróżował po Ukrainie i swoją historią poruszył świat, jest już z matką. Po bardzo długiej i trudnej podróży udało jej się wraz z babcią przedostać na Słowację.
Kobieta podziękowała wszystkim wolontariuszom, którzy po drodze pomagali jej dziecku. Uważa, że uratowali mu życie. "W waszym małym kraju żyją ludzie o wielkich sercach".