"W spadku" dostałam niepełnosprawną siostrę. Zrobię wszystko, by mieć zdrowe dzieci. Uszkodzony płód usunę [LIST]

- Kto ma prawo mnie ocenić? Kaja Godek ze swoją warszawską pensją i opiekunką? Ksiądz, który nie spędził godziny w moim domu? - pyta Ewa, która po śmierci ojca zajęła się niepełnosprawną siostrą.

Mój list jest tym głosem, którego nigdy nie usłyszycie w dyskusji. Ale to, co napiszę od lat jest w mojej głowie. I wiem, że nie tylko w mojej.

Starszy brat nie wykazywał zainteresowania kaszką i grzechotką

Mam 28 lat, jestem bezdzietną panną. Żyję w malutkiej wsi na południu kraju. Mam pracę za najniższą krajową (2000 brutto). Przez kilka ostatnich lat mieszkałam w mieście, gdzie studiowałam dziennie i pracowałam. Przez pewien czas pracowałam również w stolicy, jako pracownik na umowie kontraktowej. Z pracy udało mi się wyjechać do Paryża na trzy miesiące. Ukończyłam wymagające studia, podczas których radziłam sobie bardzo dobrze. Miałam również stałego partnera, z którym planowaliśmy ułożyć sobie życie.

Mam niepełnosprawną młodszą siostrę, zawsze starałam się pomagać rodzicom. W wieku kilkunastu lat umiałam już zmieniać pieluchy niemowlakowi. Godziny pomiędzy nauką w szkole a obowiązkami domowymi dzieliłam na swoje zainteresowania i opiekowanie się małym dzieckiem. Rodzice pracowali, było nas troje. Starszy brat nie wykazywał większego zainteresowania kaszką i grzechotką.

Po trzech latach mój związek rozpadł się

Dostałam się na studia jako jedna z kilku osób z mojego rocznika we wsi. Większość weekendów, świąt i dni wolnych spędzałam na podróżach do domu. Opiekowałam się wtedy starzejącymi się dziadkami, by trochę odciążyć rodziców, pomagałam we wszystkich sezonowych pracach rolnych. Mama zrezygnowała z pracy, dostawała zasiłek, tata był aktywny zawodowo na tyle, by utrzymać rodzinę.

Po trzech latach mój związek rozpadł się. Partner (podobnie jak brat) nie potrafił nawiązać żadnego kontaktu z niepełnosprawną umysłowo siostrą. Coraz częściej wypominał mi, że wracam w wolne dni do domu zamiast spędzać z nim czas. Mama wspominała również, że gdyby coś się wydarzyło siostrą będę musiała zająć się nią ja. To zniechęciło go jeszcze bardziej. Być może bał się też, że urodzę mu niepełnosprawne dziecko? Być może...

Musiałam rzucić pracę, wyprowadzić się z miasta

Nikt, oprócz mnie samej, nie chciał, żebym została w mieście i robiła karierę. Po ukończeniu studiów dostałam pracę, chciałam "wspinać się" wyżej. Startowałam w trudnych rekrutacjach, by spełnić swoje marzenia. Cały czas starałam się dokształcać w swoim fachu.

Nagle mój ojciec zachorował na ciężką chorobę. Zmarł bardzo szybko i w ciągu dwóch tygodni musiałam rzucić pracę, wyprowadzić się z miasta, zająć sprawami kredytowymi, spadkowymi oraz wszystkim, co zostawił. I siostrą. Mama była załamana. Wróciłam do domu, a z moich marzeń nie zostało nic. Stałam się szoferem, psychologiem, organizatorem i reprezentantem spraw mojej siostry. Ale kocham ją, więc walczę w sądzie o jej prawa spadkowe, o jej stopień niepełnosprawności i przyszłą rentę, a u lekarzy o jej zdrowie.

Ostatnio zgłosiła się do mnie firma. Przeszłam rekrutację i dostałam pracę, o której tak marzyłam. Doskonałe zarobki, prestiż, możliwości rozwoju. Odmówiłam, bo wymogiem byłby powrót do miasta. Kto zająłby się mamą i siostrą? Jak miałabym spojrzeć im w oczy? Pomoc raz na jakiś czas to za mało. Muszę być tu codziennie.

Nie mam już marzeń

Nie mam planów zawodowych. Nie w takim miejscu. Z siostrą mam bardzo słaby kontakt, jest opóźniona i zamknięta w sobie, mimo naszych wysiłków i terapii. Chodzi do szkoły specjalnej, ale nie nawiązuje znajomości. Jest wycofana, nigdy nie będzie samodzielna. Ma swój świat, do którego ja nie należę. Potrzebuje poczucia stabilizacji i bezpieczeństwa. Kościół nigdy nie zainteresował się sytuacją takich osób w parafii. Także moją siostrą, choć mama jest praktykująca.

Obecnie spotykam się z kimś i planujemy się zaręczyć. On chce mieć dzieci. Ja również bardzo pragnę je mieć. Kiedy słyszę o przymusie rodzenia dzieci niepełnosprawnych, czuję jak się we mnie gotuje. Już teraz czytam o możliwościach wykonania w ciąży wszystkich badań pod kątem ewentualnych upośledzeń płodu. Wiem, że muszę dziecko zaplanować, by nie przegapić możliwości wykonania w terminie badań. Muszę zrobić co w mojej mocy, by moje dzieci były zdrowe. Jestem odpowiedzialna za ich przyszłe życie. Jeżeli będzie trzeba, usunę uszkodzony płód i zacznę się starać o zapłodnienie kolejny raz.

Kto ma prawo mnie ocenić?

Kaja Godek ze swoją warszawską pensją i opiekunką? Ksiądz proboszcz, który nie spędza nawet godziny w roku w moim domu? Może starsza pani na emeryturze, która głośno krzyczy na pikiecie przeciw aborcji, bo ma mnóstwo wolnego czasu? Jakieś dziewczęta z liceum, które uczęszczają popołudniami na oazę i modlą się namiętnie o zaostrzenie prawa aborcyjnego?

Ja nie mam czasu krzyczeć ani nawoływać. Muszę być tu, bo tak ułożyło się moje życie. Spędzam je w cieniu niepełnosprawności siostry. Z ciarkami na plecach, kiedy czasami nocą pomyślę: A co będzie, jeśli umrę kiedyś przed nią?

Czytaj również:

Rodzeństwo ma się zajmować dorosłym chorym bratem? Kto wymyślił tak potworny nonsens?! [LIST]

Czy opieka nad słabszym bratem lub siostrą, kiedy zabraknie rodziców, jest "moralnym obowiązkiem" rodzeństwa? Czekamy na wypowiedzi rodziców niepełnosprawnych dzieci i rodzeństwa, które pomaga przy opiece nad niesprawnym bratem/siostrą. Listy prosimy wysyłać na adres: edziecko@agora.pl

Wybrane wypowiedzi opublikujemy. Będą dla nas ważnym głosem w dyskusji.

Oto do czego prowadzi całkowity zakaz aborcji. Salwador powinien być dla Polaków ostrzeżeniem

Więcej o:
Copyright © Agora SA