Wyprawa z dziećmi na Węgry

Węgry to kraj pełen wodnych atrakcji. Nie wszystkie przeznaczone są dla dzieci. Ale przyjemności dorosłych i maluchów łatwo można pogodzić.

- Tato, patrz, samochód tonie! - Przemek, lat 4, jest poruszony. Wychyla się przez barierkę promu sunącego wolno po bladoturkusowym Dunaju. W tle baśniowy budynek parlamentu. Jego odbicie w spokojnej wodzie rzeki przecina jaskrawożółta plama zatopionego w połowie autobusu.

- Nikt nie tonie - uspokajam syna. Amfibia, którą zobaczyć można na ulicach Budapesztu, wygląda jak zwykły wycieczkowy autobus. Wyrusza ze skweru Placu Istvana Szechenyiego i już po chwili z pluskiem wpada do Dunaju. Podróżni siedzą tuż nad wodą. Dzieci kwiczą z radości. Autobus jakby nigdy nic pływa sobie między promami i statkami. Kursuje przez okrągły rok (www.riverride.com, 30 euro - dorośli, 20 euro - dzieci).

Patrycja, lat 2, ma bardziej wysublimowany gust.

- Ja tam nie byłam - żali się, wskazując paluszkiem na mijający nas luksusowy cruiser.

- Ano nie byłaś - wzdycham. Płyniemy wysłużonym promem. Wycieczkowe rejsy po Dunaju sporo kosztują (3000 forintów za dwugodzinną wycieczkę; w cenę wliczony spacer po wyspie) i mogą nużyć (banalne komentarze w kilkudziesięciu językach). Kto tego nie lubi i chce zaoszczędzić, niech przepłynie się zwykłym promem: z przystani Vigado na Wyspę Małgorzaty (godzinny rejs w jedną stronę za 800 forintów, ulgowy - 400 forintów, dzieci do lat 2 - bezpłatnie).

Wyspa dla rodziny

Wyspa usadowiła się na środku Dunaju. Ma 2,5 km długości, a w najszerszym punkcie pięćset metrów. W średniowieczu królowie polowali tu na króliki. Król Bela IV wysłał do położonego na niej klasztoru swoją córkę Małgorzatę (stąd nazwa wyspy, przetrwały ruiny klasztoru). Kiedy krainę opanowali Turcy, podobno urządzili na wyspie harem. Dziś jest ulubionym miejscem wypoczynku budapeszteńczyków. To miejsce idealne, by złapać oddech podczas zwiedzania stolicy Węgier z dziećmi. Można wynająć meleks, czterokołowy rower dla całej rodziny lub hulajnogę. Są tu bujne ogrody i pełne atrakcji kąpieliska dla starszych i młodszych. Można nauczyć się pływać, zmierzyć się ze sztuczną falą, pośmigać na zjeżdżalniach lub wynająć leżak i leniuchować cały dzień. Na maluchach wrażenie robi ogromna fontanna. Wrócić z wyspy można piechotą, bo z lądem łączy ją most.

Na Dunaj, parlament i miasto po stronie Pesztu miło popatrzyć z Góry Zamkowej w Budzie. Przy Baszcie Rybackiej grają cygańskie kapele. Na obiad zupa rybna halaszle. Dzieci jedzą, uszy im się trzęsą. Dzień wcześniej na przedmieściach Gyoru też nie grymasiły, gdy zamówiliśmy orjaleves hazilag keszittet majgaluskaval, czyli kluseczki z gulaszem z flaków.

W Budapeszcie śpimy na Ave Natura Camping (przemiła obsługa, właścicielka uwielbia dzieci i staje na głowie, by z jej kempingu wywieźć dobre wrażenie). Na początek naszej wodnej przygody na Węgrzech... leje jak z cebra. Namiot nie przecieka. Dzieci smacznie śpią. Rano są zachwycone, bo mogą w kaloszach biegać po błocie i mokrej trawie.

Źródeł moc

Budapeszt to jedyna stolica Europy mająca status uzdrowiska. W mieście tryska około stu termalnych źródeł. Każdego dnia na powierzchnię ziemi wydostaje się 70 mln litrów wody. Są bogate w wapń i magnez. Odprężają i zabijają stres. Pomagają na reumatyzm i problemy z sercem.

Niektóre pochodzą z czasów rzymskich. Moda na odprężające kąpiele rozwinęła się podczas okupacji tureckiej. Do dzisiaj czynne są cztery kąpieliska z tamtych czasów: Rudas, Rac, Kiraly i Csaszar. Przewodniki i foldery zachwalają, że kuracja złożona z kąpieli w zimnych basenach oraz gorących wodach termalnych i masażu odmładza o całe lata. Najsłynniejsze jest secesyjne kąpielisko Gellerta z basenem ozdobionym mozaikami.

My wybieramy kąpielisko Szechenyiego urządzone w eleganckim pałacu, jednym z największych kompleksów uzdrowiskowych w Europie. Ma 15 basenów, potężne sauny i ponoć najfajniejszy klimat w stolicy. Pod warunkiem, że nie będziemy się denerwować brakiem cenników po angielsku i nie zawsze miłą obsługą. Woda na zewnątrz ma prawie 40 stopni, kąpać się w niej można nawet zimą. Budapeszteńczycy uwielbiają tu grywać w szachy. Szachownice są na betonowych stołach wpuszczonych w wodę. Gracze zanurzeni po pachy w gorącym źródle przesuwają pionki.

Minusem jest dość wygórowana cena (bilety ok. 4000 forintów), a także to, że nie poleca się kąpania w termach dzieciom do lat 14. Jednocześnie obsługa i stali bywalcy z dziećmi (nawet najmniejszymi) zapewniają, że zanurzenie na 15 minut jeszcze nikomu nie zaszkodziło. A ile sprawia radości!

Jeśli dzieciom wciąż za mało wody, można pojechać jeszcze do wodnego świata na północnych przedmieściach. Aquaworld Budapest to jeden z największych aquaparków w Europie. Może pomieścić 1800 gości, ma piętnaście basenów (w tym dla surferów), 11 zjeżdżalni, atrakcje dla dzieci w każdym wieku. Całość mieści się pod szklaną kopułą o średnicy 72 metrów. Latem działają też baseny i plaża na zewnątrz (www.aqua-world.hu; do kompleksu dojeżdża bezpłatny autobus z centrum).

Jezioro jak morze

Po dwóch godzinach drogi od stolicy dojechać można do brzegów największego jeziora Europy środkowej i zachodniej, Balatonu. "Węgierskie morze" ma 77 kilometrów długości, otoczone jest dziesiątkami kempingów i setkami kwater do wynajęcia. Latem najlepiej plażować na południowym wybrzeżu: woda jest tu płytka i bezpieczna. My wybieramy północne, bo ciekawsze. Ma nieregularną linię brzegową i bywa, że obmywają ją wysokie fale. Gleba jest wulkaniczna, sprzyja uprawie winorośli.

Niemal w każdej większej przybrzeżnej miejscowości jest zadbana strzeżona plaża z wysypaną piaskiem częścią dla dzieci i placem zabaw. Można też rozłożyć koc na trawie w cieniu wielkiego platana.

W tej części wybrzeża woda przy brzegu jest głębsza, warto więc maluchy zaopatrzyć w rękawki lub styropianowy pas. Starszym dzieciom i dorosłym, którzy nie lubią czuć pod stopami kamieni, mogą się przydać wygodne buty do wody, choć nie są konieczne - dno przy brzegu jest raczej piaszczyste, kamienie trafiają się tylko od czasu do czasu.

Echo na wzgórzu

Przemek na widok każdego węgierskiego zamku udaje, że jest rycerzem. Przekonuje nas, że był tu wcześniej. Jako rycerz, smok lub dinozaur. Bujnej wyobraźni sprzyja krajobraz półwyspu Tihany, krainy lawendy, gdzie powstał pierwszy węgierski park narodowy. Na szczycie wzniesienia jest kościół benedyktyński zbudowany na ruinach opactwa założonego w 1055 roku. Widok z góry na bladozielony Balaton, po którym pływają dziesiątki żaglówek, zapiera dech w piersiach.

Nieopodal znajduje się Wzgórze Echa, gdzie Przemek krzyczy wniebogłosy. Legenda mówi, że jeśli zwrócić się twarzą w stronę kościoła, to echo jest w stanie powtórzyć jeden wyraz aż 15 razy. Poniżej, w centrum miasteczka jest muzeum rycerzy i piratów z figurami najbardziej znanych z nich (1400 forintów - dorośli, 900 forintów - dzieci). Na dorosłych nie zrobi wrażenia. Przemek jest jednak zachwycony i długo nie może się otrząsnąć po spotkaniu ze swoimi bohaterami.

W Tihany można zajrzeć też do Muzeum Lalek (babamuzeum.hu).

Gejzerowe atrakcje

Na środku półwyspu wspinamy się na wzgórze, do pola gejzerowego. Dźwigamy dzieci na barana, a one znów udają, że są dawnymi rycerzami podążającymi na swych wierzchowcach na spotkanie ze straszliwym smokiem (Przemek wyposażony w tarczę i miecz, które można kupić na straganach w miasteczku). Z góry widać Balaton, małe jezioro na środku półwyspu i całe miasteczko.

Najlepsza nagroda czeka dzieci u stóp wzgórza: Gejzer Bufet to skromny bar otoczony zielenią, olbrzymim placem do zabaw i mnóstwem zabawek. Podczas biwaków na Tihany węgierskie dzieci przychodzą tu jeść i bawić się. Nasze deklarowały, że w Gejzer Bufecie mogłyby nawet zamieszkać.

Spaliśmy trzy kroki stąd, w jednej z wielu prywatnych kwater. Wygodny apartament z kuchnią i dwoma pokojami wynająć można na półwyspie za 100-150 zł na dobę.

Kąpiel na gorąco

Tuż za drugim krańcem Balatonu, niespełna 200 km od Budapesztu: kolejny wodny hit. Heviz jest największym w Europie jeziorem termalnym (większe jest tylko w Nowej Zelandii). Zimą woda w nim ma grubo ponad 20 stopni, latem jest o wiele cieplejsza (wstęp: 2600 forintów dorośli, dzieci - bezpłatnie). To podobno jedyne miejsce na kontynencie, gdzie na wolnym powietrzu - dzięki wysokiej temperaturze wody - kwitną lotosy. Radioaktywna woda skutecznie leczy choroby nerwowe, ale nie wolno się w niej kąpać dzieciom.

Na otarcie łez przy jeziorze jest plac zabaw i basen dla maluchów. Zaryzykowaliśmy: na zmianę wskakiwaliśmy do jeziora, dzieci w kąpielówkach biegały po placu zabaw.

Mały długo nie mógł zrozumieć, dlaczego nikt tu nie mówi w naszym języku. W Heviz wreszcie do niego dotarło. Kiedy wychodziliśmy z kompleksu uzdrowiskowego, nieopatrznie powiedziałem po polsku "Do widzenia".

- Tatusiu - upomniał mnie - przecież ta pani cię nie rozumie.

Oko w oko z żyrafą

Warto wybrać się z dziećmi do Budapeszteńskiego ZOO (zoobudapest.com). To jeden z najstarszych ogrodów zoologicznych w Europie. I jeden z bardziej niezwykłych. Większość zwierząt można tam bowiem oglądać naprawdę z bliska, a niektóre nawet nakarmić czy pogłaskać.

Najdrapieżniejsze zwierzęta, jak lwy czy tygrysy, oczywiście podziwiamy zza wielkiej szyby. Ale już zebry i żyrafy są na otwartych wybiegach, niemal na wyciągnięcie ręki. Niezapomnianym przeżyciem będzie pogłaskanie leniwca, bliskie spotkanie z nietoperzem, przechadzka z małymi kangurami i szybkobieżnymi strusiątkami czy przejście betonowym tunelem i stanięcie oko w oko z surykatką (ze względu na gabaryty tunelu to już atrakcja tylko dla dzieci). W motylarni, przy pewnej dozie szczęścia, przysiądzie nam na ramieniu wielki egzotyczny motyl, w ptaszarni przeleci nad głową barwna papuga, a w palmiarni śmignie przed nosem zwinna kapucynka.

W zoo jest też sporo ciekawie urządzonych placów zabaw. Przy wejściu można wypożyczyć wózek dla dziecka. Bilet rodzinny dla dwojga dorosłych i dwojga dzieci kosztuje 7300 forintów.

Po zwiedzeniu zoo dobrze jest odpocząć i wzmocnić nadwątlone siły. Gdzie? Najlepiej w słynnej restauracji lub kawiarni Gundel (znajdują się tuż przy wejściu do ogrodu zoologicznego). I oczywiście zjeść tam słynnego nie tylko na Węgrzech oryginalnego naleśnika Gundel z nadzieniem z włoskich orzechów, polanego gorącą czekoladą.

Więcej o:
Copyright © Agora SA