"Do klubu przyszedł ze mną, ale tańczył już z inną" - wasze najgorsze walentynki

Walentynki, czyli święto zakochanych, jednym kojarzą się dobrze, przyprawiając o szybsze bicie serca, innym zaś znacznie gorzej. Poprosiliśmy kilka osób, by opowiedziały nam historie swoich najgorszych walentynkowych randek.
Para tańczy, taniec, dyskoteka Para tańczy, taniec, dyskoteka fot. Shutterstock

Do klubu przyszedł ze mną, ale tańczył już z inną

- Znaliśmy się tylko z Facebooka - mówi Alicja. - Mamy wspólnych znajomych, ale nigdy wcześniej się nie widzieliśmy. On postanowił to zmienić i zaprosił mnie na walentynkową randkę. Powiedział: wezmę cię na tańce. Pomyślałam sobie: super, uwielbiam tańczyć, a mało który facet daje radę dotrzymać mi kroku.

Uparł się, że koniecznie przyjedzie po mnie do domu i stamtąd pojedziemy do centrum miasta do klubu. Zgodziłam się, ale bardzo niechętnie. Umówiliśmy się na godz. 19.00. Zeszłam na dół, otworzyłam bramę do wjazdu i czekałam na niego. Przyjechał punktualnie. Ale - co mnie zdziwiło - zamiast wejść drzwiami wejściowymi, zrobił to drzwiami tarasowymi.

Wszedł i wyciągnął za pleców bukiet chyba ze 30 czerwonych róż. Ja zdębiałam. Nie znał mnie, w życiu na żywo na oczy mnie nie widział, a przyszedł z takim bukietem. Pomyślałam: no dobrze, starał się.  I przymknęłam na to oko.

W końcu poszliśmy na miasto, potańczyć. W pierwszym lokalu niestety parkiet był kompletnie pusty, więc usiedliśmy coś zjeść i porozmawiać. Rozmowa w miarę się kleiła. Mój towarzysz wypił trzy piwa, ja dwa małe.

Potem poszliśmy do kolejnego pubu - on znowu wypił kilka kufli złocistego trunku. Pomyślałam sobie: no dobrze, pewnie pije dla odwagi, zaraz porwie mnie do tańca.

Minęła godz. 22.00. Siedzieliśmy dalej, a on wciąż pił i pił. Godzinę później parkiet coraz bardziej się zapełniał, do tego grała naprawdę dobra muzyka - taka, jaką lubię. Pomyślałam, że muszę go jakoś zmobilizować i pierwsza wstałam od stolika. Poszedł za moim przykładem i wyszliśmy razem na parkiet. Szłam przodem, ale kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, że moja randka... porwała do tańca jakąś inną dziewczynę. Nie wiem, może to od nadmiaru bąbelków i ogólnej euforii coś mu się pomieszało. Wyszłam bez słowa. Jak można się domyślić, więcej się nie spotkaliśmy.

Znudzony mężczyzna Znudzony mężczyzna fot. Shutterstock

Żaden facet nie wytrzymałby na takiej randce

- Może to nie była randka rodem z koszmaru, ale była bardzo nieudana i sprawiła, że już więcej nie umówiłem się z tą dziewczyną - wspomina Maciej. - W ogóle raczej wątpię, żeby ktokolwiek chciał się z nią spotykać po takim pierwszym spotkaniu.

Poznaliśmy się przez wspólnych znajomych na imprezie. Akurat zbliżały się walentynki, a że oboje byliśmy singlami i nie chcieliśmy tego dnia spędzać samotnie w domu, umówiliśmy się spontanicznie na pierwszą randkę.

Jako miejsce spotkania wybrałem restaurację. Dziewczyna spóźniła się, uwaga, półtorej godziny. Ja rozumiem, musiała się pomalować, ale przecież mogła zacząć to robić odpowiednio wcześnie. Poza tym dopiero, gdy po 20 minutach napisałem do niej z pytaniem, co się dzieje, odpisała, że przeprasza i że się spóźni. Nawet nie próbowała się tłumaczyć.

Przez ten czas siedziałem w knajpie sam, z telefonem w ręku. Musiałem tłumaczyć się kelnerowi, że moja randka się spóźni. Po pewnym czasie patrzył już na mnie z politowaniem. Nie dziwię się. Sam nie wiem, jak dałem radę tyle na nią czekać. Nigdy więcej.

Kolejna niemiła niespodzianka nastąpiła w momencie, gdy dziewczyna w końcu pojawiła się w restauracji. No ja rozumiem, że chciała zrobić na mnie dobre wrażenie, ale ubrana była tak, jak panna lekkich obyczajów. Wyjątkowo krótka, skórzana mini, do tego obcisły top, stanik push up i praktycznie cały biust na wierzchu, podciągnięty pod samą brodę.

Dalej było już tylko gorzej. Cały czas mówiła o sobie, przerywała mi, nie chciała słuchać, kiedy próbowałem wtrącić coś od siebie. Podczas spotkania praktycznie non stop miała naburmuszoną minę, jakby tam była za karę.

W pewnym momencie - zupełnie ni stąd, ni zowąd - zaczęła opowiadać o swoim byłym. Na pierwszej randce! Krytykowała jego sposób ubierania się, słabą pracę i niskie zarobki, a nawet małe doświadczenie w sprawach łóżkowych. Próbowałem szybko zmienić temat, ale ona dalej swoje. Jakby tego było mało, na moich oczach, zaczęła podrywać kelnera.

Z tej randki zapamiętałem jeszcze jedną rzecz, która mocno mnie zraziła do dziewczyny. Przez prawie dwie godziny bardziej zajęta była telefonem, czytaniem sms-ów i powiadomień, niż mną.

To było niecałe 120 min zmarnowanego życia. Więcej się z nią nie spotkałem. Ona pisała jeszcze, ale mówiłem, że nie mam czasu. W końcu przestała nalegać na kolejne spotkanie. Nie wiem, czy się domyśliła, czemu nie chciałem się z nią dalej spotykać.

Popęd seksualny (libido). Jak działa, co mu szkodzi, a co go wzmacnia?

Mąż, kochanka i zdradzana żona Mąż, kochanka i zdradzana żona fot. Shutterstock

Wydało się, że jest żonaty

- Byliśmy razem zaledwie dwa miesiące - wspomina Monika. - Im dłużej go znałam, tym bardziej mi się podobał. Był starszy o kilka lat, bardzo przebojowy, do tego miał ciekawą i rozwojową pracę - był producentem filmowym. Przez te dwa miesiące praktycznie każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Najczęściej były to wieczory i noce. Nie przypuszczałam, że właśnie w walentynki, czyli w święto zakochanych, dowiem się, że nie byłam dla niego jedyna.

Świętowanie 14 lutego planowaliśmy już na początku stycznia. Akurat tego dnia film, którego on był producentem, miał mieć uroczystą premierę. To miało być wielkie wydarzenie i nasz wielki wieczór. Jaka ja byłam głupia i naiwna.

Na ten wieczór naprawdę długo się szykowałam. Chciałam dla niego wyglądać jak najlepiej. Specjalnie kupiłam nową, piękną suknię. Do tego zrobiłam perfekcyjny makijaż. On miał być na miejscu już od kilku godzin. Ja miałam dojechać. Przyjechałam taksówką troszkę wcześniej i wtedy się zaczęło.

Gdy mnie tylko zobaczył, no cóż, nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. Przywitał się dość chłodno i uciekł, mówiąc, że jest dziś bardzo zaganiany i że to tak naprawdę jedyny moment, podczas którego może chwilę ze mną porozmawiać. Zostałam więc tam sama jak palec i czekałam na premierę. Po 10 minutach zadzwonił i powiedział, że jest w garażu (seans filmu odbywał się w kinie w centrum handlowym) i żebym zeszła do niego chwilę. Tak też zrobiłam. Tam zastałam go schowanego za samochodem. Dał mi na szybko buziaka i tyle. Widać było po nim, że jest zdenerwowany i tak jakby wystraszony.

Wjechaliśmy windą na górę. Spotkaliśmy tam jego znajomego. Przedstawił nas, nazywając mnie swoją... koleżanką. Zabolało. Potem okazało się, że podczas premiery nie siedzimy obok siebie, tylko w zupełnie innych rzędach. On na dole, ja na górze. Moja irytacja narastała. W końcu zajęłam swoje miejsce i czekałam, ale czułam ucisk w żołądku.

Zostało już chyba dosłownie z 10 minut do rozpoczęcia seansu. Nagle dzwoni on. Słychać, że jest bardzo zdenerwowany i zaciąga się papierosem. Roztrzęsionym głosem powiedział: wiesz, nie denerwuj się, ale na premierę przyjechała właśnie moja żona. Chciałem, żebyś wiedziała. Zatkało mnie. Nic nie odpowiedziałam. Rozłączyłam się. Obejrzałam film, ale praktycznie nic z niego nie pamiętam, bo przez cały czas siedziałam tam roztrzęsiona i rozmyślałam tylko o tym, jaka ja byłam głupia i naiwna. Jak mogłam tak łatwo dać się oszukać? Całe wieczory i noce spędzał ze mną. Nie nosił obrączki. Skąd mogłam wiedzieć, że ma żonę?

Kiedy film się skończył, wysłałam mu tylko sms, w którym oświadczyłam, że wracam do domu. Jedyne, na co było go stać, to wiadomość zwrotna o treści: nie idź.

Pilniczek, piłowanie paznokci Pilniczek, piłowanie paznokci fot. Shutterstock

Podczas randki zaczęła piłować paznokcie

- Nie była to specjalnie nieudana randka, ale być może mam pecha i dotąd trafiałem wyłącznie na udane - zdradza Marcin. - W dodatku wspominam ją na wesoło, jako swego rodzaju anegdotę, bo sytuacja była raczej śmieszna niż nieprzyjemna - zwłaszcza z perspektywy czasu.

Agnieszkę poznałem dzięki popularnemu serwisowi randkowemu. Ze zdjęć patrzyła na mnie śliczna dziewczyna o pełnej twarzy, delikatnych rysach i blond włosach. Opis był skąpy i niewiele mi mówił. Z jednym wyjątkiem: stosunek do małżeństwa - bardzo ważny. Mój stosunek do małżeństwa jest wręcz przeciwny, ale ludzie w serwisach randkowych różne głupoty wypisują o sobie, więc zignorowałem to.

Na pierwsze spotkanie umówiliśmy się akurat w walentynki w jednej z modnych kawiarni na placu Zbawiciela (Warszawa). Agnieszka przyszła prosto z pracy, bardzo głodna i poprosiła, żebym zamówił jej coś do jedzenia. Normalna sprawa. Zdziwiła mnie jedynie bezpośredniość, z jaką zażądała, żebym ją nakarmił. Jednak swoboda jej zachowania w dalszej części spotkania nie była już normalna, a nawet zniechęcająca. Niestety, jestem bardzo grzecznym mężczyzną i Agnieszka mojej rezerwy nie zauważyła.

Kiedy dowiedziała się, gdzie pracuję, od razu wyznała, że chodziła kiedyś z pewnym znanym piosenkarzem i jeżeli chcę, to może mi o nim opowiedzieć różne brudne rzeczy. Grzecznie podziękowałem. Jeżeli obowiązki zawodowe mnie do tego nie zmuszają, nie wchodzę w błoto.

Agnieszce buzia się nie zamykała, mówiła nawet wtedy, kiedy jadła. W pewnym momencie wyciągnęła pilniczek do paznokci. Rozsiadła się wygodnie na kanapie i zaczęła z ogromnym zapałem piłować paznokcie. Spojrzałem na rozstawione przed nami talerze, wyobraziłem sobie osiadającą na nich chmurę opiłków i z miejsca straciłem apetyt. Agnieszka tymczasem opowiadała mi o swoich byłych chłopakach, w tym o jednym szczególnie natrętnym, który ją stalkował.

Miałem jej dosyć, ale Agnieszce chyba podobało się moje towarzystwo, zamówiła kolejnego drinka czy piwo (nie pamiętam) i w ten sposób odwlekła rozstanie. Ja milczałem. Nie chciałem bowiem być dla niej tematem do rozmowy podczas randki z kolejnym delikwentem.

Kiedy żegnaliśmy się, pocałowała mnie i powiedziała: do zobaczenia. Odpowiedziałem to samo, wiedząc, że nie będę miał już najmniejszej ochoty na kolejne spotkanie.

Kilka dni później zobaczyłem, że skasowała swój profil na tym portalu randkowym. Coś mnie podkusiło i napisałem do niej smsa z pytaniem, dlaczego to zrobiła. Odpisała: jestem w ciąży.

Kobieta, rozczarowanie Kobieta, rozczarowanie fot. Shutterstock

Podawał się za kogoś zupełnie innego

- Z okazji walentynek, jako singielka, postanowiłam przetestować popularną aplikację randkową - opowiada Weronka. - Jak się później okazało, randka w ciemno było kompletnym niewypałem.

Trafił mi się on: na zdjęciach fajny, taki trochę intelektualista, rozczochrany, z lekkim bicepsem. Fajnie nam się rozmawiało, a właściwie pisało. Myślę sobie: ok, chodźmy na spacer, poznajmy się bliżej. I tak nie miałam wtedy na oku nikogo innego.

Czekałam w umówionym miejscu. Podszedł do mnie facet rozmiar XS, sięgał mi mniej więcej do czoła. Nawet nie próbował patrzeć mi w oczy. Trochę głupio, bo jednak na zdjęciach był ktoś inny, no ale myślę: spoko, wygląd to nie wszystko, w końcu ciekawie nam się rozmawiało. No to poszliśmy na spacer, jednak z każdym krokiem robiło się coraz gorzej. Chłopak ani be, ani me, bał się w ogóle odezwać. Niby próbował nawiązywać rozmowę, ale nic z tego nie wychodziło. Myślałam sobie: ok, druga wtopa, odważny w sieci, a na żywo boi się odezwać.

Czara goryczy przelała się, gdy mijał nas przypadkowy gość na rowerze. Spojrzał najpierw na mojego towarzysza, później na mnie, później jeszcze raz na niego i rzucił z tego roweru: ach ci faceci.

O ironio, po tym cudownym spacerze, podczas którego praktycznie w ogóle nie rozmawialiśmy, zaprosił mnie jeszcze na piwo. Ja, ponieważ nie chciałam być niemiła, zgodziłam się i poszłam z nim do pubu. Po dwóch piwach język trochę się mu rozplątał, ale po spotkaniu więcej się już nie odezwał.

9 pozycji seksualnych, które warto odkryć na nowo

Zdradzona kobieta, zdrada Zdradzona kobieta, zdrada fot. Shutterstock

Zdradził mnie właśnie w walentynki

- Walentynki nigdy nie należały do moich ulubionych świąt - opowiada Kasia. - Ogólna niechęć nie wzięła się z niczego. Jako dziecko byłam rudą i piegowatą dziewczynką, której daleko było do klasowej piękności. Zanim przepoczwarzyłam się w niezłą laskę, minęło wiele lat.

Mój pierwszy ciepły i kochający chłopak walentynki miał głęboko w poważaniu. Nie przeszkadzało mi to, bo w gruncie rzeczy moje odczucia odnośnie do tego święta były tylko negatywne.

Kolejna 'miłość życia' postanowiła jednak zmienić moje złe nastawianie do święta zakochanych w jeszcze gorsze. W walentynki byliśmy razem na imprezie. Ja wyszłam z niej wcześniej. I to był błąd. Jak się okazało, moim chłopakiem zajęła się inna dziewczyna. Najwyraźniej do 14 lutego nie dała rady znaleźć sobie Walentego. Cóż, tak bywa w życiu. Chłopak czuł się potem podle, a ja chyba jeszcze gorzej.

Po kilku latach w lutym byłam znów w relacji. Opowiedziałam mu o moich walentynkowych perypetiach. Nie ukrywam, że trochę liczyłam na to, że po prostu będzie pierwszym facetem w moim życiu, z którym wreszcie spędzę udane walentynki. Nie miałam specjalnie wygórowanych wymagań. Ale jednak całkowity brak kontaktu przez cały dzień był ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę. Chłopak stwierdził, że skoro nie lubię walentynek, to po prostu będzie mnie unikał tego dnia. Męska logika zawsze mnie zaskakiwała.

Więcej o:
Copyright © Agora SA