- Wszystko po mnie spłynie, jak po kaczce. Przecież jestem pewna swego, mam instynkt macierzyński i świadomość, co dla mojego dziecka najlepsze - myślałam. A jednak... moje granice wytrzymałości nie są tak szerokie, jak sądziłam.
Idąc na zwolnienie lekarskie w szóstym miesiącu ciąży, zrobiłam w pracy pożegnanie. Jedna z moich koleżanek, mama dwójki dzieci wypowiedziała wtedy słowa, które po urodzeniu mojego syna nabrały głębszego znaczenia: Dam Ci tylko jedną radę - nie słuchaj żadnych rad - powiedziała, tajemniczo się uśmiechając. Już kilka dni po urodzeniu syna doskonale zrozumiałam, co miała na myśli.
Pierwsze 'złote rady' dostałam od teściowej kilka dni po powrocie ze szpitala. Teściowa, bardzo wyważona kobieta, naprawdę do rany przyłóż, chciała pomóc. Przy pierwszych odwiedzinach rzuciła uwagę, że 'dziecku zimno', że powinniśmy założyć mu cieplejsze ubrania i na pewno dać jeszcze jeden kocyk.
Owszem, była zima, ale siedzieliśmy w domu, grzejniki porządnie grzały, dziecko miało na sobie ciepłe body i było przykryte polarowym kocykiem... Cierpliwie wyjaśniałam, że dzieci nie wolno przegrzewać, a małemu jest ciepło - wystarczy dotknąć jego karku, by to sprawdzić. Nieprzekonana teściowa zwróciła się do mojego męża, by naskarżyć na mój 'zimny chów'. Mąż mnie poparł. Jednak - gdy tylko poszłam pod prysznic - teściowa podkręciła grzejnik i przykryła dziecko kolejnym kocykiem z polaru. I włożyła czapeczkę.
Z wielu powtarzających się złotych rad babć i teściowych dwie słyszymy szczególnie często. Pierwsza z nich brzmi: nie noś tyle dziecka, bo potem sobie nie poradzisz. Prawdą jest, że dziecko nie może być przez cały czas na rączkach u mamusi - chociażby dlatego, że mama potrzebuje dwóch rąk do innych prac. Ale w dzisiejszych czasach, gdzie dużo mówi się o wychowywaniu dziecka w bliskości, wiemy, że noszenie na rączkach to nic złego. Małe dziecko potrzebuje bliskości mamy i w ramionach mamy, czując jej oddech, czuje się najbezpieczniej.
Druga rada dotyczy zabierania dziecka do własnego łóżka. - To bardzo złe, już nie zaśnie we własnym łóżeczku - radziła moja babcia. Lecz która z mam tego nie robiła? Pozostawienie ukochanego niemowlaka w łóżku (choćby czasami) między nocnymi karmieniami jest takie wygodne.
Moja dobra koleżanka ma bardzo kochającą mamę i trzyletniego synka. Mama jest przejętą i zaangażowaną babcią, która wszystko wie najlepiej. A najwięcej oczywiście o odżywianiu. W związku z tym nieustannie chodzi za trzylatkiem i próbuje go czymś nakarmić. Podtyka mu serki homogenizowane, bułeczki drożdżowe, pączki, ciasto, batoniki.
To bardziej atrakcyjne jedzenie niż obiad, składający się z mięsa i warzyw. Skoro babcia je daje, to jak można nie skorzystać? Mały je serki napakowane cukrem i o obiedzie może już nie być mowy. Rodzice proszą by dziecku nie dawać słodyczy i słodkich bułeczek, ale dla wielu babć wnuczek zawsze jest 'za chudziutki'.
Nie tylko dziadkowie mają dla nas superrady. Pierwszą imprezą rodzinną po urodzeniu mojego dziecka były imieniny ciotki. Wokół pełno pysznego jedzenia. Sięgam więc po polędwiczki nadziewane brokułami i słyszę: - Oj, to chyba nie dla ciebie, kochanie. Tam brokuły są. - To dobrze, bardzo lubię brokuły - odpowiadam. Jednak według mojej ciotki brokuły szkodzą mojemu dwumiesięcznemu dziecku (którego karmiłam wówczas piersią).
Gdy do cioci przyłączyły się druga ciocia i babcia, odechciało mi się polędwiczek. Podobnie było w przypadku soczewicy, kapusty, czekolady, kawy, pomarańczy, ananasa, a nawet wody gazowanej. Dieta matki karmiącej, powiecie... I owszem, niektórzy się jej trzymają. Ja również podchodziłam do problemu ostrożnie, powoli wprowadzając do swojej diety 'zakazane' produkty. Z obserwacji swojego dziecka wiem, że mu nie szkodzą. Lecz co począć, jeśli wszyscy przy stole wiedzą lepiej?
To, że dziadkowie mają wiele rad dla świeżo upieczonych mam, potwierdza każda moja znajoma. Podobnie nasze ukochane ciocie. Ale to, że koleżanki mają dla nas superrady i próbują nas przekonać do swoich pomysłów, może czasami drażnić. Jedna z moich znajomych usilnie mnie namawiała do zakupu odpowiedniej poduszki dla syna. - Dziecko trzeba kłaść na specjalnej poduszce, bo jak będzie leżało na płasko, to będzie miało płaską głowę - twierdziła. Nijak się do tego mają zalecenia lekarzy, położnych i pielęgniarek, które mówią: kładziemy dziecko tylko płasko.
Jestem typem aktywnej kobiety i zdecydowanie nie należę do domatorek. Przy niemowlaku wiele się jednak zmienia. Po powrocie z małym ze szpitala nie próbowałam żyć na siłę tak, jak do tej pory. Urodziłam zimą, na początku wyjścia z domu sprowadzały się głównie do krótkich spacerów. Nasze życie toczyło się między domem, spacerem, a wizytą u znajomych czy rodziny.
Za każdym razem musiałam tłumaczyć znajomym, czemu nie możemy spotkać się w modnej kawiarni w centrum handlowym, w której do tej pory spędzaliśmy sporo czasu. Nie chciałam dwutygodniowego dziecka narażać na zbiór zarazków w sezonie grypowym, przed szczepieniami, które każda infekcja mogłaby opóźnić. - Oj, przesadzacie - słyszałam często od znajomych. Jak będą mieli swoje dzieci, z pewnością mnie zrozumieją - myślałam.
Dziękujmy wszystkim za rady, słuchajmy przede wszystkim siebie i swojego dziecka. Pewne wskazówki warto przemilczeć, pewne rozważyć, najlepiej podchodzić do nich z umiarem. Jako mamy wiemy, co jest dobre dla naszych dzieci.