Rzeczy, których miałyśmy nigdy nie mówić dzieciom (ale powiedziałyśmy!)

"Bo ja tak powiedziałam!"
Dzieci bywają rozczulające, zabawne i cudowne, ale często są też uparte, rozgniewane i rozkrzyczane. Szczególnie upodobały sobie odmowę współpracy z dorosłymi (zawsze w najgorszych momentach, z cyklu "Jesteśmy już spóźnieni i koniecznie musimy wyjść z domu" lub "Ulica to nie jest najlepsze miejsce, żeby usiąść na niej i odmówić dalszego spaceru!") oraz kwestionowanie wszelkich poleceń. Nie muszą nawet być nastolatkami, dotyczy to także przedszkolaków! Na odwieczne pytanie: "Ale dlaczego mam to zrobić?!" można odpowiedzieć rozmaicie, można tłumaczyć wyjaśniać, perswadować, negocjować...
Na pewno nie chcemy korzystać z tych wszystkich odpowiedzi, które wprost cisną się na usta: "Bo ja ci tak każę!", "Bo jestem twoją mamą i mówię ci, że właśnie tak ma być!", "Bo ja tak powiedziałam i już!". Tak, za wszelką cenę chcemy uniknąć tego typu sformułowań, jednak wiele z nas w pewnym momencie słyszy ze zdziwieniem, że oto wypowiada właśnie te słowa! Kasia, mama 5-letniej Julii, opowiada: - Któregoś dnia już naprawdę miałam dosyć tłumaczenia, że koniecznie musi założyć buty wychodząc na dwór. Ileż można? I w końcu padło: "Masz je założyć i już! To ja jestem twoją mamą i to ja decyduję, co masz robić!". O rany, mina córki mówiła wszystko, przypomniałam sobie, jak się czułam, kiedy moja mama wygłaszała takie mądrości - i to zdecydowanie nie było przyjemne!

"Kiedy ja byłam w twoim wieku..."
Oto prawdziwa zmora dzieciństwa - rodzice i dziadkowie powtarzający w kółko teksty typu: "Kiedy ja byłem w twoim wieku, słuchałem dorosłych!", "Gdy ja byłam w twoim wieku, nawet do głowy mi nie przyszło, że mogłabym pyskować mamie!", "Kiedy ja miałem tyle lat, co ty, to w ogóle nie miałem takich zabawek, a ty swoich w ogóle nie szanujesz!".
Iwona, mama 6-letniego Kuby: - Zaczął się robić agresywny, pyskować, raz nawet mnie uderzył, bo coś było nie po jego myśli. Miałam dość codziennych słownych utarczek i pewnego dnia nie wytrzymałam i wypaliłam: "Ja, jak byłam, w twoim wieku, słuchałam swoich rodziców, wtedy dzieci szanowały dorosłych! Nie życzę sobie takiego zachowania w tym domu!". A później było mi głupio za ten wybuch - przyznaje.

"Nie jestem twoją słuzącą!"
- Na początku jest łatwiej - mówi Justyna, mama dwójki przedszkolaków. - Posiadanie dzieci jest nowym doświadczeniem, staramy się robić wszystko idealnie, czytamy poradniki, chcemy być super-mamami... A później urok nowości znika, a zaczyna się codzienne życie i codzienne drobne kłopoty. Tylko święty człowiek nie straciłby cierpliwości, kiedy po raz setny musi stawić czoła histeryzującemu dwulatkowi... W każdym razie mnie się zdarza wygłaszać tyrady - dokładnie takie same, jak te, które wygłaszała moja matka i których naprawdę nienawidziłam. Nie czuję się z tym dobrze, ale cóż - jestem tylko człowiekiem. Nie jestem idealna, ale się staram, to musi moim chłopcom wystarczyć - kończy.
Zapytana o przykładowy wybuch w stylu swojej mamy, odpowiada: - Takie tam typowe biadolenie: "Znowu taki tu bałagan, nic tylko muszę po was sprzątać, nawet nie potraficie schować zabawek po zabawie! Nie jestem waszą służącą, tylko mamą!". Kiepskie, wiem... - wzdycha zrezygnowana.

"Dopóki mieszkasz w tym domu..."
Z nastolatkami sprawa się komplikuje, bo częściej dyskutują ze swoimi rodzicami, ale nawet przedszkolak potrafi odpowiedzieć w sposób, który naprawdę wystawia cierpliwość na próbę. Moja pięciolatka ostatnio stwierdziła na przykład, że nie musi mnie słuchać i że będzie robić to, na co ma ochotę. Usłyszałam, jak mówię do niej: "Dopóki mieszkasz z nami, musisz stosować się do zasad panujących w tym domu. Jak zamieszkasz sama, to będziesz mogła sobie robić, co tylko chcesz!". Auć! Porażka, porażka! Jakże ja nie lubiłam tego typu sformułowań, kiedy byłam dzieckiem....

"Poczekaj aż tata wróci do domu!"
Moja koleżanka opowiedziała mi, że u niej w domu mama straszyła ją i jej brata... tatą! - Jeśli tylko źle się zachowywaliśmy, to ona od razu mówiła: "Zobaczycie, jak tylko tata wróci z pracy, to od razu mu powiem, co zrobiliście!". To było okropne, bo naprawdę baliśmy się jego gniewu. Ja staram się sama rozwiązywać konfliktowe sytuacje i nie zrzucać odpowiedzialności na męża, ale raz zdarzyło mi się powiedzieć do syna: "Powiem tacie, zobaczysz!" - i zdrętwiałam, bo poczułam, że zamieniłam się we własną matkę - mówi Agnieszka. Pewnym pocieszeniem dla niej może być fakt, że takiego uczucia doznaje wiele z nas...

"Weź się w garść!"
Kolejny irracjonalny wybuch złości czy sesja marudzenia - to może być za dużo dla każdego racjonalnego i najbardziej nawet opanowanego dorosłego. Iza, mama 7-letniego Antka, opowiada, że jej syn ma tendencję do skarżenia się na kolegów i do robienia z siebie ofiary: - Jest bardzo wrażliwy i staram się być dla niego wsparciem - mówi. - Ale czasem naprawdę ciężko mi słuchać tego jęczącego tonu, raz nawet nie wytrzymałam i wypaliłam: "Oj, weź się już w garść, nie bądź beksą!". Tak samo mówiła moja mama i to było takie niefajne...

"Nie obchodzi mnie, co robią inne dzieci...
... ja mówię, że nie możesz iść do szkoły ubrana w ten sposób!" Brzmi znajomo? Moja córka ostatnio stwierdziła, że chciałaby pomalować paznokcie. Wszystkie. Na różowo. I pójść tak do przedszkola, bo "Marta tak miała!". Jak bardzo kusiło mnie, żeby powiedzieć: "Nie obchodzi mnie, że mama Marty pozwala jej malować paznokcie, ty jesteś moją córką, a ja uważam, że małe dzieci nie powinny się malować!". Tym razem mi się udało, ale nie wiem, co będzie za tydzień... A jak to wygląda u Was - zamieniacie się już w swoje mamy? Przyłapujecie się na mówieniu rzeczy, których obiecywałyście nigdy nie powiedzieć?