Gadżety, bez których da się żyć

To naturalne, że narodziny pierwszego dziecka wiążą się z niekontrolowanym szałem zakupów. W końcu zależy nam na tym, żeby uchylić maleństwu nieba, a siebie przygotować na każdą okoliczność. Niektóre zakupy, choć całkiem logiczne okazują się zupełnie nietrafione... zwłaszcza z perspektywy czasu.

Elektroniczna niania

Koncept wydaje się słuszny, zwłaszcza jeśli mieszkamy w dużym domu, przedwojennym mieszkaniu o grubych murach albo śpimy snem głębokim. W wielu przypadkach elektroniczna niania spisuje się fantastycznie. Jakub, tata sześciolatka, także uległ wizji sielankowej współpracy z bezprzewodowym przedmiotem. W jego przypadku patent niestety się nie sprawdził. - Nasze mieszkanie znajduje się w bliskości postoju taksówek, a niania, oprócz wyłapywania płaczu dziecka, ściągała także rozmowy panów z taryf. Pobudka o trzeciej nad ranem, gdy tubalny męski glos flirtuje z koleżanką z centrali nie należy do najprzyjemniejszych. Niestety niania szybko skończyła swoją karierę w naszym domu.

Kask na głowę

Kto przeżył na własnym dziecku naukę chodzenia, ten doskonale zdaje sobie sprawę, że temat jest bolesny i dla każdego pełnego empatii rodzica ciężki do przebrnięcia. Nic więc dziwnego, że staramy się zminimalizować liczbę siniaków na głowie, zanim jeszcze opieka społeczna po anonimowym doniesieniu uprzejmej sąsiadki, wkroczy do naszego mieszkania. Kiedy synek Kasi, obecnie trzylatek, stawiał pierwsze kroki, jego babcia podarowała mu specjalny kask do nauki chodzenia. - W założeniu miał chronić jego głowę, ale w praktyce głównie go denerwował. Ponieważ Jaś zaczął chodzić w wakacje, więc dodatkowo nakrycie głowy sprawiało, że miał wiecznie spoconą głowę. W naszym przypadku pomysł całkiem nieudany.

Płyta z biciem serca

Oczekując na narodziny dziecka zagłębiamy się w lekturę poradników i artykułów. Po ich wnikliwej analizie wiemy co zrobić, żeby dziecko miało szansę na najlepszy start, rozwijało się w pełnej harmonii i zgłębiało podprogowo trzy języki obce. Aniela, mama małej Marysi, zainwestowała w płytę z prenatalnymi kołysankami. - Produkt wydawał się wpisywać w linię polityczna, którą postanowiłam przetestować na pierwszym dziecku. Nie wydaje mi się, żeby mu to specjalnie pomogło w rozwoju. Mania płakała tak samo jak inne dzieci, budziła się w nocy i nie dawała nam spać. - Może odgłosy bicia serca były w jej przypadku zbyt subtelne?

Bajki z płyty

- Czytanie książek przed snem można zastąpić puszczeniem dziecku płyty z audiobooka - tak myślał tata bliźniąt, Michał. - Nie wziąłem jednak pod uwagę, że w większości bajek jest jakiś element, którego dzieci mogą się bać, np. głos zbyt wczuwającego się w rolę aktora, czy straszne z perspektywy dziecka treści. - Pierwszy raz puściłem synom bajkę, gdy mieli dwa lata, to była Księga Dżungli - wspomina. Kiedy po kwadransie przyszedłem sprawdzić, czy chłopcy smacznie śpią, zobaczyłem, że leżą obydwaj w jednym łóżku z kołdrą naciągniętą na nosy i oczami jak spodki. Od tej pory już nie serwuję im takich przeżyć.

Hamaczek-bujaczek

- W moim przypadku przyjście na świat dziecka poprzedzone były wieloma wizjami - śmieje się Ewa, mama małej Michasi. - Wyobrażałam sobie siebie i małą owiniętą w chustę, jak wspólnie z mężem podróżujemy po Azji. - Snułam też bardzo plastyczne wizje tego, jak razem wylegujemy się na działce na Mazurach - ja czytam gazety na leżaku, a Michalinka buja się obok, w mini hamaku na stabilnej podstawie. Z Azji nic nie wyszło, ale kupno hamaku wymusiłam na dziadkach. Pomysł nie okazał się trafiony, bo córka za bardzo się w nim wierciła, a psy miały za łatwy dostęp. Ciągle musiałam Michasię kontrolować i przeganiać natrętne muchy i komary. W sumie po pięciu nieudanych próbach, zwinęłam hamak i do tematu już więcej nie wracałam.

Album dziecka

Pierwsze dziecko to nowość na każdym kroku. A każdy krok chcemy udokumentować, wsadzić w ramki, zasuszyć i zachować na pamiątkę. Takiemu zacięciu kronikarskiemu służą specjalne książki z gotowymi rubrykami na wpisy i zdjęcia. - Podobny album dostałam na imprezie baby shower - opowiada Marzena. - Wstyd przyznać, ale po ośmiu miesiącach odrabiania pracy domowej znudziło mi się... - O wiele bardziej podobał mi się projekt mojej teściowej, która od jej narodzin co miesiąc robił mojej córce zdjęcie portretowe.

Więcej o:
Copyright © Agora SA