Nic tak skutecznie nie pomaga matkom karmiącym, jak okłady z... kapusty. Przynoszą ulgę nabrzmiałym piersiom i pomagają przy zastojach pokarmu, a obie dolegliwości zdarzają się dość często świeżo upieczonym mamom.
Jak pomaga kapusta? Przede wszystkim należy ją trzymać w lodówce, by była zimna. Przed przygotowaniem okładów jej liście trzeba ubić - młotkiem lub w moździerzu, aby puściły soki. Tak przygotowane liście wkładamy do biustonosza lub kładziemy na piersi, pozostając w pozycji leżącej. Ważne, by okłady stosować po karmieniu.
Tym z was, które nie wypróbowały tego domowego sposobu, może się on wydawać dziwny, śmieszny i niewiarygodny. Zapewniam was, że jest bardzo praktyczny i pomaga. Biada tym, którzy nie wierzą w domowe sposoby.
Przed porodem koleżanki radziły, abym zakupiła laktator i torebki do mrożenia pokarmu. Należę jednak do osób, które nie lubią kupować rzeczy na zapas. Nie zdecydowałam się ich wrzucić do zakupowego koszyka. Nie minęło kilka dni od porodu, a wysłałam po nie męża.
Ilość pokarmu w moich piersiach groziła niekontrolowanym wybuchem - nawet przy częstym karmieniu (przez pierwsze tygodnie co 1,5 godz.). Synek jadł dużo. Tuż po jedzeniu miałam wrażenie, że pierś jest pusta, lecz po 30 minutach czułam nieprzyjemne odczucie przepełnienia. Piersi robiły się nabrzmiałe i wrażliwe na dotyk. Odczuwałam ból, a dziecko zażąda jedzenia dopiero za 1 h! Co robić? Gdyby nie laktator, którego użycie przynosiło niesamowitą ulgę, piersi zapewne by wybuchły...
Zapasy mleka zbierałam do butelek - grzechem byłoby wyrzucenie cennego pokarmu do kosza. Bez torebek do mrożenia zapasy byłyby niemożliwe.
Najlepsza opcja na lulanie dziecka. Trzymanie w ramionach ukochanego niemowlęcia to naprawdę cudowne uczucie, ale noszenie go po kilka godzin dziennie dość szybko i mocno daje się we znaki. Szczególnie, że 3,5 kg noworodek w błyskawicznym tempie przemienia się w pięcio-, sześcio-, siedmiokilogramowego bobasa.
Dzieci nie lubią stałej pozycji leżenia - na rączkach czy w łóżeczku - to przecież nudne. O ile przyjemniej jest na przykład w bujaczku. Jednak według mnie idealny, również w domu, jest właśnie wózek. Można kiwać go nawet jedną ręką, a drugą robić obiad, czy choćby pić herbatę. Dziecko jest szczęśliwe i szybciej zasypia.
Ten sposób usypiania okazał się idealny w ciągu dnia, kiedy dziecko urządzało sobie krótkie drzemki i nie trzeba było go rozbudzać przekładaniem do łóżeczka. Synek spał smacznie w wózku, a gdy przypadkiem się wybudzał, wystarczyły dwa machnięcia wózkiem, aby spał dalej. Ten patent ma też jednak minus - po każdym spacerze trzeba czyścić kółka, by nie wnosić brudu do domu.
O zaletach chustowania czytałam będąc w ciąży i wiedziałam, że będę chciała spróbować ze swoim dzieckiem. Po 2 tygodniach po porodzie poczułam potrzebę wiązania dziecka w chustę. -Synek, jak wszystkie niemowlęta, wymagał ciągłej uwagi. Nie mogłam zniknąć mu z oczu nawet na sekundę. Zabierałam go w bujaczku nawet do łazienki. Właściwie nie było opcji, by odłożyć go do łóżeczka (chyba, że już bardzo mocno zasnął). Jedyne, co mu odpowiadało, to bycie na rączkach. A mamusia potrzebowała rączek także do innych celów.
Chusta okazała się zbawieniem. Próbowałam nauczyć się wiązania z filmików na YouTubie, jednak nie czułam się pewnie i bałam się o bezpieczeństwo dziecka. Zaprosiłam specjalistkę, która uczy właściwej techniki wiązania chusty. Instruktorka przyniosła ze sobą chustę i dociążoną lalę, z którą można ćwiczyć rozmaite wiązania, nie męcząc dziecka przy takiej nauce. Spotkanie trwało prawie 2 h, pod koniec zamotałam w tę kolorową szmatę swojego synka i... od razu zasnął! Miałam ukochane dziecko przy sobie i wolne ręce.
Chusta do noszenia dziecka: elastyczna czy tkana? Jak wiązać chustę do noszenia dziecka?
Każdy rodzic próbuje znaleźć sposób na płacz dziecka. Szczególnie taki płacz, którego przyczyny nie jesteśmy w stanie zgadnąć, gdyż jest najedzone, wyspane, ma suchą pieluszkę i nie boli brzuszek. Kiedy tulenie, lulanie, głaskanie i śpiewanie nie pomagało - mój synek płakał, zawodził i pojękiwał, a serce z żalu ściskało - z pomocą przyszła... piłka.
Gumowa piłka do pilatesu. Wystarczyło, że lekko poskakałam na piłce, trzymając mój skarb w ramionach, a uspokajał się w ciągu minuty. Piłka ma "magiczną" moc i gorąco ją polecam. Do uspokajania sprawdza się genialnie, ale nie polecam do usypiania - po kilkunastu minutach możemy odczuwać dolegliwości kręgosłupa.
Kokonik uratował moje noce. Dzięki niemu jestem względnie wyspana. Przez pierwsze dwa tygodnie po powrocie ze szpitala moje dziecko głównie jadło i spało - wydawało się, że jest bardziej zmęczone porodem niż ja. Po upływie 2 tygodni synek się jednak zregenerował (w przeciwieństwie do mnie) i nie był już tak chętny do spania. Zrobił się aktywny, rączki i nóżki pracowały mu niemal bez przerwy. Pięknie się patrzyło na takie pełne energii niemowlę, problem w tym, że synek nie chciał spać.
Niemowlaki nie są świadome posiadania rąk i nóg - mimo tego, że cały czas nimi wierzgają. Potrafią podrapać się rączkami po twarzy lub wsadzić sobie palec do oka. Do tego dochodzi odruch moro, który czasem może dziecko wystraszyć. Z takimi nieskoordynowanymi ruchami ciężko dziecku zasnąć, a po zaśnięciu któraś rączka je budzi. Szybki ruch drobniutką dłonią powoduje uderzenie w buzię, płacz i rozbudzenie.
Rodzice inwestują więc w otulacze, rożki i beciki. Zawijają dziecko w pieluszkę tak, by unieruchomić rączki i przytrzymać je wzdłuż ciała. Wypróbowałam te metody. Jednak mój synek potrafił wyswobodzić rączki z każdego otulacza, czy rożka. Niestraszne mu było zawijanie w pieluszkę lub kocyk - rączki i tak prędzej czy później trafiały w okolice twarzy.
Szukając pomocy w internecie, natrafiłam na kokonik zapinany na suwak. Kupiłam, by przetestować. Choć wkładanie dziecka w kokonik może się wydawać nieco "niehumanitarne", gdyż całe ciało malucha szczelnie otula bawełniany kokon, to szybko się przekonałam się, że to genialny wynalazek. Mały ma w nim pewną swobodę ruchów, kokonik jest z bawełny przepuszczającej powietrze, szybko się go wkłada i zdejmuje - bez skomplikowanego zwijania w pieluszki. Mój lekarz pediatra też popiera kokonik, bo gwarantuje dziecku spokojny sen.
Po niecałych 3 miesiącach, gdy odruch moro przestał być tak silny, a synek oswoił się z tym, że ma ręce i nogi, można było pożegnać się z kokonikiem. Teraz zasypia już bez pomocy tego otulacza. Gdyby jednak nie kokonik, pierwsze trzy miesiące po porodzie skończyły by się u mnie chronicznym niewyspaniem.
A teraz pół żartem, a pół serio. Są różne dzieci - takie, które najadają się w ciągu niecałych 10 minut (moje) i takie, które usypiają od razu po położeniu do łóżeczka (niestety, nie moje). Są też jednak maluszki, które wiszą "na cycku" ponad 40 minut i nie zasypiają same, a muszą być lulane nawet godzinę przed odpłynięciem do krainy Morfeusza. Cóż robić, gdy trafi nam się takie cudo? Co można robić, gdy obie ręce są zajęte? Na długie karmienia i godzinne usypianie dziecka polecam pakiet na Netflixie ;)
"Jak mama z mamą" to cykl, w którym mamy dzielą się z innymi mamami swoimi historiami i przemyśleniami. Jeśli chcecie opowiedzieć o swoich doświadczeniach w macierzyństwie, piszcie na adres: edziecko@agora.pl. Autorki najciekawszych listów nagrodzimy książkami.