Dom pod miastem? "Problem zaczyna się przy rozwodzie, gdy trzeba ten dom na kredyt sprzedać" [HISTORIE]

"Miało być pięknie: większy metraż, garaż, kawa na tarasie z widokiem na ogród i las. A jak było?" - swoje losy związane z wyprowadzką za miasto opisują czytelnicy. Dla jednych to była najlepsza, dla innych najgorsza decyzja życia.
Korek w Krakowie Korek w Krakowie MICHAŁ ŁEPECKI

Dom pod miastem? "Problem zaczyna się przy rozwodzie, gdy trzeba ten dom na kredyt sprzedać" [HISTORIE]

"Miało być pięknie: większy metraż, garaż, kawa na tarasie z widokiem na ogród i las. A jak było?" - swoje losy związane z wyprowadzką za miasto opisują czytelnicy. Dla jednych to była najlepsza, dla innych najgorsza decyzja życia.

Kiedy opublikowaliśmy artykuł "Samochód był moim drugim domem" opisujący życie rodzin, które mieszkanie w wielkim mieście zamieniły na dom pod miastem, w komentarzach podzieliliście się własnymi historiami. Nie zabrakło w nich ciekawych punktów widzenia. Jeden z czytelników zauważył, że wzięliśmy pod uwagę skrajne sytuacje: albo mieszkanie w mieście, albo dom oddalony od miasta o ok. 20 km. "A przecież jest jeszcze opcja pośrodku - dom na obrzeżach miasta".

Tym razem wybraliśmy więc kilka - naszym zdaniem - najciekawszych historii podmiejskiego życia opisanych przez Was w komentarzach.

Miasto czy wieś? Wieś czy miasto? Być może odpowiedź znajdziecie w historiach osób, które już podjęły tę decyzję. Zapraszamy do lektury >>>

związek związek istock.com

Spieniężenie domu w odległości 25-30 km od dużego miasta to spory problem

Czytelnik o pseudonimie Maxi Lekhorn:

Wszyscy wisimy na kredytach, a spieniężenie domu w odległości 25-30 km od dużego miasta to spory problem. Po co kupować czyjś gotowy dom, skoro każdy myśli, że sam wybuduje sobie lepszy i taniej? Obserwowałem parę ze sporymi perypetiami w związku, próbowali sprzedać swój podmiejski dom. Pierwsze założenie: sprzedać z zyskiem, drugie: po kosztach, trzecie: z minimalną stratą. Zero zainteresowania. Terapia małżeńska okazała się tańsza. W tym czasie obok nich wybudowały się cztery nowe domy. A mieszkanie w dużym mieście? Zawsze sprzedasz sprawnie. Owczy pęd na życie pod miastem skończy się w ciągu dekady, tak jest w krajach rozwiniętych bardziej od naszego.

Po wypadku na A4 zakorkowała się zakopianka i całe południe Krakowa Po wypadku na A4 zakorkowała się zakopianka i całe południe Krakowa JUSTYNA WYDRA

W zimie musiałem pół godziny wcześniej wstawać, żeby wszystko odśnieżyć

Czytelnik o pseudonimie gordogringo:

Pamiętam, jak wyprowadziliśmy się z żoną pod Kraków, 10 km do znaku miasta. Miało być pięknie, większy metraż, garaż, poranna kawa na tarasie z widokiem na ogród i dalej na las. A jak było naprawdę?

Auto tyraliśmy jak wóz z węglem. Do pracy jeździłem jak najwcześniej, żeby nie stać w korkach na wjeździe do Krakowa. Dzieci płakały, bo okazało się, że ciężko czasowo wyrobić się ze wszystkim. W Krakowie nie było problemu z zajęciami jak judo, piłka, tenis, teatr, basen, malowanie figurek, angielski i dodatkowo różne koła w szkole. I jeszcze zostawał czas na leniuchowanie. Niestety po wyprowadzce z wielu rzeczy dzieci musiały zrezygnować, do tej pory mam wyrzuty sumienia. Gdy nie mieliśmy czasu wozić dzieci, musiały jeździć zapchanymi busami lub MPK, który jeździł bardzo długo i zatrzymywał się na każdym przystanku. W domu ciągle trzeba było sprzątać, wiadomo - większy metraż to więcej sprzątania.

O ogród ciągle trzeba dbać, trawa rośnie, to jakieś mszyce, to z ogrodzeniem coś nie tak, to kostka brukowa zarasta itd.

W zimie musiałem pół godziny wcześniej wstawać, żeby wszystko odśnieżyć. Pierwsze opady śniegu lub przymrozki powodowały, że modliłem się, żebym dojechał do domu lub do Krakowa. Z wymarzonej kawy o poranku na tarasie lipa, nie było na to czasu. Wróciliśmy do Krakowa, do 65-metrowego mieszkania, każdy jest szczęśliwy. Mam 8 min. tramwajem do pracy, żona 17 min. Czytam książki w tramwaju, mam czas na poranną kawę z żoną na naszym 9-metrowym balkonie. Wróciliśmy do życia razem, na które nie mieliśmy czasu (teatr, kurs tańca, spacery), dzieciaki dalej mogą rozwijać się tak, jak chcą i między dodatkowymi zajęciami mogą wrócić do domu na kanapkę. Dom pod miastem ma plusy, ale byliśmy nieszczęśliwi, bo nasze życie nie było pod Krakowem, tylko w Krakowie.

Nowy York Nowy York fot: pexels.com

Woziliśmy jedzenie, pieluchy, a później plastikową toaletę

Czytelnik o pseudonimie Val Kosiecki:

Mieszkam 40 km od Nowego Jorku. Przez wiele lat dojeżdżaliśmy z żoną i dwójką małych dzieci. Dzieci do żłobka pod samym Nowym Jorkiem, żona do pracy też pod Nowym Jorkiem, ja na Manhattan. Woziliśmy jedzenie, pieluchy, a później plastikową toaletę. Wszystko to w minivanie. Było wesoło, a szczególnie zimą, gdy czasami dojazd w jedną stronę trwał trzy godziny. Normalnie to było 45 minut w jedną stronę. Ale my nie lubimy miasta, u nas jest cisza, spokój, totalna "wiocha", dobre szkoły, przyjazna atmosfera. Nigdy nie musimy zamykać drzwi domu i samochodu. Działka bez ogrodzeń, bez płotów i bram. 20 lat minęło, dzieci skończyły szkoły, poszły na uniwersytety i wspominają te czasy z łezką w oku.

Sielskie życie w domu pod miastem Sielskie życie w domu pod miastem fot; pexels.com

Wolniejszy rytm życia, przyroda, piękny ogród, duży dom, bardzo fajni ludzie dookoła

Czytelnik o pseudonimie timeline1:

Mieszkam 25 km pod Warszawą. Mam dom, ogród i las nieopodal. Mam też mieszkanie w Warszawie, w którym mieszkałam ponad 30 lat. Dobrze mieszka mi się pod miastem. Wolniejszy rytm życia, przyroda, piękny ogród, duży dom, bardzo fajni ludzie dookoła. Jednak nie muszę dojeżdżać codziennie do stolicy. Mam taką pracę, że w Warszawie bywam raz w tygodniu. Gdybym miała dojeżdżać codziennie, pewnie nie zdecydowałabym się na przeprowadzkę. Są plusy i minusy życia pod miastem. Minusem jest na pewno to, że rzadziej chodzę do kina czy na koncerty, wystawy. Plusem, że nie muszę już tak pędzić. Warszawa jednak generuje stres i pośpiech. Poza korkami jestem w centrum w 25 min. Jak są korki, jadę ok. 75-90 minut.

Stacja PKP Piaseczno Stacja PKP Piaseczno SŁAWOMIR KAMIŃSKI

Trzeba się narobić w ogarnięciu podwórka, ale mi się to podoba

Czytelnik o pseudonimie Pawnap:

W mieście też da się mieszkać w domu. Ja, żona i czteromiesięczna córka mieszkamy w mieście oddalonym o 30 km od Warszawy. Wybudowaliśmy dom w miejscu, w którym w odległości 200 metrów mamy dwa przedszkola, w tym jedno prywatne, szkołę podstawową, przychodnię wraz z apteką, w której pracuję i kilka sklepów. Do stacji PKP mamy ok. 800 metrów, okolica cicha i spokojna, boczna ulica z progami zwalniającymi, także ruch znikomy. Mamy dom 240 m2, koszt budowy wraz z zakupem działki to 600 tysięcy zł. Wiele rzeczy robiłem sam w wykończaniu wnętrza, to pozwoliło trochę zaoszczędzić kasy. Udało nam się zamieszkać w bardzo dobrej lokalizacji z zaletami życia na wsi. Fakt, trzeba się narobić w ogarnięciu podwórka, ale mi się to podoba, lubię siedzieć w domu, taki styl życia. Niby w mieście, a na wsi, niby na wsi, a w mieście.

To była jedna z najlepszych decyzji w życiu

Czytelnik o pseudonimieTommies:

Kilka lat temu podjąłem decyzję, aby zamiast większego mieszkania kupić segment pod Warszawą w Łomiankach. To była jedna z najlepszych decyzji w życiu. Mamy ciszę i spokój, miłych sąsiadów, a w domu mnóstwo przestrzeni i wygody. Do tego duży garaż, gdzie oprócz samochodu jest jeszcze miejsce na motor i rowery oraz przestrzeń na szafki z narzędziami. No i dodatkowo wielka piwnica, gdzie mam czas na moje hobby, czyli stolarstwo. Nie ma ciągłego upychania rzeczy jak puzzli, tak jest, gdy się mieszka w bloku. Wszystko ma swoje miejsce i wygodny dostęp. Do tego niewielki, ale wystarczający ogródek, w którym można zorganizować grilla, poopalać się i dla dzieciaka napełnić basen. Dojazdy do miasta są uciążliwe, ale to też kwestia dostosowania sobie pracy. W moim przypadku szefostwo wyraziło zgodę, abym przychodził na 7:30, a nie na 8:00, więc rano jadę prawie bez korków i wracam przed szczytem.

Plac Konfederacji Plac Konfederacji Fot. Krzysztof Śmietana

Mogliśmy kupić mały segment na Bielanach i nasze życie byłoby inne

Czytelnik o pseudonimie weterynaria_w_wa:

3 lata temu podjęliśmy decyzję o zakupie domu. Wymarzony dom na warszawskich Bielanach był poza naszym zasięgiem finansowym. Kupiliśmy dom 18 km od Warszawy. Za Łomiankami, w Puszczy Kampinoskiej. Niby tylko 18 km, ale do granicy Warszawy. Więc jeszcze plus drugie tyle do centrum. Po roku zamknęłam swój salon, bo byłam na granicy bankructwa. Zwyczajnie brakowało mi sił na codzienne dojazdy do centrum Warszawy: trzy, czasem cztery godziny w obie strony. Mąż urządził sobie pokój z łazienką w budynku swojej firmy. Mieszka tam. Do domu wraca w piątek. Mamy więc wielki dom z wielkim ogrodem w którym mieszkam pięć dni w tygodniu sama. Średnio dwa, trzy razy do roku mam zrywy, żeby wrócić do biznesu. Ale wiem, że nie dam rady. Dom pochłania mnóstwo mojego czasu i niestety radości z tego nie ma. Mogliśmy kupić mały segment na Bielanach i nasze życie byłoby inne. A do Puszczy Kampinoskiej jeździć w weekendy na spacer.

Rozwód z orzeczeniem o winie: jak to wygląda w praktyce? Rozwód z orzeczeniem o winie: jak to wygląda w praktyce? iStockPhoto

Tak naprawdę problemy zaczynają się przy rozwodach i próbie sprzedaży domu za milion

Czytelnik o pseudonimie Zenon Komender:

Co innego dom pod miastem, w przeważnie dobrze skomunikowanym Wrocławiu czy Poznaniu, a co innego w stolicy. Wyprowadzi się taki jeden z drugim na wieś, a potem płacz, że trzeba dzieciaki wozić i pół dnia spędza się w samochodzie.

Ja mam domek pod Poznaniem (dokładnie 3,2 km od granicy miasta) ze świetnym dojazdem do centrum, do pracy, z komunikacją autobusową co pół godziny, z nowymi szkołami ze świetną kadrą nauczycielską, ze wszystkimi marketami w promieniu 3 km. Miniosiedle z oświetleniem ulicznym i wszystkimi mediami, nawet z kablówką. Do pracy prawie w centrum mam 22 km obwodnicą i 14 km przez miasto. Na 8.00 jadę 30 minut, na 7.00 około 20 minut.

Jak ktoś się wyprowadza faktycznie na wiochę, to może mieć problemy, ale wyprowadzka tuż pod miasto - jak najbardziej. Ja bym się nigdy nie przeniósł z powrotem do miasta, a na starość sprzedam chatę, powiedzmy za pół miliona, wynajmę mieszkanie 100 m2 w centrum za 2,5 tys., za sto tysięcy odwalę niewielką chatkę gdzieś nad jeziorem i niczym się już nie będę przejmował, tylko podróże...

Dla szczęśliwej, kochającej się rodziny dojazdy nie są problemem. Trudno, wstanie się te 15 minut wcześniej. Tak naprawdę problemy zaczynają się przy rozwodach i próbie sprzedaży takiego domu za milion, z kredytem we franku. Drugim wielkim problemem może być ciężka choroba domownika.

Flota domowych aut Flota domowych aut fot: archiwum prywatne, jb

Trzeba wziąć pod uwagę koszt utrzymania floty domowych aut

Czytelnik o pseudonimie Jan staszic:

Kupując dom pod miastem, trzeba jeszcze wziąć pod uwagę koszt utrzymania floty domowych dwóch, trzech aut, ich ubezpieczenia, napraw i paliwa do nich. Auta podmiejskie częściej się psują ze względu na klimat i dziurawe drogi. Zajęcia dodatkowe dla dzieci to jest masakra, aczkolwiek kierowca dowożący ma godzinę dla siebie, którą może przeznaczyć na posiłek czy drzemkę w aucie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA