17 miesiąc: Zdradziecki plan

Moja mama oszalała. Chce przestać dawać mi cyca.

Najpierw usłyszałam, jak rozmawiała ze swoją koleżanką Dorotą, mamą mojej koleżanki Agaty. Rozmawiały o czymś zupełnie nieprawdopodobnym - o tym, że chciałyby odstawić nas od piersi. W ogóle nie rozumiem, co im przyszło do głowy! Jak to odstawić? A niby co ja będę jadła?! Te ohydne zupki? Te głupie jogurty? Te wstrętne kaszki? A może te obrzydliwe owoce?!

Mama powiedziała, że jest bardzo zmęczona karmieniem i nie ma już siły. Cały dzień jest nieprzytomna, bo ja budzę się 4-5 razy w nocy na ssanie, a bardziej jest mi potrzebna mama, która ma dużo energii i pomysłów niż wymęczona, niewyspana i zła. Faktycznie, ostatnio domagam się cycego częściej niż dawniej. Mama mówiła też, że nie chcę jeść normalnego jedzenia i mam mały apetyt. A mama Agaty powiedziała, że ona też już ma dosyć i że chciałaby się trochę uniezależnić i że czuje, że Agacie też by to dobrze zrobiło.

I wymyśliły plan - zdradziecki, podstępny plan. Zaczęło się od tego, że mama przytuliła mnie, kiedy się wygłupiałyśmy w łóżku i powiedziała, że w dzień już

nie będziemy używać cycego,

tylko rano i wieczorem. O, co to, to nie! - pomyślałam i zaczęłam płakać. Ale mama tylko mnie przytuliła i wcale nie chciała zrezygnować ze swojego planu. Byłam załamana. Na szczęście mama bawiła się ze mną, głaskała i tuliła, więc nie smuciłam się tak bardzo. Za to przez cały dzień prawie nic nie jadłam.

Dużo czasu spędzałam otwierając i zamykając drzwi lodówki - to moje ostatnie osiągnięcie. Najbardziej lubię tak walić drzwiami, że spadają z nich wszystkie magnesy. Mama trochę się denerwowała, ale tata powiedział, że muszę jakoś sobie radzić z frustracją i pozwolili mi trzaskać.

Następnego dnia mama dalej realizowała swój plan, a ja waliłam drzwiami lodówki i nic nie jadłam. Mama martwiła się moim niejedzeniem, a trzeciego dnia zadzwoniła nawet do naszego pana doktora. Powiedział (zdrajca!), że jak raz postanowiła przestać karmić, to musi wytrzymać i znieść moje złe humory. I że to zupełnie normalne. Mama ciągle mnie przytulała i przytulała, a wieczorem przysysałam się do cycego i bardzo długo sobie tak usypiałyśmy. Czwartego dnia zjadłam kaszkę i cały obiad (nie był taki zły).

Zrobiło się już całkiem ciepło i całe dnie spędzałyśmy z mamą w parku. Zabierałyśmy ze sobą jedzenie i picie. Coraz bardziej mi się podobało, że jestem niezależna od cycego - mam swój kubeczek i piję jak dorosła osoba.

Gorzej było w nocy.

Budziłam się kilka razy, ale mama tylko brała mnie do łóżka, przytulała i śpiewała kołysanki. Trzeciej nocy w ogóle się nie obudziłam, tylko spałam i spałam, a rano mama powiedziała do taty, że czuje się jak zupełnie inna osoba, bo to była jej pierwsza noc przespana w całości, od kiedy się urodziłam.

Rzeczywiście, była zupełnie inna - uśmiechnięta, pogodna, wymyślała fajne zabawy i nawet się nie złościła, kiedy w parku ciągle wchodziłam i schodziłam po schodach. Zaczęłam też jeść normalne jedzenie - szczególnie polubiłam kalafior. Po tygodniu czułam się tak znakomicie, że nie rzucałam się na mamę wieczorem i rano, a parę razy nawet zapomniałam o cycym i zasnęłam po kąpieli i kaszce.

Za to polubiłam smoczek,

którego do tej pory używałam bardzo rzadko. Kiedy robiło mi się smutno, przeważnie pędziłam do mamy przytulić się do cycy, ale teraz częściej pocieszałam się smoczkiem.

Z kolei Agatka znalazła sobie pluszowego pieska, którego wszędzie ze sobą nosi, a wieczorem ssi jego ucho. Dorota mówiła nawet, że nie może patrzeć, jak Agatka ssie pieska i że waha się, czy nie zrezygnować z tego całego odstawiania. Ale moja mama powiedziała Dorocie, że rezygnując teraz zrobiłaby Agacie krzywdę. Biedna Dorota była jednak coraz bardziej zmartwiona, chociaż Agatka wcale nie wyglądała na szczególnie zmaltretowaną. Aż któregoś dnia Dorota bardzo zadowolona z siebie oświadczyła, że Agata nie chciała ssać ani rano, ani wieczorem i że wygląda na to, że sama całkiem odzwyczaiła się od cycego.

Wtedy moja mama zachęcona ich sukcesem postanowiła zrealizować drugą część swojego planu i w ogóle

zrezygnować z karmienia.

Razem z tatą wymyślili, że to tata będzie mnie teraz usypiał. Mama była strasznie przejęta - wyjaśniła mi, że teraz już całkiem nie będzie cycego do jedzenia. Zrobiło mi się trochę smutno, ale raczej dlatego, że mama była smutna. Wieczorem po kąpieli mama przytuliła mnie i powiedziała "dobranoc". A tata czytał mi książeczkę.

Potem, jak co wieczór, nakarmiliśmy mojego misia i położyliśmy go spać do jego łóżeczka. Ale ja wcale nie chciałam spać i wyciągnęłam klocki. Tata pozachwycał się moją wieżą (umiem już budować taką z czterech klocków) i próbował położyć mnie spać. Nie miałam na to ochoty i już nawet nie z powodu cycego, po prostu towarzystwo taty działa na mnie bardzo orzeźwiająco. Śmiałam się i wyrzucałam zabawki z półek, a tata je zbierał i (nie wiem dlaczego) wcale się nie śmiał. Kiedy zaczęłam zdejmować piżamę, nawet trochę się zezłościł, ubrał mnie z powrotem i zaniósł do łóżka.

Przytuliliśmy się i tata stanowczo oświadczył, że idziemy spać. I zasnął. Wtedy szybko zdjęłam piżamę, wyszłam z łóżka i wyrzuciłam na podłogę wszystkie ubranka z szuflad. Potem wdrapałam się z powrotem do taty, zdjęłam pieluchę (uwielbiam to robić!) i założyłam tacie na głowę. Wyglądał bardzo ładnie, ale dalej spał. Zrobiło mi się smutno, bo przypomniałam sobie o cycym, więc trochę sobie popłakałam i zasnęłam.

Za to rano, kiedy zobaczyłam mamę, znowu przypomniałam sobie ssanie i

płakałam i płakałam,

i nie mogłam przestać. Tata i mama mnie przytulali, ale ja uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy znalazłam swój smoczek. Tak przeżyliśmy kilka dni. Wieczorem usypiałam z tatą, a raczej on zasypiał ze mną. Rano płakałam za cycym, ale coraz mniej.

Aż tata wymyślił poranną gimnastykę i tak mi się to spodobało, że kiedy rano się budziłam, nie mogłam się doczekać, kiedy zaczniemy ćwiczenia. Nasz pies Lucek zaczynał wtedy strasznie szczekać, zwłaszcza gdy tata stawał na głowie albo kiedy ja robiłam rowerek. A kiedy grałam z tatą w piłkę (niedawno nauczyłam się rzucać) biegał w tę i z powrotem, i próbował odgryźć tacie rękę. Mniej więcej po dwóch tygodniach przestałam tak bardzo tęsknić za cycym, tylko kiedy robi mi się smutno albo czegoś się przestraszę biegnę do mamy, żeby się przytulić.

Mama też już przestała się martwić. Jest wyspana, rzadziej się złości i w ogóle ma więcej energii - biega ze mną w parku i zabiera mnie na coraz dłuższe rowerowe wycieczki (dostałam piękny fioletowy fotelik przyczepiany do mamy roweru) i nie jęczy ciągle, że jest zmęczona. I to mi się podoba najbardziej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.