9 miesiąc: Jestem prawie dorosła

Może ktoś by mnie posadził! Wołam i wołam, i bardzo się złoszczę, bo zmęczyły mi się nóżki od tego stania, a sama nie potrafię usiąść.

Mama zaprosiła mnie do kuchni na drugie śniadanie i powiedziała, że dzisiaj będzie niespodzianka. Posadziła mnie w moim krzesełku i postawiła przede mną miseczkę czegoś biało fioletowego. Okazało się, że ta niespodzianka to jogurt z jagodami. Jest całkiem, całkiem. Zjadłam dwie łyżeczki tego jogurtu, ale o wiele bardziej podobało mi się wyjadanie jagód - wygrzebywałam je palcami, wpychałam do buzi i gryzłam. Tak! Gryzłam, bo mam już

cztery ząbki

- dwa na górze i dwa na dole. Są naprawdę piękne - białe i błyszczące. Wieczorami szczotkujemy je z Tatą moją szczoteczką. Tata powiedział, że niedługo kupi mi specjalną pastę, taką do mlecznych zębów, i będę myła zęby jak Mama i Tata. Już nie mogę się doczekać.

Ostatnio to ja zrobiłam Mamie niespodziankę. Mama czytała książkę, a ja zajmowałam się sobą. Przyczołgałam się do naszego niskiego stolika, podciągnęłam się i stanęłam na nóżkach. To nic wielkiego, stawanie na nóżkach to dla mnie pestka, ale udało mi się zrobić bokiem jeden kroczek, potem drugi i trzeci. Zatrzymałam się na chwilę zdumiona własnym talentem, a potem zrobiłam jeszcze dwa kroczki, trzymając się stolika, i stanęłam obok Mamy. Widocznie książka była bardzo ciekawa, bo Mama w ogóle nie zauważyła, że ktoś do niej idzie. Dopiero jak stanęłam przed nią, przestała czytać i spojrzała na moje nóżki. Co to się działo! Mama zamknęła oczy, otworzyła i jeszcze raz popatrzyła na mnie. Była tak zdumiona, że książka wypadła jej z ręki. I powiedziała, że

ja chodzę,

czy coś w tym rodzaju. Od tej pory ulubionym zajęciem naszej rodziny jest chodzenie ze mną za rączki. Co za niezwykła zmiana! Wszystko wygląda inaczej, a najbardziej Lucek, nasz pies. Do tej pory myślałam, że jest olbrzymem, a teraz, kiedy stojąc, podniosę rączkę do góry, mogę złapać go za ucho. Ponieważ na spacerach też koniecznie chciałam wychodzić z wózka i ćwiczyć chodzenie, pojechaliśmy do sklepu z butami dla dzieci. Na początku bardzo mi się podobało - dużo kolorowych butów i dużo dzieci, ale szybko się znudziłam i chciałam już iść, i ciągle robiłam "pa, pa". Rodzice pochwalili mnie za "pa, pa", ale powiedzieli, że jeszcze nie możemy iść, bo musimy kupić buty. Więc zaczęłam się złościć, bo przymierzyłam już kilka par, a Mama ciągle twierdziła, że wszystkie są niedobre. A to, jak mówiła, nie trzymały kostki, a to miały za wąskie noski albo były za sztywne, albo z kolei zbyt miękkie.

Najbardziej podobały mi się takie różowe, błyszczące buty w kwiatki. Bardzo ładne, moim zdaniem, chociaż Tata powiedział, że są okropne. Mama była coraz bardziej zdenerwowana, bo spędziliśmy w tym sklepie już półtorej godziny, a jej się nic nie podobało.

W końcu Tata powiedział, że on się nie zna na butach, ale czytał, że buty, które mają taką żółtą nalepkę ze stopą, są w porządku. Więc znaleźliśmy takie buty, bardzo ładne, kolorowe, płócienne. Wybrałam zielone w pieski, bo te pieski były trochę podobne do Lucka, i pomyślałam, że będzie mu miło. Sam biedaczek nie ma butów - widocznie kiedy chcieli mu je kupić, Mamie żadne się nie podobały i dlatego Lucek chodzi boso.

W tych moich nowych butach tak naprawdę najbardziej spodobała mi się nalepka z ceną. Ostatnio

lubię malutkie rzeczy.

Metki, paproszki, wiszące nitki, dziurki, guziczki i śrubki. Kiedy Mama czyta mi książeczkę i opowiada, co jest na obrazkach, bardzo lubię paluszkiem obrysowywać małe kształty, np. oczy kotka albo płatki kwiatków. W jednej książce umiem pokazać na obrazku misia i pieska. Umiem też pokazać paluszkiem Mamę, Tatę i Lucka. Biedni rodzice chyba zupełnie nie mogą się sami w tym połapać, bo ciągle pytają mnie: "Gdzie jest Mama?", "Gdzie jest Tata?". Kiedy im pokażę, cieszą się jak dzieci.

Coraz więcej czasu poświęcam teraz na własne zajęcia, już przecież jestem duża. Na przykład bardzo lubię ciągnąć za zasłonkę w pokoju, bo wtedy na ścianie widać cienie. Umiem już zapamiętać, co się dzieje, kiedy coś nacisnę albo coś popchnę, i lubię powtarzać te czynności. Lubię też wkładać małe rzeczy w większe - moje ulubione zabawki to wiaderko i pudełko po kremie. Wkładanie i wyjmowanie to naprawdę fascynujące zajęcie.

Bardzo też podobają mi się klocki. Często wysypujemy je z Mamą na podłogę i świetnie się bawimy. Mam drewniane klocki - są doskonałe do stukania i rzucania, i plastikowe, takie puste w środku - świetne do gryzienia, oraz takie wypchane gąbką - najlepsze do ściskania rączkami. Mama buduje wysokie wieże, a ja popycham je rączką - bach!

Już po wieży! Bardzo lubię takie budowanie. Mama chyba też, bo buduje mi domki dla misiów i garaż na samochodzik, i pałac dla królewny, o której mamy książeczkę.

Wczoraj na spacerze

zgubiłam czapeczkę,

taką moją ukochaną. Tej czapeczki nie noszę już na głowie, bo jest na mnie za mała - służy po prostu do lubienia. Kiedy zasypiam, zwijam ją w kłębek i przytulam do buzi, ale w ciągu dnia też lubię ją mieć pod ręką. No i zgubiłyśmy ją wczoraj, chyba wypadła z wózka. Bardzo rozpaczałam z tego powodu - czułam, że nie zasnę bez mojej czapeczki, czyli że nie zasnę już nigdy.

Chodziłyśmy z Mamą po parku i chodziłyśmy, ale czapeczki ani śladu. Kiedy już miałyśmy wracać do domu, nagle patrzymy, a na krzaku bzu nad stawem wisi coś czerwonego - okazało się, że to moja czapeczka. Cudownie odnaleziona biało czerwona czapeczka! Od razu przytuliłam ją do buzi i zasnęłam.

Więcej o:
Copyright © Agora SA