Podróże z dzieckiem - Nad Narwią

Choć Marianna ledwo jeszcze chodzi, upiera się, by szlaki i szczyty pokonywać samodzielnie. W efekcie jesteśmy zasapani wszyscy troje.

Upodnóża wielkiej góry wije się sieć niebieskich żył. Wygląda, jakby kiepska tkaczka porozrzucała posupłane nitki. To Narew, rozgałęziająca się na sieć małych kanalików. Raz łączą się, raz rozdzielają, tworząc rzekę płynącą kilkoma korytami. Żeby to obejrzeć, wspinamy się na szczyt. Jesteśmy w okolicach Łomży. Mania pnie się w górę. Chodzi od niedawna, ale upiera się, że sama zdobędzie szczyt. Szybko jednak traci zapał. Kończy się tak, że oboje przerzucamy ją sobie z rąk do rąk. Ale warto! Na górze Marianna aż gwiżdże z zachwytu. Nam też zapiera dech w piersiach.

ŚLADAMI PSÓW I GOŁĘBI

Łomżę zawsze traktowaliśmy jak miasto tranzytowe. Tym razem jednak Marianna zmusza nas do wejścia w miasto. Ruszamy na spacer uliczkami, które dają doskonałe schronienie od wiatru. Nad małymi sklepikami unoszą się ciężkie chmury. Nauczeni podróżniczym doświadczeniem wyposażamy bobasa w przeciwdeszczową pelerynę, czapę chroniącą przed wiatrem i kalosze.

Odkąd Marianna nauczyła się chodzić, na spacerach ćwiczymy się w sztuce cierpliwości. Średnia prędkość - 200 metrów na godzinę. Bo wszystko jest ciekawe - papierek leżący na chodniku, latarnia, witryna sklepu mięsnego z kurą namalowaną na szybie. Mania idzie, kuca, podbiega, staje. I tak w kółko. Nasze dziecko uśmiecha się do wszystkich i jest otwarte na świat. Udaje nam się zobaczyć łomżyński rynek z kolorowymi kamienicami wokół, przez płot zerkamy na dziedziniec katedry. Śledzimy bezpańskie psy, poznajemy szlaki miejskich gołębi. Postanawiamy bliżej przyjrzeć się Narwi, która podobno o każdej porze roku wygląda inaczej.

DIABEŁ TKWI W WIERZBIE

Dziś woda jest ciemnoniebieska. Na płaskiej dolinie gdzieniegdzie wyrasta wierzba. Według wiejskich wierzeń - siedziba diabła. Diabelsko też duje wiatr. O tej porze roku z pogodą nie ma żartów. Jesteśmy w Łomżyńskim Parku Krajobrazowym Doliny Narwi. Góra, na która weszliśmy, to dawny... stok narciarski. Są jeszcze ślady po wyciągu. Spacerujemy po szerokiej dolinie Nar-wi. Nad rzeką latają ptaki. Te, które potrafią przetrwać mrozy, bo boćki już dawno odleciały.

Kiedyś lasy były tu tak gęste, że miejscowi w razie ataku obcego plemienia chowali się pod zwalonymi pniami drzew. Zamków warownych na próżno tu szukać. Za to czasem słychać ryk łosia z pobliskiego Biebrzańskiego Parku Narodowego. Z nosami czerwonymi od zimna ruszamy do cywilizacji, w stronę Tykocina.

CYMES DLA BOBASA

To podlaska perełka. Architektura zachwyca od pierwszego spojrzenia. Kościół, niektóre domy i synagoga są barokowe, ulice brukowane, a przy rynku stoi hetman Czarniecki z buławą, która fascynuje naszego Bobasa. Nie na długo jednak, bo Mani burczy w brzuszku. Apodyktycznym tonem wypowiada głośne "am, am!". Wstępujemy więc do świetnej knajpy "Tejsza". Po chwili każde z nas dostaje porcję cymesu - gulaszu z wołowiny z marchwią i rodzynkami. Wielkie błękitne oczy Mani świecą się na widok jedzenia jak dwa ogniki. Po chwili te dwa ogniki to jedyna część twarzy, która jest czysta. Od kiedy nasze dziecko posługuje się samodzielnie łyżeczką, Tata zostawia w restauracjach duże napiwki. Dlaczego? Bo stolik po naszym wyjściu tonie w okruchach, obrus ma tłuste plamy, a pod krzesłami leżą kawałki obiadu...

WIEŚ BOCIANÓW

Jedziemy w stronę Pentowa: Europejskiej Wsi Bocianiej. Taki tytuł może dostać tylko jedna miejscowość w kraju. A ponieważ co czwarty bociek na świecie mieszka w Polsce, to wyróżnienie jest naprawdę wyjątkowe. Zwłaszcza że większość gniazd w Pen-towie umościło się na terenie jednego tylko gospodarstwa - wokół starego dworu państwa Toczyłowskich. Wszystko zaczęło się, gdy dwanaście lat temu wielka burza zniszczyła boćkom sąsiednie gniazda. Zaczęły więc naprędce budować nowe. Dziś rok w rok mieszka tu ponad 20 bocianich par, a dzieciaki z całej Polski przyjeżdżają je podziwiać ze specjalnych wież.

Niestety, żaden bociek nie poczekał na przyjazd Marianny. Wszystkie odleciały już do ciepłych krajów. Oglądamy je na zdjęciach. Marianna podnosi ręce w górę; tak, jak za każdym razem, gdy zobaczy lecące ptaki. Jesteśmy tu nad starorzeczem Narwi. Spacerujemy po kolana w kolorowych jesiennych liściach, wdrapujemy się na wieżę obserwacyjną i obiecujemy sobie, że za rok tu wrócimy. Tym razem wiosną, by pokazać naszemu Bobasowi pierzaste bobasy bocianów.

DZIECI ROSNĄ LATEM I WIOSNĄ...

Jesienią, gdy ubranko dziecka jest grubsze, czas na przegląd fotelika i upewnienie się, czy nie trzeba przesadzić dziecka do nowego, dostosowanego do jego aktualnego wzrostu i rozmiarów. Zapinając dziecko szelkami w foteliku, sprawdź, czy są na wysokości ramion. Wyreguluj także wysokość zagłówka i wkładki.

Wybierając model dla starszaka, zabierz go z sobą na zakupy, by nie tylko przymierzyć do nowego fotelika, ale i poprosić o pomoc w wyborze koloru tapicerki - maluch poczuje, że wybór fotelika to wasza wspólna, ważna decyzja.

Copyright © Agora SA