Czy rodzice cię okłamywali?

"Nie wolno kłamać" - mówili, aby zaraz potem na pytanie: "Skąd się bierze sól?" wymyślać grubymi nićmi szytą historię o krasnoludkach pracujących dla nas pod ziemią. Kiedy nagle i niespodziewanie umarł dziadek, połykając ból starali wmówić ci, że to tak naprawdę dobra nowina, bo "dziadzia będzie teraz w niebie".

Przywykliśmy do myśli, że kłamstwo to coś bardzo złego, coś, czego należy unikać i wstydzić się. Ta zasada była nam wpajana przez mamę i tatę, którzy przyłapawszy na kłamstwie ze srogą miną grozili nam palcem. Paradoks polega na tym, że jednocześnie "wciskali nam niezłe kity".

To właśnie dzieci są grupą ludzi najbardziej oszukiwaną. Często zupełnie od niechcenia, bezrefleksyjnie udzielamy naszym pociechom nieprawdziwych informacji, które nie przeszłyby nam przez gardło w rozmowie z kolegą czy sąsiadką. Dzieci, niedoświadczone, nierozumiejące do końca zasad rządzących światem, bezgranicznie nam ufające, zazwyczaj uwierzą we wszystko. Więc cieszymy się, że dzięki temu komunikacja idzie gładko. Niewygodne, nudne czy trudne do wytłumaczenia prawdy zostały przerobione na informacje akceptowalne i dla nas, i dla dziecka. Ono jest zadowolone, my mamy poczucie satysfakcji, wszyscy w najlepszej komitywie udają się na lody. Czy zupełnie nie mamy wyrzutów sumienia? Poczucia, że nie do końca jesteśmy fair?

Od niechcenia

Nie ma co ukrywać: bezustanne pytania dzieci są niezmiernie męczące. Kiedy padają jak z karabinu maszynowego między kotletem a telefonem klienta, tuż po wrzasku "Nie założę tych spodenek, aaaaaaa!", skrupulatne przygotowywanie odpowiedzi jest ostatnią rzeczą, na którą mamy ochotę. Odpowiadamy wtedy cokolwiek, byle na chwilę mieć upragniony spokój. Co zmyślniejsi rodzice dorabiają do tego ideologię.

- Ja bardzo często zmyślam jakieś twórcze rzeczy, zamiast powtarzać w kółko nudną prawdę. To nie jest żadne kłamstwo - twierdzi Michał, tata czteroletniego Frania. - Przecież on pyta o jedno i to samo czterdzieści razy dziennie. Czy mam zwariować z nudów, zawsze być poprawny politycznie? Muszę wymyślać jakieś różne dziwne odpowiedzi, dla własnej higieny psychicznej. A jego to uczy kreatywności.

Pomysłowość przydaje się w wychowaniu, ale jego podstawą jest zapewnienie bezpieczeństwa. Czym innym są szalone historie opowiadane w podróży, a czym innym wyjaśnianie rozmaitych zjawisk. Dziecko, zwracając się do swego guru, czyli mamy lub taty, chce usłyszeć informację, którą będzie mogło wykorzystać w konstruowaniu mapy swojego świata. Jeśli ta informacja jest za każdym razem całkowicie inna i tak naprawdę nijak się ma do rzeczywistości, dziecko może zacząć tracić grunt pod nogami.

- Mój tata był specjalistą w "twórczych" odpowiedziach na moje pytania - opowiada Klaudia. - Dlaczego umyłeś głowę, tatusiu? Bo zalęgły mi się takie wieeeelkie wszy. Dlaczego babcia nie przyjdzie na obiad? Bo pojechała do Honolulu. Może to było i zabawne, ale od pewnego momentu słuchając tego miałam tylko poczucie, że mnie kompletnie lekceważy. Więc przestałam pytać.

Ze strachu

Dzieci, wprawdzie ufne i naiwne, nie są wcale takie bezbronne, jak by mogło się wydawać. Potrafią z powodu koloru podkoszulka zrobić awanturę godną Iwana Groźnego, pozbawiając nas do końca dnia radości życia. Nie jest więc dziwne, że instynkt samozachowawczy podpowiada rodzicom, żeby unikać takich sytuacji. Często więc próbujemy przemilczeć coś lub podać w przyjaźniejszym sosie. Zwłaszcza, jeśli przeczuwamy, że powiedzenie prawdy wywoła tylko awanturę.

- Kiedy wychodzę do pracy, Misiek zawsze bardzo płacze - opowiada Andrzej. - Więc nauczyłem się brać ze sobą kosz na śmieci i udawać, że wychodzę je wyrzucić. I że zaraz wrócę. Potem już tylko moja żona ma za zadanie odwrócić jego uwagę. Dzięki temu przez cały dzień nawet nie uroni łzy. I wita mnie z radością.

Opracowując takie "strategie" trzeba pamiętać, że dzieci nie są głupie. Często nie da się rozpoznać, jak dalece przejrzały postępowanie rodziców. To, że dziecko nie komentuje naszego oszustwa, nie znaczy, że je zignorowało. Bywa, że właśnie przemilczenie jest znakiem, jak mocno zostało ono zapamiętane.

- Pamiętam moje dzieciństwo jako pasmo krętactw ze strony rodziców - opowiada Marek. - Im się wydawało, że są tacy sprytni, a ja od razu wyczuwałem fałsz i to strasznie podkopywało moje zaufanie. Bardzo się staram, żeby mój synek mi ufał. Dlatego wolę czasem się narazić na nieprzyjemności, ale przekazać mu prawdę. To jest trudne, przyznaję. On przecież nie czuje wdzięczności; bierze moją szczerość za oczywistość. Więc skupia się na tym, co ta prawda dla niego oznacza. Ostatnio kopnął mnie ze złością, bo w ciastkach było mleko, na które jest uczulony. Żeby był spokój, wystarczyło nic nie tłumaczyć, tylko schować ciastka i powiedzieć, że się skończyły.

Dla sprawy

Mimo wszystko rodzicielski lęk o siebie i własne samopoczucie jest mniejszy niż troska o dobre samopoczucie dziecka. Stąd biorą się kłamstwa, które stosujemy także wobec innych dorosłych, z przekonaniem, że robimy dobrze. Że w tym przypadku nie można się zachować inaczej. Taka postawa najczęściej dotyczy śmierci bliskiej istoty.

- Ola hodowała świnkę morską i strasznie była do niej przywiązana - mówi Tomek. - Pewnego dnia, kiedy była w przedszkolu, świnka ni stąd ni zowąd zdechła. Co mieliśmy jej powiedzieć? Przecież prawdy by nie zniosła. Więc wymyśliliśmy, że pojechała na wakacje. Ola płakała, ale przynajmniej nie miała poczucia, że świnka znikła na zawsze. Co jakiś czas pokazujemy jej kartki pocztowe, które rzekomo świnka przysyła z podróży.

Śmierć ulubionego zwierzątka jest bolesna, ale nie do porównania ze śmiercią ukochanej osoby. Taka strata dotyka całą rodzinę. Rodzice, bardzo cierpiąc, chcą przynajmniej zaoszczędzić tego bólu dziecku. Często wikłają się przez to w tłumaczenia, które tylko dziecko dezorientują.

- Warto pamiętać, że na ogół lepiej jest mówić dzieciom prawdę niż oszukiwać - stwierdza w czasopiśmie Dziecko Justyna Dąbrowska, psychoterapeutka. - To ważne, by pokazać dziecku, że dorośli także przeżywają trudne i bolesne chwile. To dobrze dla dziecka, jeżeli widzi, że mama płacze, ale potem jakoś daje sobie radę. Nawet jeżeli nic nie mówimy, dzieci wyczuwają nasze nastroje. Lepiej, jeżeli wiedzą, co się dzieje, jeżeli nie muszą się domyślać. Domysły są na ogół straszniejsze od prawdy.

Z przekonania

Mimo że nadal wiele rodziców kłamie swoim dzieciom jak z nut, to sam fakt, że część zaczęła się nad tym zastanawiać, świadczy o dokonującej się zmianie. Skupienie na podmiotowości dzieci jest nowym zjawiskiem w naszej kulturze. Jeszcze za czasów naszych rodziców okłamanie dziecka było czymś jak najbardziej oczywistym.

- To był po prostu podstawowy sposób na poradzenie sobie z dziećmi - opowiada Maria, mama trójki dorosłych kobiet. - I było to uważane za normalne, wręcz dobre. Szło się do sklepu i nie chciało się zabierać ze sobą dziecka - mówiło się że w sklepie jest pan policjant i może je zaaresztować. Chciało się, żeby zjadło obiad - mówiło się że ma się dla niego niespodziankę, która nie istniała, a po zjedzonym obiedzie zajmowało się je czymś innym. To się nazywało "odwracanie uwagi" i było uważane za rozsądną metodę wychowawczą.

Wielu zwolenników i zwolenniczek drobnych rodzicielskich kłamstewek stwierdzi: No właśnie. My byliśmy non stop okłamywani i wyrośliśmy na normalnych, zdrowych ludzi. I rzeczywiście, nie można orzec jednoznacznie, że kłamanie dzieciom wyrządza ich psychice poważną krzywdę. Zwłaszcza, że żyć w całkowitej prawdzie jest bardzo trudne, a w niektórych sytuacjach wręcz niemożliwe.

Dlatego zadając sobie pytanie: "Kłamać czy nie kłamać?" warto skupić się na naszej relacji z dzieckiem. Zastanowić się, czy zależy nam na szczerej, opartej na szacunku więzi. I czy codzienne kłamstewka nas do tego celu przybliżają. Bo każdy człowiek, niezależnie od wieku, lubi być traktowany poważnie. Prawdopodobnie my sami, gdybyśmy mogli cofnąć czas i zmienić coś w naszym dzieciństwie, życzylibyśmy sobie przede wszystkim: "Żeby rodzice mnie nie okłamywali".

Praca sekretarka - oferty pracy na Pracawbiurze.pl

Więcej o:
Copyright © Agora SA